Od Nowego Roku będę... [felieton Jacka Fedorowicza]

Dziś podejmę postanowienie noworoczne, ale przedtem sprostuję głupstwo, które mi się wypsnęło na łamach RW w numerze październikowym 2016 roku.

felieton Jacka Fedorowicza, Jacek Fedorowicz, test Coopera, odwrócony test Coopera fot. shutterstock.com
Jacek Fedorowicz przeprosił się z klasycznym testem Coopera / fot. shutterstock.com

Było tak: wygłosiłem pean pochwalny na cześć odwróconego testu Coopera. Odwróconego, czyli nie biegniemy 12 minut i sprawdzamy, ile metrów przebiegliśmy, lecz biegniemy sześć okrążeń stadionu i sprawdzamy, ile czasu nam to zajęło (Przeczytaj ten felieton: Kuper Coopera [felieton Jacka Fedorowicza]).

Test klasyczny pokazuje, jaką testowani mają kondycję – od kiepskiej po doskonałą, z uwzględnieniem kategorii wiekowych i płci, na podstawie przebytego dystansu. Tabele testu odwróconego – na podstawie osiągniętego czasu. Obie tabele – tu pretensja na marginesie – zaczynają się od dzieci, a kończą na K60+ i M60+. Uważam to za karygodną dyskryminację i lekceważenie seniorów, którzy są przecież przyszłością narodu, i to w coraz większym stopniu w związku z katastrofą demograficzną oraz wydatnym przedłużeniem przeciętnej długości życia. Do tego dochodzi obniżka wieku emerytalnego, bo cóż może być lepszego od biegania, by spędzać pożytecznie nagle otrzymany czas wolny?

Latami snułem przeróżne przypuszczenia, dlaczegóż to zupełnie się nie przyjęły ułatwienia w teście Coopera, opracowane w latach 80. Nikt nie chciał z ułatwień korzystać. Zamiast łatwiejszego łapania czasu po 6 okrążeniach, wszyscy woleli trudniejsze mierzenie dystansu po 12 minutach. Nie wpadło mi do głowy tylko jedno rozwiązanie: że mianowicie ułatwienia nie były żadnymi ułatwieniami…

Moje rozważania o przewadze odwróconego Coopera nad klasycznym dotyczyły osób, które nie mają możliwości lub ochoty na start w teście organizowanym, a chciałyby od czasu do czasu test taki przeprowadzić sobie pokątnie. Czyli samotnie, znalazłszy jakiś pusty stadion z wymiarową bieżnią. Dla nich właśnie test klasyczny – według mojego felietonu – miał być gehenną. Opisywałem liczne niewygody, jakie czekają na samotnika, bo najważniejsze, finiszowe metry musiałby pokonywać wpatrzony jak sroka w gnat w zegarek (niebezpieczeństwo wpadnięcia na jakąś przeszkodę), a potem długo by roztrząsał, w którym dokładnie miejscu złapała go dwunasta minuta.

Wszystko bzdury! Odwołuję uroczyście, przepraszam i podejmuję solenne zobowiązanie noworoczne, że od 1 stycznia 2017 roku już nigdy nie ośmielę się wychylić w RW z żadną poradą, której uprzednio dokładnie nie przetestowałem. A tak niestety było z klasycznym Cooperem.

Całe życie robiłem testy Coopera wg tabel „czasowych”, pokochałem je, notowałem wyniki, miałem obraz postępów na przestrzeni prawie czterech dekad i moja wyobraźnia, otumaniona miłością do testu odwróconego, podsuwała mi nieprawdziwe obrazy kłopotów z testem klasycznym.

Dopiero w zeszłym miesiącu wpadło mi do głowy, żeby na starość spróbować. Stadion Agrykoli był pusty, miałem zwykły zegarek z sekundnikiem i co? 12 minut dało się wypatrzyć bez żadnego kłopotu, miejsce zatrzymania też.

Serdecznie wszystkich zachęcam do prób indywidualnych! Odwołuję ze wstydem wszystkie opisy rzekomych kłopotów i obiecuję, że nigdy więcej. Wstyd mi do dziś, pocieszam się tylko, że wynik miałem 2050 m. Mizerny bo mizerny, ale określony w tabelkach jako „dobry” dla kategorii M60+. A ja od stycznia jestem w M80+, więc nie jest tak źle, a do tego mam dowód, że żyję.

JF

Felieton ukazał się w numerze styczeń-luty 2017 magazynu Runner's World.

REKLAMA
}