Parada komentatorów [felieton Jacka Fedorowicza]

Co pokrzykują przechodnie, gdy się przebiega obok nich? Mam tu doświadczenie bogate. Różne uwagi podczas codziennej (wyjąwszy okresy pokontuzyjne) przebieżki słyszę od lat mniej więcej czterdziestu.

Lekkim krokiem - felieton Jacka Fedorowicza
rys. Jacek Fedorowicz

Słyszę dokładnie, a to dzięki temu, że nie byłem nigdy szczególnym miłośnikiem muzyki. Nie chodziłem na koncerty z monstrualnym nagłośnieniem, nie katowałem uszu walkmanem ze słuchawkami i dzięki temu udało mi się zachować zaskakująco dobry słuch do późnej starości. Słyszę więc wciąż, choć ostatnio coraz mniej. Bieganie zrobiło się tak popularne, że niebiegająca reszta właściwie już przestała zwracać na nas uwagę.

Postanowiłem więc podejść do zagadnienia jako do zjawiska historycznego, które już nie może przynieść nowych obserwacji, i usystematyzowałem zebrany materiał, dzieląc go na grupy.

Grupa pierwsza – pokrzykiwania na pozór dopingujące. Grupa najliczniejsza. Tu występują najczęściej: "Tempo, tempo!", "Szybciej, stary!", "No dawaj, dawaj, dziadku!", "Co tak wolno? Raz! Raz! Raz!", lub w wersji dla zaawansowanych matematycznie: "Raz! Dwa! Raz! Dwa!" i okrzyki pokrewne.

Ciekawostka: w jakimkolwiek tempie trenujący biegacz pokonywałby swoją trasę, jego tempo będzie dla pokrzykujących zawsze zbyt wolne. Biegacz może się właśnie rozgrzewać i wlec noga za nogą, może z wywalonym jęzorem z najwyższym wysiłkiem biec w okolicach życiówki na 400 metrów, nie ma znaczenia – zawsze usłyszy, że za wolno. Nie należy jednak sądzić, że celem pokrzykiwań dopingujących zaliczonych do tej grupy jest dodanie sił biegnącemu; nie, raczej chodzi o to, by dać mu do zrozumienia, że jest patałachem.

Oczywiście rzecz nie dotyczy zawodów – wtedy doping jest prawdziwym dopingiem. Mówimy tu o pokrzykiwaniach wykonywanych przez przypadkowych świadków naszych codziennych mozolnych wybiegań.

Grupa druga – odwrotna, pokrzykiwania zwalniające. Mają one z reguły charakter filozoficzny. "Zawsze ten pośpiech!", "I po co to tak biec?", "Gdzie ci się spieszy?", "Myślisz, że umrzesz zdrowszy?" i podobne, sugerujące, że tylko życie na zwolnionych obrotach ma sens.

Grupa trzecia – inwektywy. Brzydkie wyrazy wykrzykują lub (częściej) wymamrotowują nie mijani przechodnie, lecz ludność chwilowo osiadła, czy raczej przysiadła. Przysiadła, siedzi i popija winko. Widok biegnącego budzi w tych osobnikach coś w rodzaju nieuświadomionej w pełni tęsknoty za innym modelem życia, którą chcą zagłuszyć przy pomocy agresji słownej. Podstawową rolę pełni tu czynnik zazdrości, choć pokrzykujący oczywiście nigdy się do tego nie przyznają.

Grupa czwarta – okrzyki aprobujące. Nieczęsto się zdarza jakieś "Brawo!" czy "Nooo… dobrze, dobrze!", ale zdarza się: z tym że biegacze młodzi muszą na nie poczekać tak gdzieś do pięćdziesiątki. Wcześniej na komplement może zasłużyć ewentualnie biegacz młody, ale bardzo otyły, którego widok sprawia wrażenie, że ten właśnie bieg to ostatnia czynność w jego życiu wykonywana tuż przed zejściem.

Poza takimi przypadkami aprobata jest zarezerwowana dla starszych, których chwali się za to, że siwy, ledwo człapie, ale jednak mu się chce. I jest to aprobata słuszna.

Grupa piąta – odezwania dziwaczne. Nadspodziewanie często słyszałem: "Stary, masz papierosa?" albo: "Masz ognia?". Nigdy nie pojmę, jakimi drogami chadza myśl osobników zadających takie pytania. Pomysł, że człowiek, który wybiega na trasę w samych spodenkach biegowych i T-shircie bierze ze sobą papierosy i zapalniczkę, wydawał mi się zawsze obłędny. Może dla palacza byłoby to normalne. Tyle że palacze raczej nie biegają. a biegacze raczej nie palą, więc skąd to dziwne pytanie?

Skoro mowa o używkach, to raz mi się zdarzyło usłyszeć pytanie zadane tak dramatycznym tonem, że zapamiętałem je na zawsze. Biegłem wzdłuż Wisły w zamierzchłych czasach, kiedy przy ścieżce spacerowo-rowerowej stał kiosk z napojami o nazwie "Żagielek" i był jedyny w okolicy. Zza krzaków wyszedł mężczyzna ewidentnie dręczony kacem. Na mój widok wykrzyknął: "Jest piwo w »Żagielku?«". Widocznie skojarzył: facet biegnie w kierunku kiosku, znaczy musi mieć ważny powód. A czy na kaca może być coś ważniejszego od piwa?

Ostatnie pytanie z grupy nietypowych. Robię pętelki dookoła Kanału Piaseczyńskiego na czas. Dobrze jest zrobić czasem drobny sprawdzian. Na ostatnim kółku dopada mnie duży pies z głośnym ujadaniem i wyraźną chęcią pożywienia się mną. Oganiam się od psa, chcę żądać interwencji właścicielki, która na szczęście jest w pobliżu, ale zasapany nie jestem w stanie, za to niezasapana właścicielka pyta mnie z najwyższą pretensją w głosie: "Nie może pan stanąć? I przejść? Nie widzi pan, że pies się denerwuje?!".

JF

Ten felieton był pierwotnie opublikowany w magazynie Runner's World w numerze listopad 2011

REKLAMA
}