Na drodze w okolicach Monako Gary Lough spierał się z Paulą Radcliffe o sposób, w jaki powinno zwracać się do księcia Alberta. Radcliffe ubrana była w czarną, zapinaną na zamek kurtkę i leginsy do biegania. Na twarzy Pauli promieniał uśmiech. Z Loughem od ośmiu lat byli małżeństwem. Gary poprowadził samochód w kierunku Parc Naturel Departamental de la Grande Corniche, czyli jednego z tych pięknych miejsc na świecie, w których trenuje Radcliffe.
Okolice miasta Albuquerque w Nowym Meksyku doskonale nadają się do treningów zimą, z kolei Pireneje francuskie do trenowania latem. W kolejnych miesiącach Radcliffe miała biegać w Anglii, Irlandii i RPA, potem znowu w Anglii, aż wreszcie w Macao, gdzie jest gorąco i gdzie Brytyjczycy przygotowywali się do olimpiady w Pekinie.
Dzień wcześniej przylecieli do Monako z Wielkiej Brytanii. Gdy zobaczyła ich stewardessa, bez wahania powiedziała: "Pani Paula Radcliffe - 2:15.25. Czyż nie?". To rekord świata w maratonie - wynik, jaki Paula uzyskała w 2003 roku w Londynie. Jak na razie nikt nie jest w stanie go pobić.
Rytmiczny odgłos kroków oznajmił przybycie Radcliffe. Gdy zaczęła rozciąganie, wyglądała na zrelaksowaną i szczęśliwą. Miesiąc wcześniej wygrała ING New York City Marathon. Osiągnęła czas 2:23.09 - jak na jej własne standardy raczej średni. Ale tym triumfem zamknęła trudne półtora roku. Najpierw zaszła w ciążę. Była zachwycona, ale spodziewając się dziecka, ciężko osiągać wyniki na światowym poziomie. Potem przyszedł czas porodu i powrotu do sił. Aż wreszcie trzymała na rękach Islę, pozując do zdjęć na linii mety w Nowym Jorku.
Radcliffe, zgięta wpół, delikatnie rozciągała ścięgna udowe. "Pamiętam, jak biegałam tu w szóstym miesiącu ciąży. Pewien facet pytał mnie, czy naprawdę powinnam to robić".