„Kto wskocy na najwysy stopień, ten misc!”– krzyczy szczerbaty kumpel 7-letniego Piotrka Łobodzińskiego. W 4-piętrowym bloku w Bielsku Podlaskim właśnie rozpoczynają się najważniejsze w życiu zawody o miano podwórkowego bohatera.
Jest 1992 rok. Artur Partyka wskoczył właśnie na trzeci stopień podium podczas igrzysk olimpijskich w Barcelonie, a do finału trójskoku wszedł Eugeniusz Bedeniczuk z ich miasta. Chłopaki wskakują na czwarty lub piąty stopień schodów, pękając z dumy. Przy drzwiach staje Piotrek, kolej na niego. Bierze zamach, wybija się z jednej nogi i ląduje na szóstym! Wygrywa przy okrzykach kumpli.
Jeszcze nie zdaje sobie sprawy, że ten dreszcz zwycięstwa, tak niesamowity, będzie pojawiał się także w kolejnych latach, po pokonaniu tysięcy schodów.
„Co ciekawe, w rodzinnym mieście mieszkałem na parterze do czasu rozpoczęcia studiów w Warszawie. W Bielsku Podlaskim nawet nie było 10-piętrowych bloków. Te 8 stopni dzielących parter od drzwi wejściowych zawsze zeskakiwałem” – mówi Piotr Łobodziński.
Drugi stopień, czwarte miejsce
W podstawówce i szkole średniej intensywnie gra w siatkówkę, próbuje swoich sił w piłce nożnej, tenisie, biega przełaje i na orientację. Wciąga go badminton. Piotrek porusza się szybko i zwinnie, a do tego ma wytrzymałość dzięki bieganiu. We wszystkich dyscyplinach dobry, zawsze w czołówce, ale nie najlepszy. Potem na studiach wciągają go wspinaczka i rajdy przygodowe.
„Wszystkie uprawiane dyscypliny traktowałem raczej jako zabawę, chodziło o fajne spędzenie czasu. Do 2011 roku nie trenowałem wyczynowo” – wspomina. Aż tu pewnego dnia kolega ze studiów i startów w akademickich przełajach, Bartek Świątkowski, wysłał mu link do strony z biegiem na wieżowiec Rondo 1 w Warszawie.
„Gdzieś wcześniej obijały mi się o uszy nazwiska najlepszego Polaka Tomka Klisza czy Niemca Thomasa Dolda, czyli ówczesnych najlepszych biegaczy po schodach, ale nie myślałem o żadnym starcie” – mówi Piotr.
Była mroźna zima 2011 roku. Wizja pokonania w maju wysokiego budynku tak mu się spodobała, że zaczął mocno trenować, prawie wyczynowo. Wolne od treningu robił sobie raz w tygodniu. Zamiast biegać na zewnątrz przy -15 stopniach, trenuje na klatce schodowej swojego 10-piętrowego bloku.
Żeby nie włączać na każdej klatce schodowej światła, biega z czołówką na głowie. W bloku traktują go jak kosmitę. Trudno wyczuć kto miał większego stracha: czy pieski wyprowadzające na klatkę swoje pańcie, czy on sam, gdy sadził susy na ostatnie piętro. Na Rondo 1 wbiega jako czwarty.
Komentarze