Trąbią na nas, krzyczą, poganiają, hałasują, a my i tak ich lubimy. Zawsze pojawiają się w odpowiednim momencie: kiedy dopada nas kryzys, kiedy zmęczone nogi zaczynają stają się ciężkie jak z ołowiu, a mózg podsuwa podstępne pytanie: "I po co się tak męczysz?". Bez kibiców bieganie nie byłoby ani takie przyjemne, ani takie łatwe. Dobry kibic to dla biegacza dodatkowe źródło energii i deska ratunkowa, kiedy dochodzimy do ściany.
W Berlinie podczas maratonu na całej długości trasy biegaczy dopinguje nawet milion kibiców.
Najbardziej oddanych mają żużlowcy, najbardziej fanatyczni wypełniają stadiony piłkarskie, a najbardziej zdyscyplinowani odwiedzają korty tenisowe. Kibice, bo o nich mowa, zawsze byli nieodłącznym elementem sportu. To właśnie dla nich coraz więcej zmagań sportowców ma charakter widowiska i nawet słabe mecze potrafią zachwycać dzięki całej towarzyszącej im oprawie.
A jak to jest z biegaczami? Czy maratończycy mogą liczyć na taki doping, jak jeszcze niedawno Adam Małysz ,albo na taką widownię, jak podczas walki Tomasza Adamka?
Niestety, o ile zmagania na mityngach i różnej rangi mistrzostwach lekkoatletycznych wciąż przyciągają wielu kibiców, to same biegi, pozbawione towarzystwa pozostałych dyscyplin królowej sportu, wyglądają już w tej kwestii marnie. Często na trasie jest kilkakrotnie więcej samych zawodników niż kibiców. Patrząc na rosnącą popularność joggingu w Polsce, jest nadzieja, że wpłynie ona na wzrost zainteresowania tym sportem także wśród kibiców.
Miliony obok trasy
A że może ono być ogromne, najlepiej świadczy przykład biegów rozgrywanych w Stanach Zjednoczonych, gdzie na 42 kilometrach maratonu bostońskiego czy nowojorskiego ciężko jest znaleźć przestrzeń wolną od kibiców. Podobnie sytuacja wygląda w Berlinie - tam podczas maratonu gromadzi się wokół trasy nawet milion miłośników tego sportu.
W Szwajcarii, która w Polsce postrzegana jest jako kraj zdystansowanych, emocjonalnie chłodnych ludzi, gdzie nawet w małych wioskach na ulice wychodzą z charakterystycznymi alpejskimi dzwonkami całe rodziny. O takim dopingu w naszym kraju, jak w szwajcarskim Zermatt, marzy między innymi Beata Sadowska - dziennikarka i prezenterka, która przy zachęcających okrzykach mieszkańców pokonała tam półmaraton.
Współistnienie
Biegacze pytani o kibiców na polskich trasach podkreślają, po pierwsze, ich niską frekwencję, i - po drugie - często dostrzegają niezadowolenie mieszkańców miast, które zdecydowały się na organizację biegu.
Faktycznie dość powszechne jest, że przechodnie, zamiast klaskać, co najmniej ze zdziwieniem patrzą na męczących się biegaczy, a widząc miny stojących w korkach kierowców ma się wrażenie, że najchętniej po prostu włączyliby wycieraczki i ruszyli przed siebie, nie zważając na biegnący tłum maratończyków.