Pozdrowienie biegacza. Machać czy nie machać na trasie?

Na biegowej ścieżce spotkasz przedstawicieli dwóch frakcji: machaczy i niemachaczy. Pierwsza unosi dłoń w geście "cześć-mam-nadzieję-że-wszystko-OK". Druga stara się nie zauważać tej pierwszej i skupia się wyłącznie na własnym biegu. Do której należysz?

Czy witać się na trasie? Biegowy savoir-vivre Jacob Lund
fot. Jacob Lund/ shutterstock.com

Oto znany ci pewnie scenariusz, który zawiera postawione w tytule pytanie. Popołudnie, powiedzmy 14:30, czas przerwy obiadowej, a więc już po i jeszcze przed godzinami szczytu dla biegaczy. Jestem, powiedzmy, w parku Grabiszyńskim (Skaryszewskim lub innym), dookoła ani żywej duszy. Nagle, z odległości około 300 metrów, dostrzegam na otwartej przestrzeni nadciągającego gościa. Biegnie ostro. Ja też (a przynajmniej staram się, jak mogę).

Prawdopodobnie mnie zauważył. Po minucie mijamy się, dzielą nas dosłownie milimetry… Jedyne dwie ludzkie istoty w zasięgu wzroku, zupełnie jak krzyżujące się ze sobą smugi samolotów na błękitnym niebie. W tym właśnie momencie kiwam głową, mówię „Hej” i wznoszę dłoń machając najdelikatniej, jak potrafię. Biegacz mija mnie bez słowa – zero rozpoznania, wzrok wbity w przestrzeń. Słownik definiuje machanie jako poruszanie ręką w kierunku do- i -od „w celu pozdrowienia lub jako sygnał”. To właśnie zrobiłem. Czyżby mijający mnie biegacz niczego nie zauważył?

Dylemat machacza

Machanie i bieganie. Wiadomo, nie jest to kontrowersyjny, wciąż utrzymujący się na tapecie temat, jak na przykład ekonomia, nowa część Gwiezdnych Wojen czy forma Lewandowskiego, ale uwierzcie mi – to też jest ważne. Skąd to wiem?

Kiedy wspominam o „dylemacie machacza” biegaczom – przyjaciołom i obcym – dostaję bardzo jednoznaczną odpowiedź, a właściwie reakcję, szczególnie od tych, którzy nie machają i zastanawiają się, o co, do cholery, chodzi w tym całym kiwaniu łapą. Po kilku latach badań w terenie na temat związku biegaczy z machaniem mogę z czystym sumieniem stwierdzić, że jakkolwiek ludzie zwykle nie poruszają tego tematu otwarcie, a większość z nich wcale nie macha, pozdrawianie się na drodze jest kwestią dwubiegunową: albo jesteś za, albo przeciw. Zupełnie tak jak z kolejnym gorącym tematem – koszulką do biegania: albo jesteś zwolennikiem, albo przeciwnikiem wkładania jej w szorty.

Społecznicy i samotnicy

Widzimy więc, że machanie to bardzo ważna sprawa, która musi zostać poruszona. Ustalmy, że pozdrawianie obejmuje też skinienie głową, uśmiechanie się, unoszenie kącików ust, wzruszanie ramionami, a także wymawianie bądź „wymrukiwanie” wszelkiego rodzaju słów, przypominających: „cześć”, „hej”, „mhm”, „hem” i „ekhm”. „Niemachacz” natomiast to ktoś, kto nie robi takich rzeczy, a więc nie macha. Co więcej – i w tym tkwi cały sęk – „niemachacz” staje się niewidzialny, w szczególności dla „machacza”, który nie zostaje przez tego pierwszego rozpoznany i pozdrowiony. Przemawiam tutaj, jak zapewne zdążyliście się domyśleć, jako „machacz”. Niektórzy z moich najlepszych przyjaciół nie machają, jest ich jednak niewielu. „Niemachacze” są dobrymi, solidnymi obywatelami, którzy po prostu wybrali opcję: „Nie pozdrawiam innych w trakcie swego biegu”.

Mój przyjaciel Andrzej nie macha i jak do tej pory jest jednym z najmilszych ludzi, których znam. Pewnego razu Andrzej pozwolił mi pomieszkać u siebie przez jakiś czas. Zgubiłem klucze do jego domu i – żeby dostać się do środka – wybiłem okno. Mój przyjaciel przeprosił mnie wtedy za to, że musiałem brać udział w tak ciężkim i niekomfortowym włamaniu. Dla Andrzeja bieganie jest swego rodzaju medytacją, więc na trasie zupełnie nie rozgląda się dookoła w poszukiwaniu innych biegaczy albo „machaczy”. I za to go cenię.

Ale muszę przyznać, że gdy moje pozdrowienie pozostaje bez odpowiedzi, czuję się nieco zawiedziony. Odbieram to tak, jakby ten drugi biegacz – „niemachacz” – nie zauważał mnie, bądź też nie chciał mnie zauważyć. Nie jest to oczywiście wielkim problemem, choć obawiam się, patrząc na nasz generalnie mało życzliwy naród, że bliski jest dzień, gdy „niemachacze” wytępią „machaczy”.

Zobacz też: 10 przykazań biegacza z klasą, czyli jak kulturalnie biegać w zawodach

Żyjemy w kraju ponuraków

Nie jest to tylko paranoiczny bełkot zwolennika powitań na drodze. To fakt. Winię za to trochę naszą kulturę i historię. To kultura wychowuje dzieci na „niemachaczy”, bo przecież „nie wolno się odzywać do obcych”. A do niedawna jeszcze ktoś uśmiechający się do ludzi na ulicy był brany za nieszkodliwego wariata. Przyjrzyj się ludziom idącym naprzeciw Ciebie ulicą – ilu z nich odpowie uśmiechem na Twój uśmiech?

Jeśli my – machający – chcemy, by kiedykolwiek zaakceptowali nas „prawdziwi” biegacze, będziemy musieli im najpierw wytłumaczyć, dlaczego „kiwamy łapą”. Dla biegaczy machanie na trasie jest podobne do standardowego pozdrowienia, jakie jeden człowiek przesyła drugiemu, siadając obok niego z piwem na barowym stołku… I może zabrzmi to przesadnie, ale machamy, żeby pomóc mijającemu nas biegaczowi – niezależnie od tego, czy zalicza się on do „machaczy”, czy „niemachaczy”.

Żebyście nie wzięli mnie za szaleńca – rozmawiałem z Martą Spórną, psychologiem sportu. Jej zdaniem wzajemne pozdrawianie się przez biegaczy ma swoje plusy i minusy. Od strony emocjonalnej machanie jest budującym gestem, który może dodać energii i zwiększyć efektywność biegu. Jednak z poznawczego punktu widzenia pozdrawianie biegacza na trasie rozprasza jego uwagę i sprawia, że jest on mniej skupiony na swojej aktywności.

Z drugiej strony, nawet powołując się na silne naukowe zaplecze, możemy nigdy nie zrozumieć, dlaczego ludzie nie machają. Tak czy siak, nawet bez naukowych dowodów, możemy czuć się pewni, że nie jesteśmy (podkreślam to jako „machacz”) przyczyną fali niechęci płynącej od „niemachaczy” – pomimo braku szacunku, jaki tolerujemy, oraz poczucia nieadekwatności, którego doświadczamy. Przytoczę tu pewien dowód czy też – jak kto woli – argument.

Historia pewnej znajomości

Ostatnio rozmawiałem na temat machania z moją znajomą, która biega po około pięciokilometrowej, okrężnej trasie. Jest to bardzo miła okolica. Znajoma ta, niech na imię jej będzie Kinga, zalicza się do „machaczy”. Kiedy mija jakiegoś biegacza, którego regularnie spotyka na trasie, zawsze go pozdrawia, niezależnie od tego, czy ten jej odpowie, czy też nie. „Wiem, że nie chodzi tu o mnie” – Kinga powtarza mantrę wszystkich „machaczy”.

Wśród ludzi, mijanych przez Kingę na swojej trasie, była jedna kobieta, która regularnie jej nie odmachiwała. Z biegiem czasu Kinga przestała więc pozdrawiać biegaczkę. Jednak pewnego dnia samochód kobiety się zepsuł. Kinga zatrzymała się, by jej pomóc, a po paru dniach zajrzała, by sprawdzić, czy wszystko jest w porządku. Kinga zachowała się jak dobra sąsiadka, czyli tak jak „machacze” mają w zwyczaju się zachowywać.

Krótko potem, gdy kobiety znowu minęły się na trasie, sąsiadka pozdrowiła Kingę pierwsza. Jednak parę tygodni później jej machanie jakby straciło na sile, aż do ostatniego razu, kiedy to kobieta nie odpowiedziała na pozdrowienie. Po prostu zignorowała je. Świadczy to o tym, że nasze skłonności do machania bądź niemachania są zaprogramowane na dysku twardym, czyli w mózgu, jak mniemam.

Możemy za to łatwo nauczyć się rozpoznawać, kto jest bardziej, a kto mniej skłonny do pozdrawiania innych. Potwierdzają to moje badania, które lubię naukowo nazywać Studiami nad Świadomością Wykonywania Gestów. Oto kilka wniosków, jakie z nich płyną.

Studia nad Świadomością Wykonywania Gestów

1. Wszystko sprowadza się do czasu

Im wcześniej w ciągu dnia biegasz, tym bardziej jest prawdopodobne, że ludzie odpowiedzą na Twoje pozdrowienia. Prawdopodobieństwo, że ktoś Ci odmacha, zmniejsza się w porze obiadu i wzrasta na nowo pod wieczór, ale i tak nie dorównuje temu porannemu. Wcześnie rano odmachiwało mi około 90% biegaczy, w przeciwieństwie do godzin popołudniowych, kiedy to jedyne machanie, z jakim miałem do czynienia, z pewnością nie zaliczało się do tych „przyjemnych i pozytywnych”.

2. Machanie grupowe

Zdarza się, jeśli grupka Cię zauważy, co jest mało prawdopodobne, kiedy ludzie zajęci są rozmową. Często spotykam takie grupki w weekendowe poranki, co wiąże się zapewne z pozytywnym nastrojem, wywołanym perspektywą dwudniowej laby. Wtedy machanie oznacza nie tylko „Hej”, ale też: „Czy to nie świetne, że obudziliśmy się tak wcześnie, podczas gdy reszta próżniaków przesypia swoje życie?”. Zauważ: to, że grupki ludzi są bardziej skłonne odpowiadać na pozdrowienia 40-letniego potencjalnego psychotyka-informatyka, machającego do nich niczym klaun, może się wiązać z faktem, że wydaję im się mniej przerażający niż tym biegającym solo.

3. Prywatna elektronika jest prywatna

Wartość pozdrowienia (określana także jako „entuzjazm machacza”) wzrasta, kiedy macha do Ciebie biegacz ze słuchawkami na uszach. Zwykle pozdrawia on z zaskoczenia, krzycząc (zapewne na skutek głośnej muzyki, trafiającej wprost do jego bębenków słuchowych) z uśmiechem „Hej!”. W zeszłym tygodniu skinąłem i powiedziałem ciche „Witam” do faceta z ogromnymi słuchawkami na uszach, które zauważyłem dopiero w momencie, gdy go pozdrawiałem. Uśmiechnął się i odkrzyknął do mnie tak głośno, że gdybym był trochę starszy, mógłbym zejść na zawał.

4. Wiek ma znaczenie

Starsi biegacze są bardziej skłonni do odmachiwania niż młodsi. To powinno dać do myślenia tym drugim, jak bardzo z czasem zmieniają się priorytety. Jest taki jeden starszy gość, koło 60-tki, którego tempo jest godne pozazdroszczenia i który zawsze odpowiada na moje pozdrowienie. Ten pan daje mi nadzieję, że za parę lat wciąż będę na trasie – jego skinienie jest jak inspirujące „Salut, żołnierzu!”.

5. Machanie jest czułe na pogodę

A konkretnie na złą pogodę. Zależy to oczywiście od wielu rzeczy, jak choćby od widoczności w deszczowy dzień. Moje badania wykazały, że nawet jeśli leje, a Ty pozdrowisz mijającego Cię biegacza, odpowie on, zagajając o pogodzie, w przyjazny, żartobliwy sposób. Najbardziej popularny zwrot to: „Piękny mamy dzień, co?”.

Te wyniki mogą dać pewien obraz sytuacji albo zostać potraktowane jak bełkot marnego psychologa, pełen dziur i niedopowiedzeń. Zdaję sobie sprawę, że każdy poważny badacz, interpretujący określone gesty, będzie musiał się teraz poważnie zastanowić i odpowiedzieć sobie na parę filozoficznych pytań: „Czego oczekuję jako «machacz»? Czy chcę, żeby «niemachacze» zaczęli machać zawsze i wszędzie?”. Prawdopodobnie nie.

Szczerze mówiąc, wydaje się to dosyć dziwne. I kiedy teraz o tym myślę, to dochodzę do wniosku, że świat składający się z samych „machaczy” mógłby okazać się straszny. Legiony pozdrawiających się ludzi, gdzie żaden z nich nie wyminie Cię bez skinienia, żaden nie pozwoli na nieodmachanie... I Ci niemachający wykluczeni z trasy, wracający do swych domów, błagani przez „machaczy”, by odpowiedzieli na ich pozdrowienia. Z drugiej strony niemachanie w ogóle jest równie, jeśli nie bardziej, przerażające. Dlatego powinniśmy dalej badać to zjawisko.

Musimy wypróbować różne nowe chwyty. Machać troszkę więcej i nie machać troszkę więcej – zależy. Musimy zmieniać sposoby machania. Jestem głęboko przekonany, że poprzez dalsze badania i zwiększanie naszej świadomości na temat gestów, a także zrozumienie idei machania, możemy jako biegacze i jako Polacy znaleźć idealną równowagę, a przynajmniej uniknąć sytuacji, w której ktoś zostaje poszkodowany. Musimy wspierać wszystkich. A jeśli sam nie machasz, czy mógłbyś pomóc mi troszkę? Mógłbyś dać mi jakikolwiek znak?

RW 09-10/2009

REKLAMA
}