Oto znany ci pewnie scenariusz, który zawiera postawione w tytule pytanie. Popołudnie, powiedzmy 14:30, czas przerwy obiadowej, a więc już po i jeszcze przed godzinami szczytu dla biegaczy. Jestem, powiedzmy, w parku Grabiszyńskim (Skaryszewskim lub innym), dookoła ani żywej duszy. Nagle, z odległości około 300 metrów, dostrzegam na otwartej przestrzeni nadciągającego gościa. Biegnie ostro. Ja też (a przynajmniej staram się, jak mogę).
Prawdopodobnie mnie zauważył. Po minucie mijamy się, dzielą nas dosłownie milimetry… Jedyne dwie ludzkie istoty w zasięgu wzroku, zupełnie jak krzyżujące się ze sobą smugi samolotów na błękitnym niebie. W tym właśnie momencie kiwam głową, mówię „Hej” i wznoszę dłoń machając najdelikatniej, jak potrafię. Biegacz mija mnie bez słowa – zero rozpoznania, wzrok wbity w przestrzeń. Słownik definiuje machanie jako poruszanie ręką w kierunku do- i -od „w celu pozdrowienia lub jako sygnał”. To właśnie zrobiłem. Czyżby mijający mnie biegacz niczego nie zauważył?
Dylemat machacza
Machanie i bieganie. Wiadomo, nie jest to kontrowersyjny, wciąż utrzymujący się na tapecie temat, jak na przykład ekonomia, nowa część Gwiezdnych Wojen czy forma Lewandowskiego, ale uwierzcie mi – to też jest ważne. Skąd to wiem?
Kiedy wspominam o „dylemacie machacza” biegaczom – przyjaciołom i obcym – dostaję bardzo jednoznaczną odpowiedź, a właściwie reakcję, szczególnie od tych, którzy nie machają i zastanawiają się, o co, do cholery, chodzi w tym całym kiwaniu łapą. Po kilku latach badań w terenie na temat związku biegaczy z machaniem mogę z czystym sumieniem stwierdzić, że jakkolwiek ludzie zwykle nie poruszają tego tematu otwarcie, a większość z nich wcale nie macha, pozdrawianie się na drodze jest kwestią dwubiegunową: albo jesteś za, albo przeciw. Zupełnie tak jak z kolejnym gorącym tematem – koszulką do biegania: albo jesteś zwolennikiem, albo przeciwnikiem wkładania jej w szorty.