Prawdziwe kobiece wyzwania (felieton z cyklu Okiem biegaczki)

Kobieta według ludzi reklamy musi wybielić koszulkę uprzednio wytarzaną w trawie i błocie, ułożyć przesuszone jak siano włosy lub poradzić sobie z problemami gastrycznymi swoimi i najbliższych! Gdzie w tym wszystkim prawdziwe wyzwania codziennego życia? 

felieton Emilii Iwanickiej-Pałki z cyklu Prisma
rys. Prisma

Takim przecież wyzwaniem jest właśnie bieganie: systematycznym, konsekwentnym, czasami nawet bardzo przyjemnym podnoszeniem jakości życia. I chodzi o znacznie więcej niż zmieszczenie się wiosną w dżinsy z poprzedniego roku. Krążenie, stawy, mięśnie, skóra, ciśnienie, psychika i nerwy – w naszym organizmie wszystko korzysta na bieganiu. I nie ma chyba części ciała, której po treningu byłoby naprawdę gorzej niż przed. Przynajmniej póki nie mówimy o bardzo długich dystansach. I póki nie pytamy paznokci u stóp.

Dla jednych ta prawda jest motywująca, dla innych denerwująca, jeszcze inni nie chcą o niej słyszeć. Tak czy inaczej, jak bardzo by z tym nie dyskutować, kiedy biegasz, jest Ci lepiej. Reklamy jednak raczej nie podpowiadają tego rozwiązania na ból głowy, ciężkie nogi i leni we jelita. A już na pewno nie podpowiadają go kobietom. Podsuwają za to pastylki, maści, herbatki, żele, masaże i okłady.

Dlatego czas podjąć wyzwanie! Wyzwanie, jakie stawia przed nami organizm i powoli nadchodząca zza horyzontu wiosna. Bo wiosną nie tylko rośliny i zwierzęta budzą się do życia, ale my też. My – kobiety!

Czy jednak do kobiet trzeba pisać na różowo? I miękkimi jak kaczuszka literami?! Czy trzeba do nas zawsze mówić głosem delikatnym jak jedwab, zaczynając zdanie od: dziewczyno, kobieto, matko, przyjaciółko? Ja wiem, że nie. Kobiet potrafią wysłuchać hardego trenera, potrafią celnie odpowiedzieć na zaczepkę na trasie biegu, reagują nawet na bezosobowe: „Hej, podaj wodę!”.

Kobiety potrafią podejmować też wyzwanie znacznie trudniejsze niż wyczyszczenie patelni z przypalonego tłuszczu. I nie myślę tu wcale o Chrissie Wellington, kilkukrotnej mistrzyni świata w okrutnie ciężkich zawodach Iron Man, która potrafiła ukończyć je z zapierającym dech nawet w męskich piersiach czasie poniżej 9 godzin (przypominam: kolejno 3,86 km pływania, 180,2 km jazdy na rowerze i 42,195 km biegu).

Nie myślę też o Madonnie Buder, ponad 80-letniej amerykańskiej zakonnicy, która dzięki temu, co osiągnęła w zawodach Ironman, i to w późnym wieku, dorobiła się przydomka Iron Nun (ang. żelazna zakonnica).

Kobiece wyzwania to zebranie się na trening, kiedy całe ciało krzyczy, że to zły pomysł. To ciche ubieranie butów, żeby dzieci, które znowu kiepsko zasypiały, jednak się nie obudziły. To zgoda na to, żeby od czasu do czasu wyglądać jak postać z antypodów mody i urody. To też pogodzenie się z tym, że mężczyźni nadal stanowią większość na ścieżkach biegowych i że z definicji będą od nas szybsi. Ale wyzwanie z damskiej półki to też poprawienie życiówki, start w wymarzonych zawodach czy choćby wyciągnięcie wreszcie z domu narzekającej na zimowe kilogramy przyjaciółki. Nie tylko kobieta pracująca żadnej pracy się nie boi. Kobieta biegająca problemom się nie kłania. I tak jak kolejne kilometry utwardzają mięśnie i wzmacniają ścięgna, tak też hartują charakter.

Wiosna na horyzoncie, czas więc na kolejne wyzwania. Może to będzie decyzja o rozpoczęciu biegania, może przełamanie się i powrót do sportu. A może odważny wybór półmaratonu czy maratonu? Nieważne, jakie podejmiesz wyzwanie. Ważne tylko, żeby było to coś więcej niż proponowany w reklamie test, czy regularne spożywanie danego jogurtu poprawi pracę twoich jelit. Bieganie czy biegunka? Na szczęście wybór należy do Ciebie.

A w ramach pointy życzenia smakowania i powodzenia. Smakowania tego dnia przed startem, kiedy endorfiny przepychają się w blokach startowych, a ból rozsiadł się wygodnie i czeka... Nieważne, czy kulminacją sezonu przygotowań jest maraton, czy każdy inny dystans, który w głowie startującego przybiera taki wymiar. Dobrych biegowych żniw życzę! I idę sprawdzić własne plony.

RW 03/2015

Zobacz również:
REKLAMA
}