Bronisław Malinowski: Przerwany bieg polskiego mistrza

Zdobył złoto na olimpiadzie, był mistrzem Europy i wicemistrzem świata. Słynął z nienagannej techniki i wyjątkowej pracowitości. Ale kiedy był u szczytu sportowej kariery, jego życie przerwał tragiczny wypadek. Oto sylwetka Bronisława "Bronka" Malinowskiego, wybitnego polskiego przeszkodowca.

Bronek Malinowski PAP
Poznaj sylwetkę Bronisława "Bronka" Malinowskiego - polskiego mistrza, multimedalistę i wielokrotnego rekordzistę, który odszedł zdecydowanie zbyt wcześnie (fot. PAP).

27 września 1981 roku. Tego dnia w fatalnym wypadku na moście nad Wisłą w Grudziądzu zginął Bronek. Bronisław Malinowski. Miał 30 lat i przygotowywał się do mistrzostw Europy w Atenach. Chciał wystartować w nich za rok.

Urodził się, by biegać

"To był prawdziwy talent, ale zdawał sobie sprawę z tego, że talent to nie wszystko - wspomina 75-letni dziś trener Szczepański. - Bardzo się denerwował, gdy dopadła go kontuzja i nie mógł trenować. Tracił humor. Wiedział, że trening czyni mistrza. Można wręcz powiedzieć, że był nawet za sumienny - uśmiecha się trener. - Koledzy z drużyny mogli liczyć na odrobinę luzu na treningu, gdy Bronek leczył kontuzję. Bezwzględnie wykonywał 110 procent normy na treningach, a że koledzy nie chcieli być gorsi, to niekiedy dobrze czuli trening w nogach".

Bronek pochodził z wielodzietnej rodziny. Urodził się w niewielkiej, ale uroczo położonej miejscowości Nowe nad Wisłą. Tu 2000 lat temu mieściła się przeprawa na Bursztynowym Szlaku.

W rodzinie Malinowskich było sześcioro dzieci. Najstarszy brat, Robert, także był biegaczem. Jak mówi, jego pierwszą miłością była chemia, a drugą sport. Dziś jest prezydentem Grudziądza.

"Moje wyniki sportowe nie były tak dobre, jak Bronka - wspomina starszy o 2 lata od Bronka brat. - Wprawdzie pięć razy byłem reprezentantem Polski jako junior i doszedłem do mistrzostw Europy, ale szybko zabrałem się za trenowanie młodzieży i organizowanie imprez sportowych. Moi podopieczni okazali się lepsi ode mnie".

Jednak Robert był wzorem dla Bronka pod względem pilności w nauce. Robert skończył studia trenerskie i nauczycielskie w Poznaniu, a później studia podyplomowe o finansowaniu samorządów. Pracował potem jako nauczyciel.

"Ćwiczenia sportowe weszły mi w nawyk i tak zostało do dziś - opowiada brat mistrza. - Biegi w terenie, jazda na rowerze czy pływanie, które uprawiam 3-4 razy w tygodniu, powodują, że nie mam żadnych stresów i napięć. Oczywiście, żeby tak ćwiczyć, trzeba sobie "kraść” czas i nie mówić nigdy, że będę ćwiczył od poniedziałku czy od pierwszego..." - mówi Robert Malinowski. Wspomina, że Bronek był wzorem pracowitości, a jego organizm doskonale znosił biegi wytrzymałościowe.

Był też doskonałym technikiem. W biegach z przeszkodami technika jest równie ważna. Zawodnicy biegną siedem i pół okrążenia stadionu, pokonując za każdym razem pięć przeszkód: cztery płoty o wysokości 91,4 cm dla mężczyzn oraz rów z wodą, który jest poprzedzony płotem o tej samej wysokości, co pozostałe. Dla wielu rów to śliska pułapka. Gdy nogi już nie chcą nieść, wtedy najłatwiej potknąć się o przeszkodę lub poślizgnąć podczas lądowania w rowie.

"To tak naprawdę moment prawdy - mówi znakomity przeszkodowiec Bogusław Mamiński, wicemistrz świata w tej dyscyplinie. - Rów z wodą umieszczony jest zazwyczaj po wewnętrznej stronie bieżni, a zatem w rzeczywistości zawodnicy pokonują okrążenie stadionu o długości około 390 metrów".

Działacze żądają dowodów

Młodszy Malinowski startował już jako kilkunastoletni chłopak w szkolnych zawodach, gdy uczył się w Buśni i Warlubiu. Jako 17-latek Bronek został zawodnikiem GKS Olimpia w Grudziądzu, klubu legendy, założonego w... 1923 roku!

"Jak na młodego chłopaka był bardzo wybiegany, a przy tym silny fizycznie - opowiada Józek Ziubrak, rówieśnik i kolega Bronka, mieszkający w USA. - Zawsze imponował mi i innym chłopakom swoją determinacją. Jak powiedział nam, że chce zostać mistrzem olimpijskim, to wypadało tylko trzymać kciuki".

I Bronek swój cel osiągnął. Zacięty charakter pokazał w 1972 r. Ważył się wówczas los jego udziału w igrzyskach olimpijskich w Monachium. W biegowym światku był jeszcze na tzw. dorobku. Do tego przyplątała się kontuzja i w centrali uznano, że talent talentem, ale do Monachium nie pojedzie.

Bronek postanowił jednak pokazać, że działacze się mylą. 10 sierpnia 1972 r. podczas mityngu w Warszawie wyrównał rekord Europy na 3000 m z przeszkodami (8:22.2). W Monachium pokazał klasę, zajmując 4. miejsce. Miał 21 lat.

Sytuacja powtórzyła się sześć lat później, w 1978 roku. W sierpniu miały odbyć się mistrzostwa Europy w Pradze. Jako wicemistrz olimpijski Bronek Malinowski był faworytem, ale działacze wciąż żądali "dowodów”. I Bronek po raz kolejny się zawziął.

"Powiedział, że pobije rekord trasy" - trener Szczepański przypomina sobie zacięty wyraz twarzy swojego podopiecznego, gdy ten oznajmił mu, jaki jest jego cel.

W Pradze nie dał rywalom żadnych szans. Po raz drugi w karierze (pierwszy raz w 1974 r. w Rzymie) został mistrzem Europy, wyrównując rekord świata. Wszyscy przecierali oczy ze zdumienia. Miał 27 lat.

Mistrz spisuje wodomierze

Mistrz, nie mistrz, ale trzeba za coś żyć. W latach 70. sportowcom raczej się nie przelewało. Bronek od początku podkreślał, że bieganie bieganiem, musi się jednak uczyć. Od 1968 roku rozpoczął naukę w zaocznym Samochodowym Technikum Mechanicznym w Grudziądzu.

"Jak wyglądał typowy dzień Bronka? - zastanawia się chwilę trener Szczepański. - Potrafił narzucić sobie dryl. Rano trening, potem cztery godziny pracy. Pracowaliśmy razem w grudziądzkich wodociągach, chodziliśmy na odczyty liczników. Potem drugi trening, następnie zajęcia w technikum".

Bronek zdał maturę i rozpoczął studia na poznańskiej Akademii Wychowania Fizycznego. Dojeżdżał na zajęcia z Grudziądza. Nie chciał liczyć na taryfę ulgową. Był ambitny.

"Bronek nie chciał być traktowany ulgowo na studiach. Przysługiwał mu indywidualny tok studiów, ale on jeździł na wszystkie zjazdy i sesje, tak jak inni. Był konsekwentny w przestrzeganiu terminów na studiach, tak samo jak w wykonywaniu założeń planu treningowego. Do głowy by mu nie przyszło, żeby przełożyć egzamin. Uczelnia, trzeba podkreślić, z wyprzedzeniem przygotowywała grafik sesji, egzaminów i plan ten był przestrzegany. To ułatwiało trenerowi dopasowanie treningów do nauki" - wspomina Robert Malinowski.

"Bronek uczył się do późna w nocy. Wstyd by mu było, że czegoś nie wie. Niekiedy o godz. 4 rano, powtarzając na egzamin, chodził wokół stołu, by nie zasnąć. Często razem jeździliśmy do Poznania na AWF. Trening robiliśmy nieraz po zajęciach, bardzo późnym wieczorem. Trening to była rzecz święta.

Pamiętam, jak w lutym biegaliśmy trasą na Berlin - półtorej godziny. Pod prąd, poboczem, pod morze świateł samochodów. Jak wracaliśmy o godz. 22.30 z treningu, to przed oczyma migały nam światła. Trochę czasu trzeba było, żeby znowu "normalnie” ustawić wzrok" - dodaje starszy brat Bronka.

Bronek Malinowski dyplom magistra AWF-u uzyskał w 1977 r. W tym czasie przygotowywał się już do mistrzostw Europy w Pradze.

Trener Szczepański wychował kilkunastu reprezentantów Polski. "Miałem szczęście do przeszkodowców" - śmieje się. Wymienia tylko niektórych swoich wychowanków: Knut, Święcicki. Pod koniec lat 70. XX wieku nie było jeszcze mody na maratony. Nie było też tylu biegów ulicznych w Polsce. Zresztą trenerzy pilnowali, by zawodnicy nie rozmieniali się na drobne.

"Bronek, jak nie miał w planach startu, to nie startował. Pamiętam, jak zadzwonił do klubu (byłem wówczas jego szefem) organizator biegów we Francji i kusił pieniędzmi za udział. Był to cykl biegów sylwestrowych - opowiada Robert Malinowski. - Przekazałem Bronkowi, że jest taka propozycja. Spojrzał w plan treningowy przygotowany przez trenera Ryszarda Szczepańskiego i powiedział, że nie ma zaplanowanych startów w tym czasie. I nie pojechał. Dzisiaj biegacze nie mają tej konsekwencji i łaszą się na rozmaitą "pietruszkę”. Bronek wiedział, że pracę treningową można zniweczyć szybko. Nie biegał po płytach, w pociągu uważał na przeciągi".

Trener Szczepański obserwował rosnącą popularność biegów maratońskich w Berlinie. Przez ponad dziesięć lat współpracował z organizatorem maratonu w tym mieście. Podkreśla, że nigdy nie był "trenerem zawodowym": "Trenerki nie traktowałem nigdy jako sposobu na dorobienie się. Jak się nie kocha tego, co się robi, i nie poświęca temu, to pieniądze nic nie dadzą".

1981 rok. Bronek ma na celowniku ME w Atenach, które mają odbyć się za rok. Mało kto wie, że miał być to przełomowy rok w karierze mistrza. "Bronek miał progresję. Był w stanie pobić swoje życiówki - zapewnia trener Szczepański. - Zastanawialiśmy się, czy nie pobiec w Atenach maratonu".

To właśnie w latach 80. XX wieku zaczyna się moda na maratony. Józek Ziubrak w 1985 r. startuje w Berlinie. Zajmuje 10. miejsce z czasem 2:16.08.

Złoto do złota

Gdy Bronek Malinowski zapowiedział kolegom, że zdobędzie złoty medal na igrzyskach w Moskwie, miał już na swoim koncie srebrno z igrzysk olimpijskich w Montrealu (1976). Wygrał wówczas Anders Gaerderud ze Szwecji.

Olbrzymie wrażenie w Montrealu zrobił na Bronku fiński biegacz Lasse Viren, który zdobył złote medale na 5000 i 10 000 metrów. Jest on jedynym sportowcem w historii, który obronił tytuły mistrzowskie na obu dystansach, gdyż identyczny wynik osiągnął cztery lata wcześniej w Monachium. Viren, znany z wielogodzinnych treningów w fińskich lasach, biegał przez siedem dni w tygodniu, bez dnia przerwy. Gdy zdobywał złoto, miał zaledwie 25 lat.

Bronek, przygotowując się do igrzysk w Moskwie, wykonał tytaniczną pracę. "Nie było wtedy odżywek, odnowy biologicznej - zaznacza trener Szczepański. - Bywało, że na stadionie nie mieliśmy ciepłej wody. A zimą, jak ogrzewaliśmy się piecykami, tak zwanymi kozami, to raz dziewczęta omal się nie zaczadziły. Takie to były czasy. Rolę "odnowy biologicznej” pełnił przedwojenny bramkarz, który był w klubie masażystą. Dresy suszyły się na sznurkach zawieszonych w poprzek klubowej szatni. Podczas zgrupowań w Szklarskiej Porębie bywało, że na drugi trening wychodziło się jeszcze w wilgotnych rzeczach".

W takich warunkach Bronek przygotowywał się do olimpiady w Moskwie. Koledzy obserwowali go z ukosa, gdy ciężko harował na treningach i schodzili mu z drogi, kiedy miał kontuzję. "Bronek, nawet jak nie trenował z powodu naciągnięcia mięśnia, to odtwarzał trening w myślach - opowiada trener Szczepański. - To było widać na jego twarzy".

Igrzyska złej woli

Moskwa, 1980 rok. Aż 63 kraje zbojkotowały igrzyska. Przyczyną był najazd ZSRR na Afganistan. Ze startu zrezygnowali m.in. Amerykanie, Niemcy z RFN, Kanada, Kenia, Norwegia, nie były obecne Chiny, od dawna nieuczestniczące w olimpijskich zmaganiach. Bardzo nie podobało się to gospodarzom, którzy specjalnie z okazji igrzysk zbudowali kompleks nowoczesnych obiektów sportowych. Na wszystko wydali 9 mld dolarów. Za cztery lata, w 1984 roku, blok wschodni zrewanżuje się Zachodowi w podobny sposób i zbojkotuje Igrzyska Olimpijskie w Los Angeles.

Bronek staje na starcie. Skoncentrowany. Z pewnością nie może liczyć na doping radzieckiej publiczności. Rosjan nie obchodzi, że to mistrz Europy i wicemistrz olimpijski. "Pobieda” może należeć do każdego, tylko nie do Polaka. Kibicują reprezentantowi Tanzanii Filibertowi Bayi. Podobne problemy z kibicami ma Władysław Kozakiewicz. Po zdobyciu złotego medalu kwituje ich gwizdy swoim słynnym gestem.

Strzał startera. Biegacze ruszają. Do pokonania 3000 m przez płotki. Bronek trzyma się czołówki. Bayi w połowie dystansu nie wytrzymuje nerwowo, ogląda się przez ramię na Bronka i wystrzeliwuje jak z procy do przodu. Zyskuje nad Polakiem nawet 80 metrów przewagi. Rosjanie głośno dopingują ciemnoskórego biegacza. Malinowski zachowuje olimpijski spokój. Biegnie swoim tempem, dogania rywala i niemal sprzed nosa zmiata mu złoty medal, uzyskując przy tym znakomity czas 8:09.7.

Emocjonująca walka Bronka Malinowskiego o złoto olimpijskie w Moskwie

Requiem dla Bronka

Grudziądz, 27 września 1981 roku. Most przez Wisłę to solidna kolejowo-samochodowa przeprawa. Na moście uszkodzona jest dylatacja, trwają prace remontowe. Robotnicy zamknęli jeden pas ruchu. Kierowca ciężarowego kamaza z PKS-u robi lewy kurs. Wiezie ziemniaki. Z przeciwka, w kierunku Grudziądza, nadjeżdża Audi prowadzone przez Bronka Malinowskiego.

Autobus jadący przed ciężarówką zatrzymuje się przed zwężeniem na moście, aby przepuścić nadjeżdżający z naprzeciwka samochód z mistrzem Europy i mistrzem olimpijskim za kierownicą. Potężny Kamaz nie wyhamowuje, omija autobus, wjeżdża na przeciwległy pas ruchu i z ogromną siłą uderza w Audi. Ciężarówka wdusza je w stalowe pręty barierki. Bronek ginie na miejscu.

"Można powiedzieć, że zginął na moich oczach. Zauważyłem, że na moście coś się stało. Mój blok stoi w jego pobliżu - trener Ryszard Szczepański podchodzi do okna. - Od szefa lotnej, który mieszkał obok mnie, wiedziałem, co się stało. Prędzej niż rodzina. Nie było w tym krzty jego winy…" - trenerowi załamuje się głos.

Wieść o śmierci mistrza rozprzestrzenia się lotem błyskawicy. Na moście trwa jeszcze akcja ratunkowa, kiedy na miejscu wypadku zaczynają gromadzić się ludzie. Przynoszą kwiaty, zapalają znicze. Ktoś umieszcza na moście niewielki metalowy krzyżyk. Dzisiaj most nosi imię Bronisława Malinowskiego.

Kariera Bronisława Malinowskiego

Dorobek medalowy:

Igrzyska olimpijskie:

  • złoto - Moskwa 1980 (3000 m z przeszkodami)
  • srebro - Montreal 1976 (3000 m z przeszkodami)

Mistrzostwa Europy:

  • złoto - Rzym 1974 3000 m z przeszkodami
  • złoto - Praga 1978 3000 m z przeszkodami

Tytuły:

  • 10-krotny mistrz Polski
  • 23 razy reprezentował Polskę w meczach międzynarodowych
  • 10 sierpnia 1972 r. wyrównał rekord Europy podczas mityngu w Warszawie na dystansie 3000 m z przeszkodami - 8:22.2
  • był wicemistrzem świata w biegach przełajowych
  • do dziś posiada rekordy Polski na 3 km, 5 km, 1 milę, 2 mile, 3 km z przeszkodami

Rekordy życiowe:

  • 800 m - 1:49.8 (1976)
  • 3000 m - 7:42.4 (1974)
  • 5000 m - 13:17.69 (1976)
  • 3000 m z przeszkodami - 8:09.11 (1976)
  • 1500 m - 3:37.42 (1978)
  • 1 mila - 3:55.40 (1976)
  • 2000 m - 5:02.6 (1976)
  • 10 000 m - 28:25.19 (1974)

Polacy przez przeszkody

Bieg na 3000 m z przeszkodami, począwszy od lat 50. XX wieku, należał do najlepszych polskich konkurencji lekkoatletycznych. Rekordzistami świata na tym dystansie byli Jerzy Chromik (3-krotnie) i Zdzisław Krzyszkowiak (dwukrotnie). Chromik został w 1958 r. mistrzem Europy, Krzyszkowiak zwieńczył karierę tytułem mistrza olimpijskiego z Rzymu (1960).

Na przełomie lat 60. i 70. do czołówki światowej należał Kazimierz Maranda, a nieco później ogromne sukcesy na stadionach całego świata odnosił Bronisław Malinowski – dwukrotny mistrz Europy (1974, 1978), mistrz (1980) i wicemistrz olimpijski (1976). Tytuły wicemistrza Starego Kontynentu (1982) i świata (1983) wywalczył Bogusław Mamiński, a mocną pozycję w światowych rankingach osiągnęli ponadto Krzysztof Wesołowski i Mirosław Żerkowski.

Do tradycji polskich biegów z przeszkodami nawiązały także nasze lekkoatletki. Dopiero w 1998 roku IAAF dopuścił do tej morderczej konkurencji kobiety. Justyna Bąk dwukrotnie ustanawiała rekord świata, Wioletta Janowska zdobyła brązowy medal mistrzostw Europy (2006) i odniosła szereg innych sukcesów, a Katarzyna Kowalska została dwukrotnie młodzieżową mistrzynią Europy.

RW 05/2009

REKLAMA
}