Nie o dumę tu jednak chodzi, ale o radość, jakość życia i pasję. Pasję, którą jest sport, a przede wszystkim bieganie. Bieganie, które połączyło trzy dziewczyny. Agnieszka Ceranowska spotkała zupełnym przypadkiem swoją imienniczkę Agnieszkę Jęsiek-Barabasz. Ta pierwsza chciała coś zmienić, bo jej ciało przez lata bezczynności stało się wrogiem energicznej duszy, a ta druga biegała od ośmiu lat.
Postanowiły trenować razem. Od jednego treningu do drugiego wpadły na pomysł, żeby zacząć dzielić się radością ze sportu z innymi kobietami. Dominika Wrona, w której właśnie rodziła się miłość do fotografii, postanowiła to dokumentować. To wszystko działo się w 2014 roku. Od tego czasu wydarzyło się wiele. Dziewczyny zapoczątkowały zajęcia CrossFit Girls, na które regularnie chodzi kilkadziesiąt kobiet. Co drugi tydzień organizują Złotowskie Spotkania Ludzi w Biegu, gdzie pokazują początkującym, jak to się robi.
Na Półwyspie Rybackim w Złotowie przygotowały plenerowe zajęcia jogi, której regularne treningi też w swoim mieście zainicjowały. Tylko w samym Złotowie do klubu należy 30 kobiet, a reszta członkiń rozsiana jest po całej Polsce. Prowadzą też bloga i zachęcają. Ale nie tak po prostu, nie nudnymi namowami. Świecą przykładem, jak bawić się sportem, jak go uprawiać na wesoło.
Każda kobieta ma w sobie choć trochę szaleństwa, determinacji i bojowego ducha.
Wygrały na przykład konkurs na najlepsze przebranie na Biegu Filmowym w Wałczu. Przebrały się za żywe trupy. Jedna miała suknię ślubną z sześciu warstw tiulu wytarzaną w piachu pod choinką w ogrodzie, a potem oblaną sztuczną krwią. Druga 12 godzin robiła sobie na twarzy maskę krwiożerczej pielęgniarki, choć w połowie nakładania poddusiła się lateksem. A trzecia założyła perukę, która działała jak piekarnik.
„Pseudobiegaczki oznaczały dla nas zebranie wszystkich kobiet zamkniętych w domach, stojących przy garach, stłamszonych przez prozę życia, bez wsparcia i perspektyw na zmiany. Pokazanie im, że każda z nich może znaleźć czas na trening, że potrafi odnaleźć własną pasję. Chodziło nam o stworzenie grupy, dla której prosty trening będzie wielką sprawą” – mówi Agnieszka Ceranowska.
Bo w tym wszystkim chodzi o przełamywanie strachu, przekraczanie kolejnych barier. „Kiedyś byłam wręcz pewna, że jestem nosicielem lęku wysokości i przestrzeni. Ubzdurałam sobie, że nie wejdę na balkon u mojej mamy, która mieszka na drugim piętrze. Za to skacząc do głębokiego na 3 m dołu z piachem na Runmageddonie, nagle cudownie ozdrowiałam – wspomina Agnieszka. – »Ty głupia! Nie masz żadnych lęków! To tylko twoja głowa!« – powiedziałam wtedy sama sobie”.
Pseudobiegaczki to nie tylko biegaczki. To też crossfiterki, góralki, joginki, rowerzystki i kajakarki. To jednak przede wszystkim babki z krwi i kości, które wyciągają z domów inne dziewczyny.
2012 - Góry... To od nich wszystko się zaczęło. Zanim był bieg, zanim klub czy blog. Do dziś jeżdżą tam na długie wycieczki.
2013 - A tu Agnieszka Jęsiek-Barabasz na biegu charytatywnym. Bo i takich pełno w ich kalendarzu.
2014 - Tak wyglądały początki Pseudobiegaczek. Czyli jak? Radośnie, energicznie i w biegu. Biegu For The Beatles.
2015 - Pseudobiegaczki w przeuroczej wersji zombie. Te przebrania dały im zwycięstwo w konkursie na Biegu Filmowym w Wałczu.
2016 - Runmageddon dał mnóstwo zabawy, ale pozwolił też dojść do pocieszającego wniosku, że lęk to ułuda. Więcej o pseudobiegaczkach przeczytasz na ich blogu: Pseudobiegaczki blog.
RW 07/2016