Pytanie pierwsze. Po co producenci butów biegowych zaopatrują swe buty – wystawiając je w sklepach na sprzedaż – w sznurowadła monstrualnej długości? Te sznurowadła zawsze, w każdych butach, każdej firmy, są za długie i to za długie do tego stopnia, że nie wiadomo, co z tym naddatkiem zrobić. O co im chodzi? Żeby sobie sznurowadło okręcać dookoła łydki aż do kolana? Dookoła kostki kilka razy w kółko? Chcą może pokazać swój gest ("proszę bardzo, nie liczymy się z kosztami, do każdej pary dodajemy klientowi pół metra sznurowadła za darmo")?
Ja mam z tym problem od zawsze. Na obcięcie nadprogramowego sznurowadła się nie decyduję, bo żal tej końcówki, która łatwo przełazi przez dziurki, a jak się przytnie, to już tak łatwo nie będzie przełazić. Radzę sobie w ten sposób, że wiążę "na kokardkę" z bardzo dużymi pętelkami, po czym robię jeszcze jeden supełek, i jeszcze jeden, i jeszcze, aż na bucie robi się sznurowadłowa gula. Trochę to głupio wygląda, ale przynajmniej nic mi się po ziemi nie ciągnie.
Jak taką gulę wykonam, to oczywiście nie chce mi się jej potem rozwiązywać, więc wszystkie buty biegowe mam zawiązane raz na zawsze. Trochę trudniej się je wkłada, ale jest gwarancja, że się nie rozwiążą w trakcie biegu. To pewnie jedyny pożytek ze sznurowadłowego nadmiaru.
Pytanie drugie. Jak biegnie się po ścieżce z kałużami, a chce się mimo to zachować możliwie jak najdłużej suche buty, to oczywiście kałuże się omija. Nieuniknione jest jednak, że wreszcie w którąś się wdepnie. No i trudno. Ale dlaczego zawsze wtedy mokrzuteńka robi się nie ta stopa, która wdepnęła, tylko ta druga? Czy to tylko ja tak mam, bo na starość powłóczę nogami? Ale przecież obiema, nie jedną!
Pytanie trzecie. Jak to jest, że w XXI wieku, przy chwalebnie wysokim stopniu rozwoju medycyny, w tym sportowej, egzystują na – jak się wydaje – równych prawach dwie krańcowo odmienne teorie tyczące rozciągania? Jedni twierdzą, że najintensywniej rozciągać się trzeba przed biegiem, a drudzy, że po biegu. Ci pierwsi mówią, że tylko przed – po co w ogóle po biegu, przecież bieg rozciągnął wszystko co możliwe, a ci drudzy, że intensywnie trzeba właśnie po, broń Boże przed, bo mięśnie nierozgrzane, krzywdę sobie zrobisz. To w końcu jak? I przed, i po, intensywnie, czy wcale?
Komentarze