Testowane na drodze do UTMB
Świercu: W ostatnich tygodniach miałem możliwość przetestowania kilku par butów Columbia, doszedł sprzęt Buffa, High-5 też wysłał zaopatrzenie na starty, a od ProteinBiotic dostałem pakiet priobotyków. Najbardziej jestem zadowolony z butów Mojave z vibramem (sprawdziły się na mokrej skale w Tatrach) oraz z Caldorado (zdały egzamin na kolejnych dwóch startach w Australi i na Mardule). W ostatniej paczce doszły też Trans Alpy sygnowane logo UTMB, także wszystko mi przypomina o zbliżającym się wyzwaniu…
Parę słów o moim ulubionym modelu startowym – w Australii i Meksyku ścigałem się w Caldorado III, zaś na Mardule – w Caldorado II, który sprawdził się na TDS. Wygoda stoi tu na pierwszym miejscu. But ma to, czego potrzeba bez zbędnych udziwnień. Prostota przed wszystkim, a to ważne, bo na zawodach masz przecież przed sobą jedno proste zadanie – być jak najszybciej na mecie. Ciekawostka, że na start w UTA musiałem zabrać buty prosto z pudełka (do Australii nie wolno wwozić brudnych butów), więc zdążyłem je rozbić tylko na jednym treningu. Jednak mam zaufanie do tego modelu i wiedziałem, że nawet nowy nie zrobi mi krzywdy. Myślę, że zaliczę w nich jeszcze jeden start, a potem zostaną butami treningowymi. Mimo że brak na nim śladów zużycia, but startowy u mnie ma maksymalnie 250-300 km przebiegu, żeby czuć jego pełną moc.
Miki: Dwa lata temu dostałem chwalony przez Marcina model do testu. I to w limitowanej kolekcji UTMB. Głupio się przyznać, ale tak bardzo mi się spodobały i tak wygodnie mi się w nich chodziło, że zostawiłem je sobie do cywila, a w CCC (rok później w TDS zresztą też) wystartowałem w Trans Alpach. Nie powiem, najbardziej uniwersalne buty z rodziny Montrail sprawdziły się na alpejskich szlakach, ale po Azorach mam nie lada dylemat, na które buty zdecydować się na start w docelowym biegu – sprawdzone Trans Alps czy Caldorado, które w końcu doczekały się testu z prawdziwego zdarzenia i zdały go wybornie. Gdyby nie kamień, w który kopnąłem na początku trasy (i na którym prawie złamałem sobie palec), moje stopy wyszłyby bez szwanku ze 118-kilometrowego Whalers’ Great Route Ultra-Trail.
Caldorado są dynamiczne, ale jednocześnie mają trochę amortyzacji. Bieżnik jest świetny na twardą nawierzchnię, ale jednocześnie nie ma dramatu w mokrym terenie. Sznurówki świetnie trzymają, a cholewka z nieznanego mi materiału sprawia wrażenie dużo trwalszej niż w modelach pokrytych siateczką. W każdym razie po 250 km przebiegu nie ma na niej śladu zużycia. Jedyna moja wątpliwość to przestrzeń w środku – ja lubię, kiedy stopa ma dużo miejsca, ale jeśli ktoś nie lubi wrażenia „pływania”, raczej nie pomoże tu nawet ścisłe wiązanie. Podsumowując, świetny but, ale nie na wąską stopę. Myślę, że krakowskim targiem (w końcu jestem z Małopolski!) na pierwszą połówkę UTMB założę Caldorado, a na przepaku w Courmayeur zamienię je na „transalpejki”.
Korzystając z okazji, dokonam drobnej aktualizacji ostatnio testowanych: plecaka i spodenek. Odnośnie kamizelki Ultimate Direction HALO doszedłem do nowego wniosku, że znacznie wygodniej biega się w niej z mniejszymi softflaskami. Na Azorach wybrałem wariant 2 x 500 ml i przez jakiś czas po zatankowaniu na punkcie do pełna czułem się jak… niewydojona krowa. Szczególnie dawało mi się to we znaki na końcówce trasy, kiedy pełne „wymiona” mocno dociążały mi przód. Następnym razem zabiorę ze sobą 2 x 250 ml, ale wypróbuję też opcję z twardymi bidonami zamiast softflasków. Poza tym bez zmian superlekka i superwygodna rzecz, mój nr 1 na ultra do 100 km. Jednak już wiem na 100 procent, że na UTMB postawię na większą i pojemniejszą Adventure Vest.
I jeszcze mały update dotyczący spodenek Columbia Montrail FKT: można w nich przebiec dłuższe ultra bez zdarcia skóry z "klejnotów" (co wcale nie było takie pewne przed startem). W przeciwieństwie do dłuższych spodenek z montrailowej kolekcji (modelu Titan Ultra), wewnętrzne, obcisłe gatki mają tutaj krój slipek (a nie bokserek), dlatego jeśli zdecydujecie się lecieć w nich ultra na lekko, koniecznie w zestawie z maścią na obtarcia. Ja tradycyjnie wysmarowałem się Sportique Century Riding Cream i, pomimo przygód z przepakiem, rannych nie było.