RW: Pamiętasz pierwszy impuls, który popchnął Cię do startu w Maratonie Warszawskim?
To było pod koniec lipca 2003 roku. Przeczytałem w gazecie relację biegacza, który wziął udział we wszystkich poprzednich edycjach Maratonu Warszawskiego i opisywał jedną z nich. Z tekstu nie wiało optymizmem. Chyba miał kolkę, kryzys, bolała go noga, ale jakoś dobiegł. „Co za wyzwanie!” – pomyślałem.
RW: Ty także musiałeś sprostać podobnemu wyzwaniu, kiedy już zacząłeś biegać w maratonach. Masz jakieś swoje patenty na wybrnięcie z kryzysu?
Maraton to trudny dystans. Najcięższe momenty przeżywałem z powodu problemów żołądkowych. Zdarzyło mi się to kilka razy, dopiero od niedawna mam sprawdzoną dietę. Najgorzej było w czasie nocnego maratonu w Luksemburgu, kiedy bardzo zaszkodził mi obiad. Cierpiałem już od 15. kilometra i pięć razy chodziłem do toalety. Potem przyszło odwodnienie, zawroty głowy. Musiałem wyglądać strasznie.
Na kilka minut usiadłem w kawiarnianym ogródku przy trasie. Przez chwilę byłem obok biegu – bardzo dziwne uczucie. Potem się pozbierałem, zacząłem iść, truchtałem, ale końcówka była naprawdę fajna. Czasem po prostu trzeba chwilę odpocząć. Ciężkie chwile przeżywałem też z powodu pogody. Równikowa wilgotność w Singapurze była zabójcza.
RW: Wspominałeś o sprawdzonej diecie. Co jesz przed startem?
Chodzi mi głównie o to, czego nie jeść przed startem. Źle reaguję na otręby i niektóre batony energetyczne. Uważam też z ilością zjedzonego makaronu, która nie może być nieograniczona. W codziennej diecie staram się wykorzystywać więcej warzyw. Ograniczam słodycze, choć często trudno jest mi odmówić sobie tej przyjemności.
RW: Skąd pomysł przebiegnięcia maratonów na 7 kontynentach? To było marzenie z dzieciństwa o podróżach?
W 2005 roku zacząłem więcej biegać i od razu złamałem magiczną granicę 3 godzin, a pod koniec roku wygrałem maraton i dostałem pierwszą w życiu statuetkę. Czego więcej może chcieć amator? Byłem bardzo szczęśliwy. Fantazja zaczęła wtedy pracować i postanowiłem przebiec siedem kontynentów. Dzięki bieganiu zwiedziłem kawał świata.