Roberta Gibb: pierwsza dama Boston Marathon

Ponad pół wieku temu temu Roberta Gibb złamała społeczne tabu, kiedy w kapturze na głowie wybiegła ze swojego ukrycia w krzakach forsycji i jako pierwsza kobieta wystartowała w Boston Marathonie, by przebiec 42 kilometry 195 metrów do historii.

Roberta Gibb: pierwsza kobieta w historii, która wystartowała w Boston Marathon Hearst Images
Roberta Gibb (fot. Ferdinand Van Huzen)

Chyba nie było w historii biegania gorzej przygotowanego do startu maratończyka niż Roberta Gibb. Tego ranka, 19 kwietnia 1966 roku, 23-letnia Gibb nie miała pojęcia, co zjeść, jak się ubrać, ani nawet tego, jak się dostać z domu swoich rodziców w Winchester w stanie Massachusetts na linię startu maratonu w odległym  15 km Bostonie. Po zjedzeniu czegoś lekkiego (nie pamięta, czego) złapała granatową bluzę z kapturem i bermudy swojego brata, po czym zarzuciła je na swój zwykły biegowy strój (czarny kostium kąpielowy). Spodenki były oczywiście za duże, więc przewiązała je w pasie parcianym sznurkiem.

Start zza krzaków forsycji

Ojciec zareagował na jej pomysł wyjściem z domu (wcześniej określając ją mianem wariatki), więc musiała się przymilać do niewiele mniej sceptycznej matki, by ta podrzuciła ją do Hopkinton. Na przedmieściach Bostonu była na 90 minut przed startem, który wtedy był w południe. Nigdy wcześniej tutaj nie była, nigdy nie startowała w biegach ulicznych i kompletnie nie wiedziała, czego się spodziewać. Wiedziała jedynie, że: 1. To, co zaplanowała, było zabronione, a może nawet nielegalne. 2. Musi uniknąć podejrzliwych pytań.

Kiedy biegła drogą Route 135 do Hopkinton Town Common, chowała głowę z blond kucykiem w kapturze, jakby uciekała z więzienia. „Na miejscu dzieciaki cieszyły się balonami, ale ja bałam się każdego spojrzenia. Za każdym razem, kiedy widziałam policjanta, ruszałam w drugą stronę. Bałam się, że mnie aresztują” – wspomina.

Zachodnia strona Town Common kończyła się Hayden Rowe Street, na której w roku 1966 był start. Zobaczyła sznur biegaczy truchtających w jej kierunku. Biegli z Hopkinton High School, gdzie odbierali numery startowe, i ruszali na linię startu. Niebezpieczeństwo! Za dużo biegaczy i ludzi obsługi. Gibb wycofała się i znalazła miejsce za krzakami forsycji rosnącymi 150 metrów przed startem – idealne, by się schować.

Roberta Gibb: pierwsza kobieta w historii, która wystartowała w Boston Marathon FERDINAND VAN HUZEN
Wiedziałam, że dla większości na mecie nie będzie ważne, jak szybko pokonałam maraton, ale to, jak będę wyglądała po 42 km biegu - wspomina swój pionierski wyczyn Roberta Gibb (fot. Ferdinand Van Huzen)

Czekała.... i czekała. Miała zdecydowanie za dużo czasu na myślenie. „Uda mi się uniknąć konfrontacji? Dam radę przebiec cały dystans? Po co to robię? Tylko mama wie, gdzie jestem, więc nie będzie wstydu, jak się wycofam”.

Kobieta nie da rady przebiec maratonu

Dwa miesiące wcześniej wysłała do Boston Athletic Association prośbę o zgodę na start w maratonie. Dyrektor biegu Will Cloney odpisał: Nie. Nie może startować. Boston Marathon działa w ramach Amateur Athletics Union, a ta zabrania startować kobietom w biegach dłuższych niż 1,5 mili. Poza tym, dodał, kobiety nie są fizjologicznie zdolne do przebiegnięcia 42 195 m.

„To było tak absurdalne, że na początku parsknęłam śmiechem – wspomina Gibb. – Biegałam po 2-3 godziny dziennie i czułam się fantastycznie. Myślałam, że wiele problemów tego świata byłoby rozwiązanych, gdyby tylko inni byli w stanie czuć to, co ja, kiedy biegam. Potem się wściekłam. Jak mamy udowodnić, że kobieta jest w stanie przebiec maraton, kiedy nawet nie daje nam się szansy spróbować? Zrozumiałam, że jeśli to zrobię, to obalę mit o kobiecych ograniczeniach”.

4 dni przed maratonem pojechała swoim skuterem do centrum San Diego, w którym mieszkała, i kupiła pierwszą parę biegowych butów – męskie Adidasy w numerze 6 (dość diametralna zmiana w stosunku do miękkich butów pielęgniarskich, w których zwykle biegała) i ruszyła autobusem do swoich rodziców. Dotarła do nich w przeddzień biegu, w poniedziałek 18 kwietnia (Boston Marathon odbywa się w poniedziałki od 1969 roku). Wygłodzona podróżą połykała wręcz stek, który przygotowała dla niej mama.

Dokładnie w południe następnego dnia Gibb usłyszała wystrzał startera. Poczuła emocje będących blisko kibiców i wyłapywała uderzenia biegowych butów o asfalt. Kiedy połowa biegaczy ją minęła, wyszła z forsycji, podeszła do krawędzi jezdni i płynnie zamieniła marsz w spokojny bieg. Wolność.

Roberta Gibb: pierwsza kobieta w historii, która wystartowała w Boston Marathon Getty
Roberta Gibb w 1966 roku jako pierwsza kobieta w historii pobiegła Boston Marathon. Ukończyła maraton i zmieniła niektóre stereotypy krążące o kobietach (fot. Getty Images)

Wbrew rozsądkowi

Jak dotąd udało jej się uniknąć organizatorów, ale musiała teraz poradzić sobie z większym zagrożeniem – jakimś pół tysiącem biegaczy wokół niej. Mężczyźni rządzili Maratonem Bostońskim od 1897 roku. Wcześniej czy później będą musieli odkryć jej podstęp i raczej nie będą zadowoleni. W głowie pojawiały jej się obrazy facetów spychających ją siłą z trasy. Przez pierwszą milę wszyscy byli podekscytowani startem, ale potem wokół niej zrobiło się ciszej. Nawet bez rozglądania się na boki Gibb wiedziała, że została odkryta. Co teraz?

Pewnego zimnego, październikowego popołudnia w 2016 roku Roberta zabiera mnie na długi spacer po Rockport, gdzie mieszka. To mała wioska rybacka, 52 km od Bostonu, która stała się modna wśród artystów i turystów. Trzy dekady temu kupiła tu mały domek. 73-latka, ubrana w dżinsy i śliwkowy sweter, wygląda na 20 lat młodszą.

W szkole średniej w Winchester Gibb kompletnie nie interesowały babskie plotki, kto z kim itd. Wolała spacery po lesie z piątką swoich psów. Na początku lat 60. rozpoczęła studia na Tufts University, a wieczorem uczyła się dodatkowo w Museum of Fine Arts w Bostonie. Ostatecznie ukończyła University of California.

Po studiach poszła na rozmowę kwalifikacyjną do neurobiologa Jaroma Lettvina na Massachusetts Institute of Technology, który szukał asystentki do prac w laboratorium. Ani ona nie miała doświadczenia, ani on nie wykazywał zainteresowania. Ale zapytała: „Czy pan nigdy nie zrobił czegoś wbrew zdrowemu rozsądkowi?”. Dostała tę robotę.

Na początku lat 70. skończyła studia prawnicze i pracowała w tym zawodzie przez 18 lat. Dziś zajmuje się sztuką i sprzedaje swoje prace na stronie bobbigibbart.net.

Wiosną 1964 r., gdy miała 21 lat, usłyszała, jak przyjaciel mówi o maratonie w Bostonie. „Co to jest?” – spytała. Nie mogła uwierzyć w wyjaśnienie. „To niemożliwe. Jak człowiek może przebiec 42 km?”.

Roberta Gibb: pierwsza kobieta w historii, która wystartowała w Boston Marathon FERDINAND VAN HUZEN
Roberta Gibb (fot. Ferdinand Van Huzen)

Dwa tygodnie później oglądała pokonujących trasę maratonu biegaczy. Nie wiedziała, gdzie startowali ani gdzie jest meta, ale stała zauroczona. „Miałam wrażenie, że oglądam starożytne plemię biegaczy – opowiada. - Wyglądali tak naturalnie. Tego popołudnia coś we mnie zdecydowało, że pobiegnę Boston Marathon”.

Swoje treningi rozpoczęła następnego dnia. Nie miała oczywiście planu, książki czy trenera. Biegała po prostu coraz dłuższe dystanse.

„Po raz pierwszy w życiu robiłam coś wyłącznie dla siebie. Nie było nauczycieli każących zrobić zdanie domowe, ani rodziców, którzy chcieli, bym była bardziej jak inne dzieci. Bieganie było tylko moje, a przez to znaczyło dla mnie bardzo dużo” – mówi Gibb.

Kiedy jej rodzice wybrali się latem w podróż po Europie, zapakowała się ze swoim malamutem Mootem do rodzinnego vana Volkswagena i pojechała nad Missisippi. Każdego dnia wyruszała z psem, tam gdzie akurat wydawało się być najpiękniej. Pokonywali 7, 15, a czasami więcej kilometrów, zanim decydowała się na powrót.

Biegaczka kontra konie

Gibb planowała pobiec w Bostonie w 1965 roku, ale na miesiąc przed startem skręciła na krawężniku obie kostki. Znowu więc oglądała biegaczy tylko z boku, a chęć udziału w tym biegu stawała się jeszcze większa. Po wykurowaniu kostek wybrała się na Green Mountain Horse Association 100-Mile Ride. Konie i jeźdźcy pokonywali 40 mil pierwszego dnia, 40 drugiego i 20 trzeciego. Roberta, która, jak mówi, była jedynym biegaczem, pierwszy dzień skończyła niewiele za jeźdźcami.

„Jak się czujesz?” – zapytał jeden z nich. „Bardzo, bardzo głodna” – odpowiedziała, bo całe 40 mil, czyli prawie 65 kilometrów, pokonała bez przerw na jedzenie. Spała potem w zimnej stodole, a rano była gotowa na kolejny bieg. Po 25 kilometrach nie wytrzymało kolano.

Roberta Gibb: pierwsza kobieta w historii, która wystartowała w Boston Marathon FERDINAND VAN HUZEN
Moje rzeźby biegaczy różnią się od standardowych figur ludzi. One żyją, są w ruchu - opowiada Roberta Gibb (fot. Ferdinand Van Huzen)

„Bieg z końmi nie był najmądrzejszą rzeczą, jaką zrobiłam, ale pokazał, że mam naprawdę dużą wytrzymałość” - mówi Roberta.

4 miesiące później przeniosła się do San Diego, gdzie wyszła za mąż za oficera marynarki wojennej Willa Bingaya, którego poznała kilka lat wcześniej na studiach. Trenowała dalej, biegając głównie na plażach i po górskich ścieżkach. W lutym 1966 roku napisała prośbę o zgodę na start w Boston Marathon.

Medialna gorączka

Po przebiegnięciu 1,5 kilometra Gibb słyszała już, jak biegacze o niej mówią. „Hej, czy to nie jest dziewczyna?”. „Nie ma szans. Dziewczyny nie mogą biec w Boston Marathon”. Niepewna, jak zareagować, spojrzała w kierunku rozmawiających zawodników i uśmiechnęła się najpiękniej jak potrafiła. „Hej, to JEST dziewczyna!”. „Super. Chciałbym, by moja dziewczyna biegała ze mną”.

Natychmiast wokół Gibb zebrała się grupka facetów. „Jak masz na imię? Skąd jesteś? Biegniesz cały dystans?”. Potakiwała, zadawała te same pytania, a biegacze bez wahania dzielili się swoimi historiami. Każdy praktycznie był przyjazny i otwarty. Po kolejnej mili Gibb poczuła, że bluza z kapturem mocno ją przegrzewa. Bała się tylko, że po jej zdjęciu zostanie wyrzucona z trasy. Biegnący obok powiedzieli, by się nie martwiła – to publiczna droga i ma prawo po niej biec, a oni nie pozwolą jej skrzywdzić.

Po zdjęciu bluzy została zauważona przez reporterów jadących w autobusie: Dziś w maratonie biegnie kobieta! Wiadomość poszła w eter stacji radiowych i tysiące kibiców ruszyło zobaczyć TO na trasie. Większość spodziewała się jakichś ekscesów – w tamtym czasie maratończycy byli dla mieszkańców Bostonu po prostu dziwakami.

Ku zaskoczeniu Gibb, od Hopkinton do Bostonu nie spotkał ją ani jeden przykry moment. Wręcz odwrotnie: kibice dodawali jej otuchy, krzyczeli, że da radę. Policjant na trasie przymknął na nią oko, a wręcz powiedział: „Kilkadziesiąt metrów przed tobą biegnie facet. Zobacz, czy dasz radę go dogonić”.

Roberta Gibb: pierwsza kobieta w historii, która wystartowała w Boston Marathon FERDINAND VAN HUZEN
Roberta Gibb (fot. Ferdinand Van Huzen)

Tuż przed tablicą oznaczającą 12. milę (19,3 km) 38-letni porucznik marynarki wojennej Stanów Zjednoczonych Charles Stalzer nie wierzył własnym oczom, kiedy zobaczył, że wyprzedza go kobieta.

„Biegła równo i mocno. Nie dałem rady wytrzymać jej tempa – mówi 90-letni dziś Stalzer, który przebiegł 32 pierwsze Marine Corps Marathon. – Ale pomyślałem, że nie ma mowy, by wygrała ze mną dziewczyna, więc trzymałem się jej tak blisko, jak to możliwe”.

Wiadomość o biegnącej kobiecie zelektryzowała dziewczyny z Wellesley College. Zwykle i tak część z nich dopingowała biegaczy, ale żadna z nich nie chciała przegapić pierwszej maratonki.

„Słyszałam je już z odległości jakiegoś kilometra – wspomina Gibb. – W tamtych czasach zabezpieczenie trasy nie było takie, jak dziś, więc dziewczyny wbiegły na trasę i utworzyły z rąk tunel, pod którym przebiegłam. Musiałam nieco zwolnić, ale aplauz był ogłuszający”.

Jedna ze studentek, Diana Chapman Walsh, była w latach 1993-2007 rektorem na Wellesley. O maratonie w 1966 roku napisała: „Dotarła do nas wszystkich wiadomość, że kobieta biegnie maraton. Popatrzyłyśmy na siebie z niedowierzaniem, aż w końcu wybuchnęłyśmy wszystkie okrzykami radości. Były one tym większe, im bardziej zrozumiałyśmy, że ta kobieta właśnie robi dużo więcej niż tylko łamie reguły dotyczące płci na tym maratonie”.

Roberta Gibb trzymała tempo przez Newton Hills, dopingowana przez Altona Chamberlina – biegacza z Nowego Jorku. Powiedział jej, że biegną w tempie 4:30 na kilometr. Stalzer też próbował trzymać się Gibb.

„Naprawdę byłem zaskoczony, widząc, jak świetnie pokonuje podbiegi. Musiałem wypluwać płuca, by za nią nadążyć. Wyglądała na bardzo mocną” – mówi biegacz.

Roberta Gibb: pierwsza kobieta w historii, która wystartowała w Boston Marathon FERDINAND VAN HUZEN
Wiadomość o biegu Gibb rozeszła się przez radio lotem błyskawicy. Następnego dnia jej wyczyn znalazł się na pierwszych stronach gazet (fot. Getty Images)

Po kilku godzinach spaceru wróciłem z Gibb do jej domu. Na stole w kuchni ledwo jest miejsce na herbatę i tosty – prawie cały zajmują małe rzeźby. Wysokie na jakieś 30 cm, wyglądają na gibkie, zwinne i wydłużone. Mówię, że według mnie różnią się od większości rzeźb przedstawiających człowieka.

„Tak, klasyczne rzeźby pokazują muskulaturę mężczyzny i zmysłowość kobiety. Ale gdy rzeźbię biegaczy, chcę, by pokazywały ich smukłość i energię. Nie są zatrzymane w czasie, są pełne ruchu” – wyjaśnia Gibb.

Dobijanie męskiego ego

W roku 1983 do Roberty zadzwoniła Laurel James, dyrektor historycznych, bo pierwszych eliminacji, które miały wyłonić amerykańską kobiecą reprezentację w maratonie. Chciała, by to Roberta Gibb przygotowała rzeźby, które miały otrzymać na mecie trzy najlepsze biegaczki. To właśnie wtedy, po raz pierwszy od jej startu w Boston Marathon, Roberta została uhonorowana przez biegowy świat.

Na szczycie Heartbreak Hill Gibb wyprzedziła 19-letniego Ricka Spavinsa, zawodnika z Long Island. „Pamiętam ten moment, jakby był wczoraj – mówi Rick dzisiaj. – Biegłem swój pierwszy w życiu maraton, właśnie napotkałem swoją »ścianę«, a w twarz wiał nam zimny wiatr. I nagle widzę, jak wyprzedza mnie kobieta. To było naprawdę bolesne dla mojego męskiego ego”.

Prawie w tym samym miejscu Gibb wyprzedziła innego maratońskiego debiutanta, 19-letniego Paula Hossa, który rok wcześniej wygrał mistrzostwa regionu w biegach przełajowych w New England.

„Kiedy przebiegła obok, byłem w absolutnym szoku. Kobieta? Na maratonie bostońskim? Ale od razu zrozumiałem, że nie biegnie jedynie kilku przecznic dla zabawy. Wyglądała na naprawdę dobrego biegacza. W jakiś sposób przygotowała się do tego dystansu” – wspomina Hoss.

Im bliżej Gibb była mety, tym mocniej zastanawiała się nad tym, jaki jej bieg może mieć wpływ na innych. Jak inne pionierki – w tym Julia Chase-Brand, która jako pierwsza kobieta ukończyła uliczny bieg na 4,75 mili (Manchester Road Race w 1961 r.) czy Merry Lepper, pierwsza Amerykanka, która ukończyła maraton (Western Hemisphere Marathon w 1963 r.) – Gibb zorientowała się, że ważniejsze od tego, jak szybko dotrze do mety, będzie to, jakie zrobi tam wrażenie. Walczyły przecież o zmianę nastawienia męskiego świata, w którym to, co „stosowne dla kobiet”, nie było jakoś specjalnie obszerne. Nie forsowała więc tempa.

„Biegłam swobodnie przez wzniesienia. Myślałam tylko o tym, by dobiec do mety, a tam wyglądać tak mocno, a jednocześnie tak kobieco, jak tylko to możliwe”.

Kobietom do bufetu wstęp wzbroniony

Jej marzenia prawie runęły w gruzach na 5 km przed metą. Trenowała w miękkich butach pielęgniarskich, tymczasem twarda nawierzchnia, skarpety i nowe buty spowodowały otarcia, a stopy piekły jak diabli. „Ledwo się ruszałam. Czułam zniechęcenie i rozczarowanie. Myślałam, że nie dam rady” - opowiada.

Za znakiem oznaczającym 25 milę (40,2 km), porucznik Stalzer zaczął się zbliżać do Gibb. Już wcześniej startował w Bostonie i znał zygzakowate ostatnie 800 metrów trasy. Gibb nie miała o tym zielonego pojęcia. Widziała przed sobą jedynie długą, prostą i smutną Commonwealth Avenue. Bez banerów, tłumu kibiców. Nic. Jak daleko jeszcze? Zapytała gliniarza, gdzie jest meta, ale ten po prostu machnął ręką do przodu. Ten moment zauważył Stalzer.

„Musiała być bardzo zagubiona, nie wiedząc, ile jeszcze musi biec. Wyraźnie zwolniła. Wiedziałem, że to moja ostatnia szansa, więc przyspieszyłem i ją wyprzedziłem. Gdyby znała trasę, pewnie nie miałbym z nią szans. Była naprawdę szybka” – wspomina Stalzer, który przekroczył linię mety z czasem 3:21:00 i zajął 123. miejsce.

Gibb ślamazarnie biegła dalej. Chciała tylko, by to się skończyło, by mogła zdjąć buty i się napić. Zwycięzca dotarł do mety godzinę wcześniej, więc spodziewała się raczej spokojnego finiszu. Pokonała ostatni zakręt w lewo i zobaczyła metę. Wow, co to jest? Ostatnie metry trasy były wypełnione krzyczącymi kibicami, którzy chcieli zobaczyć pierwszą kobietę, która ukończy maraton w Bostonie. Każda gazeta ustawiła tam fotografa, by mieć najlepsze zdjęcie.

Gibb wyluzowana i uśmiechnięta przekroczyła linię mety z czasem 3:21:40, który dał jej 124. miejsce. Gubernator Massachusetts John Volpe podszedł do niej i złożył gratulacje. Potem zaprowadzono ją do małego pokoju w Prudential Center, gdzie dopadła ją prasa.

„Chcieli wiedzieć, dlaczego pobiegłam i co chciałam udowodnić. Wyglądało to tak, jakby chcieli usłyszeć, że nienawidzę facetów. Ale to nieprawda. Powiedziałam im, że po prostu kocham bieganie i radość, jaką czuję, będąc blisko natury. Jasne, że miałam nadzieję, że sposób myślenia o kobietach się zmieni i pokażemy, do czego jesteśmy zdolne. Ale pokonanie facetów nie miało dla mnie znaczenia. Nie widziałam powodu, dla którego mężczyźni i kobiety nie mogliby biegać razem” – wspomina Roberta.

Potem ruszyła do bufetu, gdzie biegacze odbierali posiłki. Dwóch ochroniarzy nie wpuściło jej do środka. Kobietom nie wolno wchodzić! Nie buntowała się.

„Nie lubię być w centrum uwagi – mówi. – Nie zależało mi też na serwowanym gulaszu. Ale zabolało mnie, że mogę ukończyć maraton, ale nie mogę uczestniczyć w pasta party. Kolejne zamknięte dla kobiet drzwi”.

Wróciła taksówką do rodziców, mając nadzieję na odpoczynek. Bez szans. Wokół domu czekali już dziennikarze z fotografami. Tym razem chcieli mieć zdjęcia z Gibb jako gospodynią domową. Nie widziała za bardzo sensu w pozowaniu, bo przecież gotowanie nie było jej ulubioną aktywnością.

„Ale miałam sukienkę w grochy i wiedziałam, jak się robi krówki, więc je zrobiłam” - tłumaczy.

Następnego dnia gazety opisały jej wyczyn. We wstępniaku „Boston’s Record American” napisano: „Dziewczyna w maratonie! Nie ma już nic świętego? Nie ma już zawodu, hobby czy sportu, który byłby zarezerwowany tylko dla dżentelmenów? Ale jeśli ktoś zagwarantuje, że w przyszłości biegaczki będą tak piękne, jak ona, to możemy się zgodzić, by w przyszłym roku było ich więcej”.

W międzyczasie Will Cloney – ten sam, który odmówił Gibb rejestracji dwa miesiące wcześniej – opublikował oświadczenie: „Pani Bingay nie biegła wczoraj w maratonie. Nie ma czegoś takiego jak maraton dla kobiet. Może startowała w biegu ulicznym, ale nie w maratonie”.

Alton Chamberlin zaoponował, stwierdzając, że biegł większość dystansu z Gibb, i potwierdził, że pokonała cały dystans. Dodał, że „wyglądała o połowę lepiej niż spora grupa mężczyzn”.

Kobiece tsunami z poślizgiem

Gibb powróciła do Hopkinton rok później. Inaczej niż Kathrine V. Switzer, które dostała numer startowy, bo zarejestrowała się tylko inicjałami imienia – nie miała numeru. Do mety dobiegła sporo przed Switzer z czasem 3:27:17, ale oficjele zablokowali jej linię mety. Wygrała również rok później (3:30), ale znowu nie podano jej wyniku w oficjalnym komunikacie. Wtedy zrezygnowała ze startów i skupiła się na pracy, sztuce i macierzyństwie. Wciąż jednak biegała i w 1982 roku, w wieku 39 lat, ustanowiła nową życiówkę, pokonując New York City Marathon w czasie 3:19:48.

Gibb i jej podobne nazywane są pionierkami. Jasne, że tak, ale po ich startach nie nadeszła olbrzymia fala maratonek. Kiedy w końcu w 1972 roku oficjalnie zezwolono kobietom startować w Bostonie, było ich tylko 8 wśród tysiąca biegaczy. Tak naprawdę dopiero start Oprah Winfrey w Marine Corps Marathon w 1994 roku wywołał eksplozję kobiecego biegania w na 42 195 metrów.

Dopiero w roku 1996 Gibb oficjalnie uznano za zwyciężczynię Boston Marathon w latach 1966, 1967 i 1968. „50 lat temu ukończyłam maraton i zmieniłam niektóre stereotopy krążące o kobietach. Dziś najbardziej jestem dumna z tego, że tak wiele kobiet biega i pokazuje, do czego jesteśmy zdolne” - dodaje Roberta Gibb na koniec.

Jak szybko biegają kobiety w Boston Marathon

Kobiece rekordy poprawiły się o ponad godzinę od czasu, gdy Roberta Gibb ukończyła Boston Marathon w 1966 roku. W tym samym czasie męski rekord został podkręcony jedynie o 13 minut i 31 sekund – z 2:16:33 do 2:03:02.

Rok Biegaczka Czas
1966 Roberta Gibb 3:21:40
1970 Sara Mae Berman 3:05:07
1974 Miki Gorman 2:47:11
1975 Liane Winter 2:42:24
1979 Joan Benoit 2:35:15
1980 Jacqueline Gareau 2:34:28
1981 Allison Roe 2:26:46
1983 Joan Benoit 2:22:43
1994 Uta Pippig 2:21:45
2002 Margaret Okayo 2:20:43
2014 Rita Jeptoo* 2:18:57*
2014 Buzunesh Deba** 2:19:59**
*nie przeszła testu antydopingowego 5 miesięcy po biegu
**była druga za Jeptoo

Ile kobiet biega w Boston Marathon

Kobiety długo nie biegały w Bostonie - Boston Marathon organizowany jest od 1897 roku, a Roberta Gibb została pierwszą kobietą, która go ukończyła dopiero w 1966 roku. Dziś jednak liczbą startujących doganiają mężczyzn.

Rok Kobiety Mężczyźni %
1966 1 415 0,3
1972* 8 1210 0,7
1980 237 3428 6,5
1990 1434 6516 18%
2000 5469 10199 34,9
2010 9560 13161 42,1
2015 12018 14580 45,2
* pierwszy maraton w Bostonie, w którym kobiety oficjalnie dopuszczono do startu

RW 03-04/2018

REKLAMA
}