Robin Williams, uwielbiany za swoje role w "Good Morning, Vietnam", "Stowarzyszeniu Umarłych Poetów", "Buntowniku z wyboru", "Fisher King" czy kręconym w Polsce "Jakubie kłamcy", w czasach swojej młodości był zapalonym - i zdolnym - sportowcem. Jego dumą był zawsze uzyskany w 1969 roku w biegu na 800 metrów czas 1:58.80. Biegał także w sztafecie w Redwood High School in Larkspur w Kalifornii - wraz z kolegami na dystansie 4 x 400 metrów ustanowili rekord szkoły, który pozostawał niepobity przez lata. Wykręcili wtedy czas 3:21.70.
Dla Robina jednak nie liczyły się rekordy. Bieganie było częścią jego życia, kochał je i zwyczajnie sprawiało mu to radość - szczególnie, gdy pokonywał kilometry na świeżym powietrzu. Z biegania w fitness klubie żartował w swoim stylu: "Kocham biegać na łonie natury… Na bieżni czuję się jak chomik!"
Choć startował w wielu biegach, prawdopodobnie bardziej znany jest ze swojego zamiłowania do kolarstwa i wsparcia, którego udzielał Challenged Athletes Foundation - organizacji otaczającej opieką niepełnosprawnych sportowców.
Bynajmniej nie chodziło jednak tylko o pieniądze i dobre słowo. Podczas swojej dwudziestoletniej współpracy z fundacją wspierał jej podopiecznych współudziałem w triathlonach. Razem z kolegą z druzyny, Rudym Garcia- Tolsonem, triathlonistą i paraolimpijczykiem po przebytych dwóch amputacjach kończyn dolnych, wystąpili w talk-show Oprah Winfrey, by zwrócić uwagę Ameryki na osiągnięcia niepełnosprawnych sportowców.
Założyciele i członkowie CAF zgodnie twierdzą, że zaangażowanie aktora przyniosło ich sprawie rozgłos i spore zainteresowanie. "On naprawdę czerpał radość z tego, że ramię w ramię z naszymi podopiecznymi stawiał czoła wyzwaniom. Nigdy nie będziemy w stanie wyrazić odpowiedniej wdzięczności za wsparcie i energię, które wniósł swoja osobą między nasze szeregi" - napisali na swojej stronie internetowej.
Williams pozostanie zapamiętany na zawsze za swoje legendarne role komediowe oraz solowe występy stand-upowe. W tych ostatnich poruszał nawet czasem temat biegania!
W jednym ze swoich przedstawień tak wyraził się o biegowej elicie: "Jednym z moich ulubionych biegaczy wszechczasów jest Abebe Bikila. Był Etiopczykiem, złotym medalistą Igrzysk Olimpijskich w Rzymie na dystansie maratonu, który przebiegł… boso. Boso, rozumiecie? Po tym pierwszym miejscu podpisał umowę z Adidasem i na następnych igrzyskach, myślicie że nadal biegł boso? Oczywiście! Z butami w rękach!"
Poniżej fragment jednego z jego kabaretowych występów, w którym wyjaśnia publiczności, dlaczego bieganie maratonów zapewnia tańszy odlot niż branie kokainy (klip w języku angielskim):
Takim zapamiętamy go na zawsze. Cześć pamięci wielkiego człowieka, aktora i komika, ale także - biegacza.
RW