Scott Jurek: mistrz ultramaratonu, król bólu

Nikt nie potrafi radzić sobie z przeciwnościami losu lepiej niż Scott Jurek, jeden z najlepszych ultramaratończyków w historii. Ostatnio jednak doświadczył tak wielu bolesnych ciosów, że zaczął wątpić we wszystko - nawet w to, czy w ogóle chce jeszcze biegać.

Scott Jurek. Mistrz ultramaratonu. Król bólu
Scott Jurek (fot. Frank W. Ockenfels III)

Pierwszy weekend października, pochmurny, chłodny dzień. Jeden z najbardziej utytułowanych, a jednocześnie najbardziej skonfundowanych biegaczy długodystansowych na świecie przygotowuje się do startu. Chce odkryć, kim jest naprawdę.

Bieg North Coast 24-Hour Endurance Run jest rozgrywany w Cleveland, na brzegach jeziora Erie, na płaskiej, betonowej ścieżce długości prawie 1,5 km. 107 zawodników będzie biegać po niej przez całą dobę. Kto zrobi więcej okrążeń - wygrywa i dostaje 900 dolarów. Po drodze Jurkowi nie będą urozmaicać widoków ani polne kwiaty, ani postrzępione klify czy pustynne krajobrazy. Nie będzie żadnych pretekstów, które pozwoliłyby mu oderwać się od bolesnej rzeczywistości.

Mordercze tempo

Ludzie biegający na dystansach dłuższych od maratonu często są w jakiś sposób dziwaczni czy nieprzystosowani społecznie. Wśród ultramaratończyków ci, którzy decydują się na 24-godzinny bieg po płaskiej, betonowej ścieżce, należą do największych dziwaków. Jurek, tłumacząc, dlaczego zdecydował się na udział w tym najdziwniejszym wśród niecodziennych biegów, powiedział: "Szukałem najlepszego sposobu, który pozwoliłby mi zajrzeć w głąb siebie i sprawdzić, jaki jestem naprawdę".

Miliony ludzi, od przedszkolaków do biegaczy z nadwagą, mogą przebiec 1000 m w 5 minut i 50 sekund. Setki tysięcy są w stanie utrzymać to tempo przez pół godziny lub dłużej. Po rozszerzeniu zasięgu do maratonu ich liczba kurczy się, ale wciąż nie jest to nic nadzwyczajnego. Wiele tysięcy ludzi może przebiec 42,195 m w tym tempie.

Dlatego przemnóżcie ten dystans przez dwa, a potem zróbcie to jeszcze raz. Dodajcie strome podbiegi po skalistych ścieżkach, upał i spuśćcie na trasę zasłonę ciemności. Zostaje tylko kilka osób, które pokonają ten dystans w tempie 5:50. A teraz przychodzi czas na porywiste wiatry wiejące prosto w twarz, pokryte pyłem kaniony, lodowate rzeki oraz nagie, górskie grzbiety i mamy Western States Endurance Run.

Scott Jurek. Mistrz ultramaratonu. Król bólu
Piękne krajobrazy są dla Scotta Jurka pretekstem, by choć na chwilę oderwać się od monotonii biegu i bolesnej rzeczywistości (fot. Frank W. Ockenfels III)

W czasie tego 161-kilometrowego biegu trzeba pokonać prawie 12,5 km przewyższeń. Jego uczestnicy muszą zmierzyć się nie tylko z pragnieniem, głodem, zmęczeniem, bezwzględną naturą i przeciwnikami, ale również, co najtrudniejsze, ze sobą. W tym momencie na świecie zostaje tylko jeden człowiek, który jest zdolny do utrzymania tempa 5:50. Nazywa się Scott Jurek.

Z wykształcenia jest fizjoterapeutą. Ma opinię bezgranicznie optymistycznego sportowca, który wśród ekstremalnych biegaczy nie ma sobie równych. Ma 36 lat, jest przystojny i bardzo szczupły - przy wzroście 189 cm waży zaledwie 75 kg, a jego anielską twarz z orzechowymi oczami okalają pukle brązowych włosów.

Jest jedynym biegaczem w historii, który wygrywał bieg Western States 7 razy z rzędu, od 1999 do 2005 roku (w 2004 roku ustanowił rekord trasy, którą pokonał w czasie 15:36:27, średnio biegnąc w tempie 9:20 na milę). Inni biegacze szanują go za osiągnięcia, a kochają za to, że jest jedynym mistrzem, który zatrzymuje się na mecie każdego ultramaratonu, by pozdrowić wszystkich uczestników, pogratulować im pokonania trasy i podziękować za udział w biegu.

Jest również jedynym Amerykaninem, któremu udało się wygrać grecki Spartathlon, 246-km bieg ze Sparty do Aten (wygrywał go w 2006, 2007 i 2008 roku). Tylko Jurek zwyciężył w tym samym roku (2005) w biegach Western States i Badwater Ultramaraton (217 km).

W bestsellerze "Born to Run" Christopher McDougall opisał wydarzenia, które miały miejsce w 2006 roku. Jurek wybrał się wtedy do mitycznego Miedzianego Kanionu w Meksyku, aby zmierzyć się z członkiem indiańskiego plemienia Tarahumara, słynącego z biegaczy o niezwykłej wytrzymałości. Przebiegł 80 km razem z Arnulfo Quimare, najszybszym i najbardziej szanowanym Tarahumarą. Jurek dzięki temu zyskał sławę wśród biegaczy, możnych sponsorów, oferty prowadzenia sponsorowanego bloga, udziału w projektowaniu butów biegowych, a także zamówienia na porady treningowe i wykłady.

Scott Jurek. Mistrz ultramaratonu. Król bólu
Z rodzinnego albumu: jedno z pierwszych zdjęć Scotta Jurka z rodzicami (fot. archiwum prywatne)

Rodzina i wychowanie

Dorastał w malutkiej miejscowości Proctor w stanie Minnesota, całą wieczność od wszystkiego, co chociaż nieco otarło się o luksus. Ojciec był kierowcą ciężarówki, a dziadkowie "upartymi Polaczkami". Chłopak odgarniał śnieg z podwórka i rąbał drewno, którym ogrzewano dom. Kiedy Scott, jego młodsza o 3 lata siostra Angela i młodszy o 5 lat brat Greg potrzebowali pieniędzy, sami robili lemoniadę i ją sprzedawali. Na święta Bożego Narodzenia Jurek przygotowywał choinkowe ozdoby z szyszek sosnowych.

Pewnego letniego dnia 9-letni chłopak zauważa, że na parkingu zatrzymuje się samochód z rodzicami. Widzi, jak matka wysiada z auta i potyka się. Ojciec ją łapie i pomaga iść dalej. Wtedy po raz pierwszy dociera do niego, że matka ma kłopoty z chodzeniem. Do codziennych obowiązków Jurka dochodzi sprzątanie domu i opieka nad matką, która trafia do domu opieki dopiero wtedy, gdy chłopak jest na drugim roku college'u.

Scott nie narzekał. Gwoli ścisłości w ogóle niewiele mówił, tak jak pozostali członkowie rodziny. Rozmowny nie był ojciec, który przez 4 lata służył w US Navy i trudności zwykł przezwyciężać mozolną pracą, a nie deliberowaniem. Gadatliwa nie była także matka, która nawet słowem nie wspominała o swojej chorobie. A już na pewno żadne z dwojga rodzeństwa.

"W mojej rodzinie po prostu się nie rozmawiało. Już od najwcześniejszego dzieciństwa wbijano mi do głowy, że robi się rzeczy, nawet jak się nie ma na to ochoty" - wspomina Scott Jurek.

Takie podejście sprawdza się w sporcie. Jurek miał zdolność skupienia się na celu i ciężkiej pracy. Myślał, że tak osiągnie sukcesy, ale te nie nadchodziły. Koncentrował się więc jeszcze mocniej. Był najlepszym przełajowcem w drużynie, ale to nie pomagało. Reszta chłopaków szydziła z niego - Dupek był jednym z łagodniejszych przezwisk.

Scott Jurek. Mistrz ultramaratonu. Król bólu
Z rodzinnego albumu: udane polowanie na króliki z bratem Gregiem (fot. archiwum prywatne)

Najszybszym biegaczem w okolicy był Dusty Olson, żartobliwy, beztroski chłopak. Cichy, obowiązkowy. Jurek podziwiał go. Razem biegali i jeździli na nartach. Po college'u Olson wygrał ogólnokrajowe mistrzostwa juniorów w biegach narciarskich i regionalne mistrzostwo w biegach przełajowych. Wtedy zaproponował Jurkowi wspólny start w 80-km biegu Minnesota Voyager.

Spokojny, introwertyczny chłopak zgodził się bez namysłu, chociaż ten dystans był ponad dwa razy dłuższy niż największe odległości, które pokonywał do tej pory. Tym bardziej niespodziewane jest to, co zdarzyło się później. W środku biegu but Olsona wpadł w błoto i zleciał mu z nogi. Zanim założył go ponownie, minął go Jurek, który znalazł własne tempo. Nowe tempo. Pokonał swojego bohatera o 5 minut i skończył bieg na drugim miejscu. Dusty Olson już nigdy nie wygrał z Jurkiem.

Problemy i sukcesy

W college'u Scott dorabiał, pracując w sklepie dla biegaczy. Pewnego dnia poszedł do baru McDonald's i kiedy czekał na swoje dwa McChickeny, w kolejce ustawiła się ładna blondynka. Zaczęli gawędzić i zanim się obejrzeli, już ze sobą chodzili; potem podróżowali i w 1995 roku pobrali się.

Trzy lata później Jurek dostał pracę jako fizjoterapeuta w miejscowości Black Hills w Południowej Dakocie i razem się tam przenieśli. Wkrótce potem obu fizjoterapeutów, pod okiem których miał się szkolić, opuściło miasto. Jurek samodzielnie pracował więc w lokalnym szpitalu i chodził na wizyty domowe. Było ciężej niż się spodziewał.

"Niezadowolenie z pracy przynosiłem do domu. Byłem zestresowany i przepracowany, co odcisnęło swoje piętno na moich relacjach z Leah. To był trudny czas" - wspomina Jurek.

Bieganie bardzo mu wtedy pomogło. Codziennie wybierał się na przebieżki po prerii, a na weekendy jeździł do stanu Wyoming, w góry Big Horn. Wziął udział w jednym maratonie, potem w kolejnym i następnym. Jego karta kredytowa była coraz mocniej obciążona, bo podróżował do różnych stanów.

Scott Jurek. Mistrz ultramaratonu. Król bólu
Z rodzinnego albumu: Scott Jurek w drodze po swoje pierwsze wielkie zwycięstwo - bieg Minnesota Voyageur Trail Ultra 50, 1994 rok (fot. archiwum prywatne)

"To był szczególnie ciężki czas. Bieganie po górach było dla mnie wytchnieniem od problemów w pracy i w związku" - opowiada Jurek. Później, kiedy już stał się sławny, ludzie zaczną mówić, że bieganie było dla niego ucieczką, że dosłownie umykał przed życiowymi trudnościami.

"Nie zamierzałem uciekać przed problemami. Zawsze starałem się raczej stawiać czoła wyzwaniom, niż ich unikać. Bieganie po górach było sposobem na znalezienie odskoczni od emocjonalnych kłopotów, a nie ucieczką przed nimi. Pomagało mi, pozwalało na chwilę zapomnieć. Bieganie i ultramaratony nauczyły mnie, jak radzić sobie w trudnych momentach. Jeśli ktoś jest w stanie przebiec 160, 80 czy nawet 42 kilometry, zyskuje taką wiarę we własne możliwości, że poradzi sobie ze wszystkim" - mówi.

Zimą 1999 roku przeszedł na wegańską dietę. Zrobił to nie po to, żeby wspomóc trening czy uratować świat (taka motywacja przyjdzie dopiero z czasem), ale dlatego, że widział, jak jego matka choruje. W szpitalach był świadkiem wszystkich możliwych rodzajów cierpienia i podejrzewał, że mogą mieć związek ze sposobem odżywiania.

Przeczytaj również: Scott Jurek: jak mistrz ultra stał się weganinem

Latem wygrał bieg Western States z czasem 17:34, prowadząc od startu do mety. Od tamtej pory zwyciężał w nim przez 6 lat z rzędu. Tuż przed pierwszym zwycięstwem wraz z żoną przenieśli się do Seattle. Pracował tam jako fizjoterapeuta i pomagał koledze otworzyć sklep z butami dla biegaczy. Znów ciężko trenował, a w czasie każdego biegu na części trasy towarzyszył mu wszechobecny Dusty Olson, nowy członek teamu.

Z każdym kolejnym zwycięstwem w Western States sława Jurka rosła. Firma Brooks zatrudniła go jako konsultanta dla biegaczy. Miał pomagać w projektowaniu butów biegowych. Został też konsultantem firmy Green Foods, żeby promować zdrowe odżywianie. Razem z Leah podróżowali na kolejne biegi (ona pomagała mu w przygotowaniach), razem jeździli na nartach, chodzili z plecakami po górach, razem też kupowali warzywa na lokalnych targach i gotowali. Problemy rodzinne, które nie tak dawno ich dręczyły, wydawały się znikać.

Scott Jurek. Mistrz ultramaratonu. Król bólu
Scott Jurek z mamą, która przez lata walczyła ze stwardnieniem rozsianym (fot. archiwum prywatne)

Jurek odkrył dwa cele w życiu. Pierwszym było bieganie, a drugim promocja prostego życia i zdrowego jedzenia. Wygrywając biegi, był w stanie pomagać innym żyć zdrowiej i szczęśliwiej - to było jego powołanie. Wszystko, co musiał zrobić, to tylko się tego trzymać.

Jak gwiazda rocka

W 2005 roku podczas ultramaratonu Badwater, po przebiegnięciu 112 km w Death Valley, dostał drgawek, zaczął wymiotować, a potem upadł na pobocze. Przez 10 minut się nie ruszał, potem wstał i ustanowił rekord trasy. Rok później wrócił tam, by obronić tytuł. Tym razem było gorzej. Jurek zatrzymał się po 21 godzinach biegu, na 196. kilometrze, wyprzedzając drugiego zawodnika o 15 minut. Był wyczerpany, a czekał na niego jeszcze 20-kilometrowy podbieg do mety. Był przekonany, że nie utrzyma przewagi.

"Ruszaj się, cioto! - darł się Dusty Olson, jego dawny prześladowca. - Dalej, Dupku, przecież prowadzisz!".

Dał radę się podnieść i wraz z przyjacielem ruszył pod górę. Razem biegli aż do mety, na której Jurek zameldował się jako pierwszy. W 2007 roku wygrał Colorado's Hard Rock 100 Endurance Run (bieg przez wielu ultramaratończyków uważany za cięższy od Badwater), ustanowił rekord trasy, a zaraz potem drugi raz zwyciężył w Spartathlonie.

W Seattle trenował, angażował się w pomoc innym i propagował wegański styl życia. Był trochę jak gwiazda rocka - znana postać pojawiająca się w szpitalach, na trasach i w restauracjach wegańskich, gdzie ludzie (głównie kobiety) ukradkowo go obserwowali.

Rozwód

W lutym 2008 roku żona oznajmiła mu, że odchodzi. "Nie powiedziała wprost, że ma kogoś, ale fakt jest taki, że mnie zostawiła". Zakochała się w innym biegaczu - człowieku, którego Jurek poznał podczas pierwszej podróży do Meksyku i którego Leah poznała dzięki mężowi. To było ciężkie i nieoczekiwane doświadczenie, więc Jurek zrobił to, co zwykł robić w takich sytuacjach. Biegał.

Scott Jurek. Mistrz ultramaratonu. Król bólu
W rodzinie Scotta Jurka z kłopotami po prostu sobie radzono, a nie o nich rozprawiano (fot. Frank W. Ockenfels III)

Najpierw, w 2008 roku, wybrał się na Ultra-Trail du Mont-Blanc - prawie 166-kilometrowy bieg wokół podnóża Mont Blanc przez Szwajcarię, Włochy i Francję. Przybył do Europy miesiąc przed wyścigiem i skoncentrował się na przygotowaniach, ale się przetrenował i nabawił kontuzji prawego kolana, co wykluczyło go z biegu. Powrócił do treningów prawie od razu po wyleczeniu kontuzji. Miesiąc później wystartował w swoim trzecim Spartathlonie i wygrał go, kończąc ponad 246-kilometrowy bieg w czasie 22:20, utrzymując tempo 8:45.

Jurek był rozbity z powodu rozpadu małżeństwa, to jasne. Ale martwił się również o przyszłość i o bieganie, które nie było już odskocznią od rzeczywistości. Przestało też go cieszyć. Kochał biegać, ale był zmęczony związanymi z tym wymaganiami, e-mailami i telefonami, prośbami o wzięcie udziału w różnych biegach. Może potrzebował przerwy. Może skupienie się na jednej rzeczy i ciężka praca nie były takie magiczne. Może to właśnie one stanowiły problem.

W lutym 2009 roku zadzwonił do szamanki w Seattle. Powiedział jej o rozpadzie małżeństwa i o tym, że rozważa odejście od biegania na jakiś czas. Powiedział też, że zawsze chciał inspirować ludzi, ale nigdy nie uważał się za kogoś szczególnego.

"Jesteś liderem - powiedziała szamanka. - Jesteś nauczycielem i musisz kontynuować swoją pracę". Ale dodała również: "Chcesz wykonać tę długą podróż, więc dlaczego jeszcze tego nie zrobiłeś?"

Co to oznaczało? Czy Jurek miał porzucić bieganie i pomagać ludziom w inny sposób? Czy powinien zrobić przerwę i odpocząć podczas górskich wycieczek, co zawsze było jego marzeniem? Czy może chodziło o kolejny bieg, który przyniósłby mu jeszcze więcej sławy i więcej możliwości pomagania ludziom? Nie wiedział. Czuł tylko, że jest wyczerpany. Były dni, kiedy chciał wyjechać do pracy na ekologicznej farmie w Nowym Meksyku.

Scott Jurek. Mistrz ultramaratonu. Król bólu
Jenny, dziewczyna Scotta Jurka, twierdzi, że kiedy go poznała, wygrała główny los na loterii. (fot. Frank W. Ockenfels III)

Jurek nie wygrał Western States w 2009 roku. Odpadł po 77. kilometrze. Nie wystartował w Spartathlonie. Znów poleciał do Europy ze swoją nową dziewczyną, Jenny, z którą zaczął się umawiać rok po tym, jak opuściła go żona. W Ultra-Trail du Mont-Blanc był 19 (pod koniec trasy prześcignęły go dwie kobiety). Potem wrócił do mieszkania, w którym mieszkał kiedyś z żoną, i zaczął się zastanawiać, co robić dalej.

Przygotował do wydania książkę o zdrowym odżywianiu i ćwiczeniach. Myślał o tym, co szamanka powiedziała o tajemniczej "długiej podróży" i postanowił, że musi zrobić coś, co pozwoli mu odzyskać chęć do życia. Czasami człowiek się gubi. Wtedy trzeba po prostu wykonać kolejny krok. Ale co ma nim być? Jurek wybrał 24-godzinny bieg w Cleveland.

Próba generalna

Grupa ekscentryków przemieszczająca się po skrawku ziemi w pobliżu jeziora Erie ginie w zapadającym zmroku. Jest godz. 18, a Jurek dalej biegnie, chociaż czuje ból. Chce się poddać. Jest przekonany, że nie da rady. Wielokrotnie rozważał rezygnację podczas wcześniejszych biegów i wiele razy biegał w o wiele gorszych warunkach. W zimnie i upale. Po górskich żlebach. A w tej chwili biegnie po płaskiej, niekończącej się pętli, w przygnębiającym zmroku, z różnymi dziwakami dookoła. Z Jenny. I ze słabą wiarą w siebie.

Na 81. kilometrze mówi Jenny, że bolą go nogi i nie powinien startować w tym biegu tak szybko po Mont Blanc. Ona przypomina, że poprzedniego wieczora wspominał, jak uwielbia się sprawdzać, i że powinien biec zamiast roztkliwiać się nad sobą. Ale on już nie czuje nóg, naprawdę go bolą.

"Widziałam film z Badwater. Zwymiotował, a potem odzyskał siły. Wiem, że może to zrobić. Musi to zrobić" - mówiła Jenny.

Jurek znów idzie.

"Moje nogi" - jęczy.

"Dalej, Dupku!" - krzyczy Jenny, kiedy przechodzi obok, kulejąc.

Kiedy zmrok przechodzi w całkowitą ciemność i część biegaczy włącza czołówki, Jenny rozpacza.

"Nie wiem, co zrobić. Kazał mi sobie powtarzać, że da radę" - opowiada.

Dzień przed biegiem Jurek i Jenny jedli kolację w restauracji. Inni biegacze zastanawiali się pewnie wtedy nad strategią biegu. Jurek rozważał, czy w ogóle biec: "Czasami zastanawiam się, czy nie jestem samolubny, bo przebiegnięcie ultramaratonu to dość egoistyczne przedsięwzięcie. Motywowanie ludzi do biegania i dbania o swoje ciało jest fajną sprawą. Ale czy ma to głębszy sens?".

Martwił się, że może niewystarczająco trenował przed tym biegiem, nigdy nie przebiegł się tą trasą. Dodatkowo zeszły tydzień spędził w Oregonie na pogrzebie kolegi, innego ultramaratończyka, który popełnił samobójstwo. Nikt nie wiedział, że cierpiał na depresję. Ta śmierć wstrząsnęła Jurkiem. Zaczął rozmyślać o sensie ludzkiego życia i o rzeczach, które ludzie ukrywają przed innymi.

Rodzina i przyjaciel

Kiedy Jurek odwiedza rodzinny dom, jego ojciec - który waży 136 kg i nigdy nie widział, jak Scott biegnie w wyścigu - podaje na stół szynkę. Potem cała rodzina narzeka, że ze Scottem musi być coś nie tak, skoro nie chce jej jeść. Podczas każdej podróży Jurek odwiedza matkę w domu spokojnej starości.

Jego rodzice rozwiedli się w 1995 roku. Obserwowanie rozpadu małżeństwa rodziców było ciężkim doświadczeniem. Obserwowanie, jak ciało mamy zawodzi, było jeszcze gorsze. Stwardnienie rozsiane zaatakowało struny głosowe, więc trudno mu ją zrozumieć przez telefon. Dzwoni więc do niej rano, bo po południu nie rozumie jej już wcale.

Ostatnio się powtarza, a jej pamięć stale się pogarsza. Jest przywiązana do łóżka lub wózka inwalidzkiego i ma sprawną tylko lewą rękę. Nie ma siły, żeby nacisnąć przyciski na pilocie do telewizora, więc Jurek pomaga jej, gdy przyjeżdża. Mama ma problemy z przełykaniem i powinna jeść tylko papki, ale syn i tak podczas każdej wizyty zabiera ją do jej ulubionej knajpy Red Lobster. Kroi krewetki w taki sposób, że wyglądają prawie jak papka. Obiecują sobie, że te wycieczki będą ich tajemnicą. Zawsze też idą do kina (mama uwielbia Julię Roberts), a potem, rozmawiając, wracają do domu opieki. On całuje ją na do widzenia i jedzie na lotnisko w Minneapolis.

Tam zaczyna się martwić. Martwi się, że nie trenuje wystarczająco ciężko, że mógłby bardziej pomagać ludziom. Zastanawia się, czy za 10 lat będzie jeszcze biegał, czy prowadził całkiem inne życie. Co prawda, nie wie dokładnie jakie, a chciałby mieć jego jaśniejszy obraz. Będzie martwił się o to, czy jest wobec siebie szczery. Zawsze jednak, obojętnie jakie będą jego zmartwienia, jakie sukcesy i porażki, będzie myślał o swojej matce. Będzie martwił się, że nie jest dobrym synem.

Jenny dzwoni do Dusty'ego i błaga go, aby porozmawiał z przyjacielem. Ten jednak odmawia. "Mam już dość tego, że wypłakuje się na moim ramieniu" - mówi. Miesiąc później potwierdza to w rozmowie ze mną: "To była dla mnie długa droga. Niewiele osób o tym wie, ale mam lepszy czas w maratonie i na 100 km niż Jurek. Na początku nasza współpraca dawała mi wiele radości, ale kiedy on zaczął startować w tylu wyścigach, stała się dla mnie prawie etatową pracą. Poświęcałem rocznie miesiąc na pomoc w rozwijaniu czyjejś kariery" - mówi Olson.

Jurkowi brakuje jego wsparcia. Później powie: "Zawsze wydawało mi się, że ma z tego przyjemność. Z jednej strony traktowałem go instrumentalnie, ale z drugiej nie wydaje mi się, żeby szczerze mówił mi o swoich uczuciach. Może dopiero teraz zaczyna się zastanawiać, co naprawdę chce robić? Myślę, że może się czuć nieco w moim cieniu, ale jasno mi tego nie powiedział. Mówiłem mu, że pobiegnę dla niego jako pacemaker, ale nigdy nie chciał. Zdawało mi się, że jest zadowolony ze swojej roli. Jeżeli nie był, to nie mam pojęcia, dlaczego tak długo w niej wytrwał".

Dokąd i po co?

Zapada noc i mistrz zaczyna narzekać, że zaraz zejdzie z trasy, a jego dziewczyna krzyczy i dodaje mu otuchy. Czy przerwanie biegu będzie porażką? Człowieka, zwłaszcza ultramaratończyka, można oceniać wyłącznie po długim dystansie. Pojedynczy moment rzadko naprawdę jest takim, jakim się wydaje. To, co wydaje się proste, okazuje się trudne, a chwile największego triumfu okazują się momentami najbardziej bolesnych porażek.

Jurek zastanawia się, jak długo jeszcze chce biegać i w jakim kierunku. Takie rozważania to nic zaskakującego, zwłaszcza dla osób, które przez długi czas z ogromną intensywnością pracowały nad jakimś zadaniem. Te wątpliwości mogą być dla wszystkich, którzy obserwują karierę Jurka, powodem do spekulacji na temat dręczących go rozterek i traum, a także do rozważań nad kruchością sukcesów.

"Dużo ludzi chciałoby zobaczyć upadek mistrza. Żeby być na szczycie, trzeba mieć jaja. Zastanawiam się, czy ja je jeszcze mam" - jego głos się łamie.

Żeby odnieść sukces w sporcie, niezbędna jest pewna dawka arogancji. Ona, połączona z setkami godzin poświęconych na doskonalenie niezbędne do pokonania rywali, sprawia, że większość mistrzów nie ma ochoty lub umiejętności potrzebnych do opisania swoich wątpliwości czy lęków. Przynajmniej do czasu, aż skończą karierę. Albo Jurek jest wyjątkiem, albo jego kariera właśnie się kończy. Chyba że to tylko zakręt, z którego wyjdzie jeszcze bardziej szanowany niż wcześniej.

"Myślę, że on zawsze był pełen sprzeczności" - mówi Christopher McDougall. - Od zawsze starał się odkryć, kim jest naprawdę i co powinien robić, a sukces przyszedł przez przypadek. Kiedy zaczął wygrywać, pomyślał, że bieganie to jego sposób na życie. Teraz nie wygrywa, więc zaczął się zastanawiać, kim jest naprawdę".

"Jurek zawsze był zwolennikiem biegania w czystej postaci. Po prostu wychodził na trasę, biegł i wygrywał. Radzisz sobie w każdej sytuacji, więc myślisz, że w końcu okażesz się bohaterem. A tymczasem jest odwrotnie. Jurek był najszybszy. Wyprzedzał wszystkich: Greków na ich własnej ziemi, Indian Tarahumara w Meksyku, zwyciężał także w biegach Badwater i Western States w odstępie dwóch tygodni. A co dostał w zamian? Opuściła go żona i stracił najlepszego przyjaciela. Więc nie, nie uważam, że ma jasne poczucie celu" - dodaje autor "Born to Run".

Jurek tylko przekartkował książkę "Born to Run" ("Gdybym miał czytać wszystko, co o mnie napisano, nie miałbym czasu na nic innego"), a kiedy powiedziałem mu, że autor twierdzi, że to jego podejście do biegania go wypaliło, zwykle grzeczny biegacz sprzeciwia się.

"To fakt, że bieganie było dla mnie wartością samą w sobie, ale tak zostałem wychowany. Potrafię spuścić głowę i przeć przed siebie przez relatywnie długi czas. I co z tego? Jestem w stanie całkiem szybko przebiec 160 km. Czy to takie wyjątkowe?" - pyta.

No cóż, owszem. To coś absolutnie nadzwyczajnego, jeśli robi się to szybciej, dalej i dłużej niż ktokolwiek inny na świecie.

"Nie" - twierdzi mistrz. Mówi, że w bieganiu nie chodzi o zwycięstwa, pieniądze, cierpienie czy odkupienie. Chodzi o odkrywanie. "Najważniejsze jest znalezienie własnej ścieżki. Użycie życiowego doświadczenia do uformowania czegoś nowego. To właśnie jest sztuka życia" - wyjaśnia cesarz rozpaczy.

Porażka?

W tym momencie mistrzowi powinna wrócić jasność celu. Jurek powinien odzyskać motywację, która napędzała go tak długo, podnieść się z wyczerpania i zwątpienia, po czym ustanowić rekord w biegu 24-godzinnym i odzyskać należne mu miejsce najjaśniejszej gwiazdy na firmamencie ultramaratonu. Robił to już w przeszłości i właśnie teraz jest najwłaściwszy moment, by to powtórzyć. Zwycięstwo sprawi, że rozpad małżeństwa pójdzie w niepamięć, a umęczona dusza zostanie uleczona.

Problem w tym, że wcale tak się nie dzieje. Jest godzina 19, mistrza bolą nogi, nie czuje się dobrze i nie ma energii, żeby biec dalej. Na 105. kilometrze poddaje się i zwyczajnie się zatrzymuje. To prosty i niemający nic wspólnego z heroizmem koniec tego niecodziennego biegu. Następnego ranka Jurek jak zwykle pojawia się na mecie biegu, żeby powiedzieć każdemu kilka miłych słów. Jeden z biegaczy, który powłóczy nogami w kierunku mety, rozpoznaje go i woła, że przykro mu z powodu jego kontuzji.

Jurek zawsze słynął z tego, że wspierał słabszych, bardziej zmęczonych lub mniej utalentowanych. Jest dobry dla matki i dla tych, którzy chcą go wyprzedzić na trasie. Jest taki dla wszystkich z wyjątkiem siebie. Czym jest jego odpowiedź? Przykładem tego, że mistrz jest do końca życia zobowiązany dbać o swój wizerunek? A może jest to usprawiedliwianie się człowieka, od którego tak wiele się oczekuje?

"Hej, nie martw się o mnie. Martw się o siebie" - odpowiada Jurek.

Rekordy życiowe Scotta Jurka

  • maraton - 2:38:00, Austin, 2006

  • 50 km (trail) - 3:03, Bendistillery 50K, 1999

  • 80 km (szosa) - 5:50, GNC, 2001

  • 80 km (trail) - 6:21, Ice Age 50 mile, 1999

  • 100 km (szosa) - 7:28, GNC 100K, 2001

  • 100 mil (trail) - 15:36, Western States Endurance Run, 2004

  • 24 godziny - 266,67 km, IAU World Champs, 2010

Największe osiągnięcia Scotta Jurka

  • 7 razy z rzędu wygrał Western States Endurance Run (1999-2005) i do 2010 r. był rekordzistą trasy z czasem 15:36:27 (2004)

  • 3 razy z rzędu wygrał Spartathlon, czyli liczący 245 km bieg z Aten do Sparty (2006-2008)

  • 2 razy wygrał Badwater Ultramarathon (2005, 2006)

  • 1 raz wygrał Hardrock Hundred Mile Endurance Run, ustanawiając rekord trasy (2007)

  • 3 razy z rzędu wygrał Miwok 100K Trail Race (2002-2004) i 3 razy zajął w nim 2. miejsce (2011, 2005, 2006)

  • jest rekordzistą Stanów Zjednoczonych w biegu 24-godzinnym - w 2010 r. pokonał w ciągu doby 266,67 km

  • 4 razy wybrany został Ultramaratończykiem Roku w USA przez magazyn "UltraRunning" (2003, 2004, 2005, 2007)

RW 04/2011

REKLAMA
}