Sofia Ennaoui, wicemistrzyni Europy na 1500 metrów sprzed trzech lat orz gwiazda okładki wakacyjnego wydania „Runner’s World”, przez wiele miesięcy przygotowywała się do najważniejszego, jak dotąd, występu w swojej karierze: startu na igrzyskach olimpijskich w Tokio. Nie wszystko niestety idzie idealnie, ale czasami już tak jest, że trudne przygotowania skutkują fantastycznym wynikiem na zawodach. Sofia wierzy, że z nią też tak właśnie będzie. Bo jej marzeniem od zawsze było zostać sportowcem i zdobywać laury.
Runner's World: Od kilku miesięcy na każdych zawodach lekkoatletycznych słychać narzekania: „A gdzie jest Sofia?”.
Sofia Ennaoui: To prawda, sezon miałam rozpocząć od udziału w Drużynowych Mistrzostwach Europy w Chorzowie. Niestety, dwa i pół tygodnia przed tymi zawodami doznałam kontuzji. Wiadomo, że w roku olimpijskim przygotowania do igrzysk są najcięższe: sportowcy wspinają się na szczyty wytrzymałości, pokonują bariery treningowe, które wydają się nieosiągalne, i przeciwności losu, z którymi w innych czasie by sobie nie poradzili. I to ma swoje konsekwencje. Moja noga wytrzymała wiele miesięcy bardzo ciężkiej pracy, ale w kulminacyjnym momencie nie wytrzymała przeciążeń, jakie jej serwowałam.
A zapowiadało się, że jest dobrze?
Szczerze mówiąc, w ostatnich miesiącach wyglądało to rewelacyjnie. Na obozie w Portugalii treningi wyglądały lepiej niż w ubiegłym roku. Z trenerem ostrzyliśmy sobie zęby na bardzo dobre rezultaty, lepsze niż w poprzednim sezonie, który był przecież przełomowy, bo wynikiem 2:32,30 pobiłam 39-letni rekord Polski na 1000 metrów, w końcu złamałam barierę 4 minut na 1500 m i skończyłam rok na trzecim miejscu na listach światowych.