Stadne turbodoładowanie (felieton z cyklu Okiem biegaczki)

Nie chce Ci się biegać? To nic strasznego, a na pewno nic nienormalnego. Nie wiesz, jak sobie poradzić? Niech inni wyciągną Cię z domu, bo to już wystarczy. W kupie naprawdę jest raźniej.

felieton Emilii Iwanickiej-Pałki z cyklu Prisma
rys. Prisma

Kobiety coraz sprawniej organizują się w drużyny i grupy wzajemnego wsparcia. Czyżby zostało w nas coś z „prasamic”, które musiały zadowalać się własnym towarzystwem pod nieobecność polujących samców? Pozostawione same sobie, zamknięte w małej społeczności, jednak współpracowały. A to wychowując wzajemnie potomstwo, a to zbierając korzonki, zioła czy gałęzie na ognisko. Było zadanie, były dziewczyny, była praca, a nawet była zabawa.

Mam wrażenie, że trochę z tego mamy i dzisiaj w bieganiu. I bardzo dobrze! Bo cele mogą się zmieniać, ale najważniejsze to znaleźć sobie stado wsparcia. Później jest już prościej. Łatwiej zaplanować trening pod presją innych, łatwiej stawić się na niego, skoro ktoś czeka. Łatwiej wreszcie dać z siebie więcej, kiedy inni patrzą. A co dopiero, kiedy inne…

Do tego znalezienie stada stało się na prawdę łatwe, co zamierzam udowodnić. Przede wszystkim z ratunkiem spieszy internet. Zachęcam do przeszukania Facebooka, Endomondo, forów biegowych i innych „naszych klas”. Przed zawodami łatwo trafić na ogłoszenia osób poszukujących drużyny i drużyn poszukujących zawodników.

A kto powiedział, że to nie może być związek na dłużej? A kto zabroni zaprzyjaźnić się na ścieżce biegowej? Podczepienie się do biegających dziewcząt gwarantuje nie tylko pomoc w motywacji, ale też pewną kontrolę postępów, a do tego psychiczne spa. Bo można sobie poopowiadać o bolączkach, o których mężczyźni milczą, można utyskiwać na przeszkody, które dla nich nie istnieją.

Jeśli zdrowie i forma nie są jeszcze wystarczającą motywacją, to można biegać w szczytnym celu. Żeby zebrać pieniądze na leczenie, żeby propagować profilaktykę onkologiczną, żeby namawiać do aktywności w starszym wieku... Celów jest tyle, ile grup i pomysłów biegających mam, biegających studentek, lekarek, policjantek, prawniczek czy po prostu sąsiadek lub koleżanek.

Ale można też bez oficjalnych szyldów i emblematów. Można, jak moja przyjaciółka, biegać z mamami z tego samego przedszkola. Bo mieszkają blisko, bo rozkład zajęć momentami pozwala im na zgranie kalendarza.

„Wisienką na torcie” wspólnych treningów są oczywiście starty w biegach masowych. To też temat, który udowadnia, że kobiety potrafią trzymać się razem. I wcale nie mam tu na myśli imprezy typu bieg w szpilkach, chociaż i one pomyślane są z biegowym sensem. Chodzi mi bardziej, a nawet biega, o wydarzenia, które mają wyraźny cel jednoczący kobiety. Na przykład zachęcają do dbania o zdrowie i do badań profilaktycznych, jak np. bieg w Warszawie, którego patronką honorową jest legenda polskiej lekkoatletyki – Irena Szewińska. Albo cykliczny Bieg Kobiet, z którego dochód trafia m.in. na warsztaty dla kobiet w ciąży albo do ciężko chorych dzieci.

W Polsce jest takich imprez coraz więcej. A komu mało babskich biegów nad Wisłą i Odrą, może próbować sił na świecie. Trochę samozaparcia, nieco gotówki, jeszcze więcej odwagi i wiza do USA – tyle potrzeba, żeby wziąć udział w cyklu biegowym o wymownie ubłoconej nazwie The Dirty Girl Mud Run. Będąc już za oceanem, można też pokusić się o udział w Brutal 10 Woman Only.

Bliżej, bo w Wielkiej Brytanii, w 2014 roku odbył się Breast Cancer Care Women Only Run. Impreza adresowana ściśle do pań w tym roku rozrosła się, łącząc siły z triathlonem Shock Absorber Women Only Triathlon. Cel ten sam: walka z rakiem piersi.

Nie ma zatem co narzekać i trzeba poszukać sobie stada. Do życzeń owocnych poszukiwań dołączam powiedzenie, które znakomicie oddaje ducha babskiego (i nie tylko), stadnego biegania: „Chcesz biegać szybko – biegaj z trenerem. Chcesz biegać daleko – biegaj z przyjacielem”...

RW 05/2015

REKLAMA
}