Sztafeta dla Mikołaja, czyli 1200 km biegiem Wisły

Singu, Odo, Czarny, Ryba i Cichy. Pięciu biegaczy, których  połączyło zamiłowanie  do sportowej przygody oraz podwójny cel: w ciągu 5 dni przebiec wzdłuż Wisły 1200 kilometrów i pomóc w walce o sprawność niepełnosprawnemu Mikołajowi.

Sztafeta dla Mikołaja, czyli 1200 km biegiem Wisły Beata Muchowska
Mocni kompani, porządny kamper i właściwy motywator - to przepis na sukces ekstremalnej sztafety przez całą Polskę (fot. Beata Muchowska)

Tarchośfiry to nieformalna grupa ludzi, którzy lubią robić różne rzeczy razem, szukając nowych, niecodziennych wyzwań. Część z nich łączy na przykład pasja gry w swamp soccera, czyli piłkę błotną („To fantastyczna zabawa! W ubiegłym roku byliśmy nawet na mistrzostwach świata w Finlandii, na których zajęliśmy trzecie miejsce” – opowiada Piotr Czarnecki), inni spełniają się w futsalu („Dwa lata temu ustanowiliśmy rekord Guinnessa, grając non stop przez 51 godzin” – dodaje), większość jednak razem biega i startuje w biegach. Im trudniejszych i nietypowych, tym lepszych.

„Jesteśmy zaawansowanymi biegaczami amatorami – tłumaczy Jakub Rybałtowski. – Mamy pełną świadomość, że są setki biegaczy z lepszymi wynikami, ale my szukamy dla siebie niszy, takiego biegania, które da nam frajdę”.

Z tego poszukiwania dwa lata temu zrodził się pomysł, żeby przebiec przez Polskę z południa na północ - od źródeł Wisły do jej ujścia do Morza Bałtyckiego. Konkretnie zrodził się w głowie Piotrka.

Sztafeta dla Mikołaja, czyli 1200 km biegiem Wisły Beata Muchowska
Sesja fotograficzna z Mikołajem na finiszu przygotowań - wkrótce okaże się, czy dwa lata treningów i planowania wystarczą, aby pokonać 1200 km trasy przez całą Polskę (fot. Beata Muchowska)

„Mieszkam i trenuję nad Wisłą, tu z Kubą umawiamy się na bieganie – opowiada. – Kiedyś wymyśliłem challenge polegający na przebiegnięciu przez wszystkie warszawskie mosty nad Wisłą, a potem pomyślałem, że można by pobiec też wzdłuż rzeki. Dowiedziałem się, że jest coś takiego, jak kilkudniowy Rowerowy Maraton Wisła 1200, i zacząłem myśleć, jak takie coś zrobić w wersji biegowej”.

Śmiałe wyzwanie? Owszem, ale z odpowiednimi ludźmi do zrobienia. „Startowałem w Runmageddonie Sahara i wiem, że do takich wyzwań nie wystarczy być dobrze wytrenowanym biegaczem. Liczy się przede wszystkim mocna głowa – wyjaśnia Piotrek. – Przy takim projekcie nikt nie może wysypać się na trasie, wszyscy muszą razem wytrwale przeć naprzód”.

Dlatego, oprócz Kuby, który ma na koncie m.in. starty ultra w Balaton Supermarathonie i wejście na Kilimandżaro, do pięcioosobowej ekipy dołączają inni uczestnicy Runmageddonu Global. Pierwszy z nich to Michał Odowski, któremu lekarz z powodu problemów z sercem radził dać sobie spokój ze sportem, a on się zawziął i nawet zajął na Saharze 2. miejsce w klasyfikacji generalnej.

Sztafeta dla Mikołaja, czyli 1200 km biegiem Wisły Beata Muchowska
Cel charytatywny akcji - zbiórka pieniędzy na rehabilitację małego Mikołaja - był dla całej piątki największym motywatorem (fot. Beata Muchowska)

Kolejnym uczestnikiem projektu jest Paweł Bączkiewicz, który razem z Michałem był trzeci podczas czterodniowego Balaton Supermarathonu. Skład domyka Daniel Stroiński, który wygrywał dotąd Runmageddony Global na Saharze i Kaukazie, a do tego zwyciężał w takich imprezach, jak Katorżnik, Bieg Rzeźnika, Kaszubski Kaper czy Zamieć. Mocna ekipa, bez dwóch zdań.

Ale pewni ludzie to jedno, a organizacja, sprzęt i strategia to drugie. „Formuła projektu Wisła 1200 zmieniała się – wspomina Piotr. – Ostatecznie stanęło na 5-dniowej sztafecie ze zmianami co około 20 km, ale były i takie pomysły, by biec dwiema trójkami na zmianę: jedna w dzień, druga w nocy. Od początku zakładaliśmy za to, że biegniemy bez supportu, wszystko ogarniamy własnymi siłami”.

Chłopaki podkreślają, że na tym etapie przygotowań kolosalną pracę wykonał Paweł, który podzielił planowaną trasę ich biegu na 60 odcinków i przygotował szczegółowy tracker dla każdego z nich.

Sztafeta dla Mikołaja, czyli 1200 km biegiem Wisły archiwum prywatne
Ten dom na kółkach był duży, ale dla pięciu facetów i tak raczej trochę przyciasny. Najważniejsze jednak, że okazał się niezawodny. (fot. archiwum prywatne)

Najważniejszy sprzęt z kolei, czyli środek transportu, zorganizował Piotrek. „Kampera znalazłem przypadkiem w Białołęce, dwa takie wozy stały dwie ulice dalej u znajomego. Podszedłem, zagadałem. Okazało się, że wynajmuje i dał nam większego z dużym rabatem – mówi Piotr. – Co ważne, samochód był w miarę nowy, a dla powodzenia projektu ważna była jego niezawodność. Choć i tak dojechaliśmy do celu na lekkim flaku jednego koła, bo nie udało się go dopompować po drodze”.

Początkowo chłopaki chcieli nawet sami sobie gotować, ale ostatecznie stanęło na cateringu – w kamperze, choć duży, nie dałoby się kucharzenia na odpowiednim poziomie ogarnąć.

Żeby postawić kropkę nad i w przygotowaniach do wiślanego challenge'u, pojechali na obóz biegowy w górach – we wrześniu przez 10 dni trenowali w mekce biegaczy, czyli słynnym Sankt Moritz. „Po wyjeździe na Kilimandżaro czułem, że po bieganiu w górach, dzięki efektowi hipoksji, noga podaje” – tłumaczy Kuba, który wyjazd do Szwajcarii zorganizował, jak mówi, dzięki „optymalizacji kosztów”.

Sztafeta dla Mikołaja, czyli 1200 km biegiem Wisły archiwum prywatne
Rysunkowy motywator dla całej ekipy od Oli, siostrzenicy i fanki Kuby, po 4 dobach na trasie. Dodał mocy! (fot. archiwum prywatne)

Finał tych wszystkich przygotowań nastąpił 6 października 2020 roku, kiedy o godzinie 8 rano pierwszy z nich ruszył w trasę z Baraniej Góry, otwierając blisko 1200-kilometrową sztafetę wzdłuż najdłuższej rzeki w Polsce.

„Poszła bomba i się zaczęło. Od tego momentu wszystko działo się cały czas na speedzie – mówi Piotrek. – Jeden z nas biegł, jeden przeprowadzał kampera, trzech odpoczywało. I tak w kółko: dwie godziny biegu, przekazanie GPS-a, szybko, bez rozmów, potem rolowanie, jedzenie, trochę snu, za kierownicę, dojazd na zmianę i znów na trasę, dzień i noc”.

Założenie było takie, aby biec maksymalnie blisko Wisły, najczęściej wałem, oddalając się od rzeki najwyżej na kilkaset metrów. „Przez to największym problemem była nawierzchnia: nierówna, czasem piaszczysta, czasem błotnista i grząska, czasem zarośnięta wysoką trawą albo pagórkowata. Myślę, że 90% trasy to były szutry, trawy i lasy, a tylko 10% asfalt, co stanowiło wyzwanie nie tylko dla nas, ale i dla naszego 3,5-tonowego kampera” – opowiada Kuba.

Sztafeta dla Mikołaja, czyli 1200 km biegiem Wisły archiwum prywatne
Na trasie liczne spotkania z dzikimi i trochę mniej dzikimi zwierzętami. Czy ta łaciata strażniczka wału ma przyjazne zamiary, czy może wręcz przeciwnie? (fot. archiwum prywatne)

Dużym wyzwaniem były także odcinki nocne, zwłaszcza przez las, samotnie, w kompletnej ciemności, tylko z czołówką. „To było 5 dni naprawdę bliskiego obcowania z dziką naturą. Ciekawe doświadczenie, jak bardzo wyostrzają się w takich warunkach zmysły” – mówi Piotr, wspominając, że nieraz w świetle jego latarki błyskały oczy dzikich zwierząt, dopingując go do szybszego biegu.

Jeszcze mocniej motywował ich jednak charytatywny cel całego projektu – zbiórka pieniędzy na turnusy rehabilitacyjne dla małego wojownika Mikołajka, niepełnosprawnego syna koleżanki Piotra z liceum. Chłopiec urodził się w czerwcu 2017 roku z poważnym uszkodzeniem 5 chromosomu (delecja krótkiego ramienia 5 chromosomu), czyli rzadką chorobą genetyczną zwaną zespołem kociego krzyku (zespół cri du chat), powodującą niepełnosprawność fizyczną i intelektualną.

„Chcieliśmy uzbierać złotówkę za każdy kilometr biegu, ale nim dotarliśmy na start, ten cel na zrzutka.pl został już osiągnięty. To nas od razu ogromnie zmobilizowało, w sumie udało się zebrać pięć razy tyle pieniędzy, ale potrzeby są dużo większe – mówi Piotr. – Świadomość, że działamy dla Mikołaja, strasznie mnie ładuje. Ciągle o nim myślałem: i na Saharze, i biegnąc teraz wzdłuż Wisły. To mi bardzo pomagało w czasie biegu i cieszę się, że ze zbiórką tak fajnie wyszło”.

Sztafeta dla Mikołaja, czyli 1200 km biegiem Wisły archiwum prywatne
1193,66 kilometrów za nimi! Po 4 dniach, 22 godzinach i 23 minutach misja Wisła 1200 zakończyła się sukcesem! (fot. archiwum prywatne)

A jak udał się sam bieg? Cel sportowy został osiągnięty – metę Wisły 1200 osiągnęli półtorej godziny przed limitem czasu. „Organizacyjnie wszystko też udało się w punkt, zgodnie z przewidywaniami nikt nie odpuścił ani niczego nie zawalił” – mówi Piotrek. „Wiadomo, że w tak ekstremalnych warunkach każdy ma »krótki lont«, ale mimo to do żadnego wybuchu nie doszło” – dodaje Kuba.

Co się czuje po pokonaniu 240 km, czyli mniej więcej 12 półmaratonów, w 5 dni? „Właściwie to było mi smutno, że to już koniec, ale z drugiej strony gdzieś w środku była euforia, że udało się zrobić coś, co wydawało się nieosiągalne – mówi Piotrek. – Cieszyłem się, że po drodze tak wiele osób do nas dzwoniło i pisało, żeby pogratulować i życzyć powodzenia. Robiliśmy to bez większego rozgłosu, a akcja dotarła do naprawdę wielu ludzi”.

„A ja miałem już dość, chciałem, żeby to się już skończyło, chociaż jednocześnie też czułem radość i niedowierzanie, że to jednak zrobiliśmy” – przyznaje szczerze Kuba.

Projekt Wisła 1200 przeszedł więc do historii, ale wciąż trwa walka o sprawność Mikołaja. „Nasz cel to zebrać teraz nie złotówkę, a 10 złotych za każdy pokonany kilometr” – mówi Piotr. Do tej sztafety możesz dołączyć i Ty – zbiórka pieniędzy trwa jeszcze na stronie zrzutka.pl/6g8kxp.

RW 11-12/2020

Zobacz również:
REKLAMA
}