Tom White: Biegacz za wszelką cenę

Ile człowiek jest w stanie poświęcić, żeby ocalić to, co dla niego najważniejsze? Tom White wolał odciąć sobie niesprawną nogę, niż zgodzić się na życie bez swojej największej pasji – biegania. Poznaj niesamowitą historię biegacza, który stanął przed dramatycznym wyborem.

Tom White Erika Larsen
Tom White, fot. Erika Larsen

W dniu, w którym zdecydował się na odcięcie nogi, Tom White obudził się z niesamowitym pragnieniem biegania. Dziewczynki jeszcze spały. Obrócił się na drugi bok i zobaczył, że druga połowa łóżka jest pusta. Jego żona, Tammy, już wybiegła na puste ulice miasteczka Buena Vista w Kolorado. Bez niego. Znowu.

Prawie wszyscy w okolicy ich znają. On jest 47-letnim lekarzem, który asystował przy przyjściu na świat wielu mieszkańców miasteczka. Tammy to 46-letnia fizjoterapeutka, która przyjmuje pacjentów nawet w domu. Ich widok biegnących razem należy do stałych elementów krajobrazu.

Na początku 2007 roku mieszkańcy Buena Vista zaczęli widywać biegającego doktora rzadziej niż zwykle. Męczyły go bóle lewej nogi – to pamiątka po wypadku motocyklowym, który wydarzył się jakieś 20 lat wcześniej. W lecie bóle się wzmogły, a jesienią Tammy biegała już sama.

Kontuzja doprowadzała Toma do wściekłości. Bieganie było integralną częścią jego życia, to w ruchu czuł się najbardziej spełniony. Już raz, po wypadku, je stracił. Latami uczył się biegać na zmasakrowanej nodze. Teraz historia się powtarzała. Tego dnia wstał wcześnie, wziął prysznic, ubrał się i obudził dziewczynki. 8-letnia Whitney i 4-letnia Jasmine szybko uporały się z porcją płatków śniadaniowych. Kiedy spocona Tammy wróciła z porannej przebieżki, czekała już na nią kawa. Chwilę potem odwiozła Jasmine do przedszkola, a Tom odprowadził Whitney do szkoły. To był ich poranny rytuał.

Po drodze beztrosko paplali o kostiumach na Halloween, ale kiedy sam wracał do domu, walczył z ogarniającą go frustracją. W wolnym czasie razem z żoną trenował żeńską reprezentację szkoły w biegach przełajowych (dotarli do finałów krajowych) i do tradycji należało, że biegali z dziewczynami 5 km na rozgrzewkę. Jednak w czasie ostatniego weekendu ból był zbyt wielki.

"Trenerze, biegniesz z nami?" – spytały dziewczyny. Tom miał wrażenie, że pęknie mu serce, ale musiał odmówić. "Nie mogę, lećcie same" – odparł. Patrzył, jak znikają za zakrętem. Pomyślał, że za rok będzie musiał powiedzieć córce, że nie może odprowadzać jej do szkoły. Tom przez lata żartował, że musi uciąć chorą nogę i sprawić sobie protezę. Teraz ta perspektywa stawała się coraz bardziej realna.

Trzy lata wcześniej na maratonie nowojorskim usłyszał o Achilles Track Club’s Freedom Team – grupie niepełnosprawnych weteranów z Iraku i Afganistanu, biegających na protezach. Spotkał też Sarah Reinertsen, triathlonistkę startującą z hydraulicznym kolanem i sztuczną stopą. Straciła nogę, a mimo to była lepsza od wielu pełnosprawnych sportowców. Tom poszedł do garażu po rower. Kolarstwo nie powoduje wstrząsów i nie obciąża ciała tak bardzo, jak bieganie, więc była to jedyna aktywność, która mógł się cieszyć bez bólu.

Popedałował do gabinetu i na jakiś czas jego myśli pochłonęły złamane kości, chore serca i badania noworodków. Potem jednak rozterki wróciły. Amputacja nie była dla niego kwestią życia i śmierci. To był raczej wybór między lepszą a gorszą egzystencją. Decydując się zachować nogę, jednocześnie rezygnował z biegania, które dawało mu energię. Chociaż nie, to mało powiedziane. Tom czuł, że naprawdę żyje dopiero wtedy, gdy serce waliło mu jak oszalałe, a płuca błagały o kolejny łyk tlenu.

To dlatego zastanawiał się, czy nie odciąć części siebie, żeby odzyskać uczucie definiujące go jako człowieka. Z jego perspektywy amputacja wcale nie wyglądała jako strata. Wprost przeciwnie – miała przywrócić go do życia. Oczywiście pod warunkiem, że wszystko pójdzie dobrze.

Kiedy po pracy pedałował do domu, zdał sobie sprawę, że nawet ta forma ruchu zaczęła sprawiać mu trudność. Dlatego w nocy, leżąc w łóżku obok Tammy, w końcu powiedział na głos: "Wiesz, myślę, że najwyższy czas zdecydować się na amputację". Ku jego zdumieniu odparła: "Świetnie!". Tęskniła za wspólnym bieganiem, samotnie przemierzane kilometry były jak produkt bieganiopodobny. Chciała, żeby Tom dostał znowu ten zastrzyk endorfin, który pobudzał ich do życia. Rano podeszła z kalendarzem i powiedziała, by zaplanowali to na kolejny miesiąc.

"Zaraz, czekaj!" – odparł. To działo się za szybko. On tylko głośno się zastanawiał, a ona zachowywała się, jakby klamka zapadła. Kilka godzin później do ich skrzynki na listy trafiło specjalne wydanie "Runner's World".

Tammy spytała: "Tom, wierzysz w przeznaczenie? Spójrz tutaj". Numer był otwarty na stronie ze zdjęciem Amy Palmiero-Winters, która pokonała maraton w Chicago w czasie 3:04. Świadoma swojej siły, pewnie opierała się na protezie. Tom przyjrzał się jej uważnie: nie widział niepełnosprawnej, tylko biegaczkę najwyższej klasy. Uśmiechnął się. "Tak, właśnie tego chcę" – powiedział do żony. Tom White zdecydował się na amputację w najlepszym możliwym momencie. W ciągu poprzednich lat bardzo zmieniła się pozycja sportowców bez nóg.

Jej symbolem był Oscar Pistorius, który po długich staraniach ostatecznie wystąpił na igrzyskach olimpijskich w Londynie i jako pierwszy w historii biegacz na protezach zmierzył się z pełnosprawnymi sportowcami (jego przypadek nie tworzy precedensu – każdy kolejny wniosek ma być rozpatrywany indywidualnie). Do zmiany w dużym stopniu przyczynił się rozwój technologiczny.

Współczesne protezy pozwalają ludziom po amputacji na poruszanie się w bardziej naturalny sposób. Nie tylko nie przeszkadzają w uprawianiu sportu, ale zaczynają pojawiać się poparte badaniami głosy, że mogą nawet dawać przewagę. Sprzęt jest jednak tylko częścią całego procesu. Prawdziwa zmiana zaszła w społecznej świadomości.

Na amerykańskich ulicach widać weteranów z Iraku i Afganistanu, niekryjących protez pokrytych naklejkami Harleya-Davidsona czy amerykańskimi flagami. Amputacja przestała być tragedią, którą wstydliwie się kryje. Patrząc na Pistoriusa czy biegaczkę Sarah Reinertsen, która wystąpiła w reklamie samochodów Lincoln, można było pokusić się o stwierdzenie, że budzi pozytywne skojarzenia.

Tak poharatanych kończyn doktor David Hahn widział już w swojej karierze wiele, ale przypadek Toma przeszedł do historii medycyny. 25 lat wcześniej podczas wypadku jego noga została prawie odcięta 10 cm nad kostką. Pionierska operacja spojenia uratowała stopę, ale kość nigdy nie została do końca wyleczona. Przez ćwierć wieku Tom biegał na ludzkim odpowiedniku połatanej opony, która ostatecznie zużyła się do końca.

"Zwykle zaczynam od tego, że przedstawiam ludziom wszystkie opcje, które pozwolą im uratować nogę. Widzę jednak, że w Twoim przypadku nie będzie to konieczne" – powiedział do Toma dr Hahn. Trzy tygodnie później cała rodzina White’ów raz jeszcze pojechała do Denver. Po drodze przez góry wymieniali wszystkie szczyty, na których stanęła noga Toma: "Mount Princeton! Mount Yale!". Kilka dni wcześniej rodzice powiedzieli dziewczynkom, co ma się stać.

"Boli mnie noga, ale kiedy doktor mi ją odetnie, więcej boleć nie będzie" – tłumaczył Tom. Kiedy Whitney się rozpłakała, zaczął zastanawiać się, czy dobrze zrobił, zaczynając tę rozmowę. Okazało się jednak, że to nie amputacja ją wystraszyła.

"Jestem smutna, bo tatuś cierpiał, a my o tym nie wiedziałyśmy" – tłumaczyła dziewczynka. Po południu Tom siedział na szpitalnym wózku i szykował się do amputacji. Wyglądał bardzo spokojnie jak na kogoś, kto za chwilę będzie skrócony o nogę. "Nie boję się operacji. Wprost nie mogę się jej doczekać" – mówił. Zapytany, co zrobi ze stopą, zaśmiał się: "To będzie świetny rekwizyt do robienia kawałów. Tammy chce, by ją skremować i gdzieś rozsypać prochy. Myślę jednak, że po prostu zostawię ją w szpitalu".

Tom był świadom ryzyka. Słyszał o facetach w jego wieku, którzy umierali podczas rutynowych operacji. Różne rzeczy się zdarzają – krwotoki, infekcje, zatory, błędy lekarskie... Akurat Tomowi nie trzeba było przypominać, że lekarze i pielęgniarki to tylko ludzie. Miał też świadomość, że amputacja nie daje gwarancji powrotu do biegania. Jeśli wda się infekcja, nogę trzeba będzie obciąć jeszcze raz, tym razem nad kolanem. Nie było także wiadomo, jak opanuje posługiwanie się sztuczną nogą.

"One naprawdę nie chodzą same" – ostrzegał go specjalista od protez Chris Jones. Tom zebrał wszystkie obawy i schował je głęboko, w najdalszym kącie umysłu. Jeśli miał przez to przejść, musiał skupić się na pozytywach: "Skończę rehabilitację i wszystko będzie dobrze". Późnym popołudniem pielęgniarka zabrała go na salę operacyjną. Tammy ścisnęła mu dłoń, powiedziała, że go kocha, a potem odwróciła się i wyszła. Łzę z twarzy starła dopiero, gdy zniknęła Tomowi z oczu.

Anestezjolog zrobił mu zastrzyk w kręgosłup. White przez wiele lat tłumaczył pacjentom, żeby nie bali się takiego znieczulenia. "To tylko ukłucie, jak przy pobieraniu krwi" – mówił. Sam jednak do końca nie wiedział, jak to jest. Teraz, kiedy tracił świadomość, jego ostatnią myślą było: "Co za ulga, że mówiłem im prawdę". Operacja trwała 22 minuty.

Następnego ranka Tom obudził się i od razu spojrzał na miejsce jakieś 30 cm poniżej zabandażowanego kikuta. "Ból fantomowy jest jak najbardziej realny – opowiadał żonie. – Czuję, jak moja lewa pięta wciska się w łóżko, jakby ktoś siedział mi na stopie. Poza tym trochę boli mnie śródstopie". Aż 90% ludzi po amputacji ma odczucia fantomowe, niekoniecznie bóle, wyzwalane przez neurony, które były połączone z nerwami w amputowanej kończynie. Z czasem te neurony łączą się z sąsiednimi rejonami ciała i to uczucie znika.

Tom był pełen energii, pomagały mu leki znieczulające. Telefony wprost się urywały, bez przerwy rozmawiał z rodziną i przyjaciółmi: "Stary, po operacji schudłem prawie 3 kilogramy. Ważę teraz tyle, ile w college'u, i niedługo podczas biegu będziesz oglądał tylko moje plecy". Wiadomość o amputacji trafiła na listę mejlową absolwentów Adams State College, który kończył Tom White.

Pracował tam legendarny trener Joe Vigil, który wychował mnóstwo biegaczy na najwyższym, nawet światowym poziomie. Byli wśród nich szybsi od Toma, ale żaden nie cieszył się większą sympatią niż doktor z Buena Vista. Opowieści o nim przechodziły ze starszego pokolenia na młodsze. Były to historie o nieszczęściu, nadziei i harcie ducha. O tym, jak Tom stracił lewą nogę po raz pierwszy. Trener Joe Vigil wciągnął Toma do szkolnej drużyny w 1977 roku, po tym, jak Tom wygrał mistrzostwa w biegach przełajowych stanu Nowy Meksyk. Adam's State College był niewielką szkołą, ale Vigil zbudował tam wyjątkowy program szkoleniowy, łącząc elementy technik motywacyjnych i najnowszych naukowych metod treningowych.

"Zaczynaliśmy ostro, wysuwaliśmy się na prowadzenie i już tam zostawaliśmy. Jeśli w innej ekipie był mocny zawodnik, trener wyznaczał kilku chłopaków, żeby się na nim skupili. Nie miało znaczenia, na którym miejscu kończyli wyścig, ich zadaniem po prostu było go zamęczyć" – wspominał Tom (na zdjęciu z numerem 106).

Na pierwszym roku drużyna skończyła na 3. miejscu w mistrzostwach kraju, a Tom indywidualnie był piąty. Przez kolejne dwa lata zdobywali pierwsze miejsce. Wiosną White przebiegał milę w czasie 4:02 minuty i szykował się, aby jesienią powalczyć o tytuł indywidualny. Wtedy zdarzył się wypadek. Latem razem z dwoma kumplami znalazł pracę w pasiece prawie 300 km od Denver. Mieszkali tam w domku na drzewie, żeby zaoszczędzić pieniądze. Jeden z kumpli, Pat Porter, w latach 80. XX wieku zdominował później scenę biegów przełajowych w USA – dwa razy wystartował na igrzyskach olimpijskich i ustanowił rekord, zdobywając 8 razy z rzędu tytuł mistrza kraju. Wtedy jednak on, Tom White oraz Randy Cooper byli tylko trójką chłopaków usiłujących zebrać kasę na czesne.

Pewnej nocy, kiedy Tom wracał motocyklem z miasteczka do pasieki, pijany kierowca potrącił go pick-upem. Zderzak praktycznie oderwał stopę chłopaka od nogi. Motocykl Toma zarzuciło, wpadł w poślizg i ostatecznie wylądował na plecach. Podniósł lewą nogę i zobaczył, że stopa zwisa smętnie jak flaga w bezwietrzny dzień. Z resztą nogi łączyły ją tylko ścięgno Achillesa oraz płat skóry. Tom zachował przytomność umysłu i zaimprowizował opaskę uciskową, a potem poprosił przypadkowego przechodnia, żeby uciskał mu pachwinę, dzięki czemu nie wykrwawił się na śmierć. Do szpitala zabrał go helikopter.

Kiedy tam trafił, był wciąż przytomny i błagał lekarza, żeby nie amputował mu stopy: "Doktorze, niech pan ratuje moją nogę! Jestem biegaczem!". Amputacji udało się uniknąć. Dr Richard Janson zdołał zespolić nogę z powrotem, ale sukces nie był pełny. Na Tomie zostało zbyt mało skóry, którą mógłby wykorzystać lekarz.

5 dni później pacjenta przetransportowano do szpitala w Albuquerque na znacznie bardziej skomplikowaną operację. Chirurdzy użyli do niej płat skóry, który zdjęli z uda Toma. Po zabiegu był kompletnie unieruchomiony przez 3 tygodnie. "Było widać, że bardzo go boli. Noga to była praktycznie sama skóra i kości" - wspominał trener Vigil, który często odwiedzał White'a w szpitalu. Dr Janson uratował nogę, ale kariera zawodnicza Toma dobiegła końca.

Żadna siła na świecie nie była w stanie sprawić, by znowu robił milę w 4:02. White wrócił jednak do drużyny jako asystent trenera. Przez 2 lata chodził o kulach, przez 7 lat w ogóle nie mógł biegać. Potem poznał Tammy, zakochali się i pobrali. Tom zaczął studia medyczne na University of California w Davis, gdzie jego żona dołączyła do klubu biegowego. W sobotnie ranki wychodziła na treningi i przynosiła opowieści o trasach prowadzących przez gaje sekwoi, wiodących na wzgórza Sierra albo opadających do Pacyfiku. Tom czuł się jak wygłodzony nędzarz, któremu ze szczegółami opisuje się wystawny bankiet.

Pewnego dnia, kiedy kibicował żonie na trasie półmaratonu, uległ impulsowi. Powiedział: "Tammy, przebiegnijmy się do samochodu!". "Co?" – odparła, niedowierzając. "Chcę podbiec do auta!" – potwierdził. Więc to zrobili. "W sumie trudno było to nazwać bieganiem. Widok był żałosny, wyglądał jak Quasimodo" - wspominała później Tammy. Następnego ranka Tom zaczął od nowa uczyć się biegać. Tego dnia przekuśtykał kółko wokół domu. Kolejnego dnia zrobił półtora, następnego już dwa.

"Musiało wyglądać to pokracznie, ale każdego dnia kończyłem nieco dalej" – mówił Tom. Minęło sporo czasu, zanim przystosował swój krok do biegania, ale w końcu dołączył do Tammy podczas jej przebieżek. Pronacja była tak silna, że niszczył każde buty w ciągu kilku miesięcy. W końcu znalazł specjalistę, który przygotował specjalnie dopasowany model będący w stanie wytrzymać jego styl biegania. Ostatecznie powrócił do ścigania, ale utykał tak mocno, że organizatorzy nie raz chcieli go ściągać z trasy, myśląc, że złamał nogę.

Ból nigdy go nie opuścił. Cierpiał przy każdym kroku, ale nauczył się go ignorować. Stopniowo zwiększał przebiegane dystanse. Któregoś roku pokonał maraton. Potem 50 km. Skończył maraton w Londynie z czasem 3:45. Pięć razy podchodził do Leadville Trail 100 o długości 160 km. Kilka razy pokonał 80 km, raz dotarł do 116 km. Jednak biegiem, który uczynił go legendą, nie był ultramaraton. Każdego roku grupa absolwentów wracała do miasteczka Alamosa, żeby rzucić aktualnym mistrzom Adams State College wyzwanie w biegu na 8 km.

Nie jest to typowa impreza pokazowa, na której trzeba odpuścić starszym panom. Owszem, szkolna ekipa Grizzlies to stali uczestnicy mistrzostw USA, ale wśród absolwentów nierzadko trafiają się talenty klasy olimpijskiej, więc taryfy ulgowej nie ma dla nikogo. W 1991 roku, 10 lat po wypadku, Tammy zadzwoniła do trenera Vigila: "Nie mów nikomu, że Tom w tym roku wystartuje". Bieg wygrał Pat Porter, ale to White został bohaterem dnia.

"Utykał przez całą trasę, ale na ostatniej mili zgromadził się tłum, który niesamowicie dopingował go na finiszu. Wszyscy darli się jak szaleni" – wspominał Vigil. To dzięki tym doświadczeniom, kiedy lekarze ostrzegali Toma, że po amputacji czeka go trudna rehabilitacja i nie mniej ciężka walka psychologiczna, mógł się uśmiechnąć i powiedzieć: "Ja tę traumę przeszedłem już 26 lat temu".

Tom bardzo obawiał się, jak jego córki zareagują, kiedy zobaczą jednonogiego ojca. Kiedy jednak Jasmine i Whitney odwiedziły go dzień po operacji, wydawały się bardziej przestraszone obcymi ludźmi, niż brakiem nogi tatusia. "Operacja poszła dobrze, w ogóle mnie nie boli" – poinformował je. "Super" – skwitowała Whitney. "Co zrobili z nogą?" – zapytała Jasmine. "Powiedziałem im, żeby się jej pozbyli, nie jest mi już potrzebna" – odpowiedział Tom.

Dziewczynki były przy tym, jak dr Hahn przyszedł obejrzeć efekty swojej pracy. "Wiecie, noga może wyglądać nieco inaczej niż zwykle, ale naprawdę jest OK" – uprzedzał je ojciec. Odwinięty kikut wyglądał jak kawałek bekonu – biała skóra i czerwona krew. Dr Hahn był zadowolony z tego, co zobaczył. Kiedy wyszedł, córki wręczyły ojcu prezent – pierniczki w kształcie ludzików. Ogryzły im lewe nogi i powiedziały: "Tatusiowe ciasteczka!".

Tom z trudem dostosowywał się do lekarskich zaleceń dotyczących odpoczynku. Kilka dni po operacji zapowiedział lekarzowi, że chce jak najszybciej wrócić do pracy. "Zacznę powoli, będę w gabinecie tylko przez pół dnia" – obiecywał. Dr Hahn ostrzegał: "Spokojnie, wiesz, jak łatwo pół dnia przeradza się w cały". Tom jednak postawił na swoim i po powrocie do Buena Vista szybko wpadł w codzienną rutynę. Chodził o kulach i, tak jak zamierzał, przez pół dnia zajmował się pacjentami.

W ciągu dnia jakoś dawał radę, ale nocami nie mógł spać, męczyły go bóle fantomowe. Czasem były to skurcze, czasem stopa, której już nie miał, paliła jak przypiekana ogniem, bolała jak ściskana imadłem, swędziała, czuł też, jakby ktoś kopał go prądem. "Pewnego dnia czułem wyraźnie, jak ruszam nieistniejącymi palcami" – mówił Tom.

Tammy martwiła się o niego: "Za dużo pracujesz". On lekceważył jej obawy. W końcu był lekarzem i potrafił czytać sygnały, które wysyła mu własne ciało. Wszystko było OK. Zawarł nawet umowę z kolegą Andrew Millerem, że pod koniec lata wystartują w górskim wyścigu kolarskim o długości 160 km. Miesiąc po operacji dr Hahn powiedział Tomowi, że musi sobie odpuścić, bo pracuje za dużo i negatywnie wpływa to na rekonwalescencję. Przy takim obciążeniu opuchlizna nie zejdzie z kikuta i nie będą mogli dopasować protezy.

Tom zaczął więc pracować tylko 3 dni w tygodniu. Po lunchu wracał do domu i brał się do papierkowej roboty albo przeglądał katalogi z protezami, marząc o nowej, lśniącej nodze. Z poczuciem winy wyglądał przez okno, za którym jego żona dzielnie walczyła z zaspami. Tammy nienawidziła odśnieżać, to zawsze była robota Toma. Tej zimy, jak na złość, opady były rekordowe. "Zostań w fotelu i odpocznij – mówiła Tammy. – Im szybciej dojdziesz do siebie, tym prędzej będziesz mógł chwycić za łopatę".

Pewnego mroźnego, styczniowego ranka, dwa miesiące po amputacji, White wreszcie był gotów do pierwszej przymiarki. Na spotkanie z protetykiem Christopherem Jonesem ubrał się w szorty biegowe i koszulkę szkolnej drużyny. Jones był jednym z najlepszym specjalistów w tym fachu.

Jeden z jego pacjentów, kapitan David Rozelle, stał się symbolem weteranów irackiej wojny z amputowanymi kończynami. W 2003 roku stracił prawą nogę pod kolanem po wejściu na minę przeciwczołgową. Dzięki współpracy z Jonesem po kilku miesiącach mógł biegać, a niecałe 2 lata później wrócił do Iraku. To był pierwszy przypadek w armii USA, gdy żołnierz po amputacji wrócił do działań bojowych. Tom odwinął kikut.

"Goi się dobrze" – stwierdził Jones. "Tak, obrzęk zszedł i teraz moja lewa noga jest o połowę chudsza od prawej" – potwierdził Tom. Protetyk zabrał się do pracy. Owinął kikut silikonową taśmą, a potem specjalnymi bandażami, żeby przygotować formę, która będzie podstawą do przygotowania części protezy obejmującej nogę. Kiedy odlew twardniał, Tom z żoną zwiedzali pracownię, która była jedynym w swoim rodzaju połączeniem kliniki, warsztatu i muzeum.

Współczesne protezy to kosztujące ciężkie pieniądze technologiczne dzieła sztuki, ale miejsce, w którym łączą się z ciałem, wciąż wymaga staromodnej obróbki. "Tom, widziałeś to?" – spytała Tammy, wskazując na kolekcję sztucznych nóg z różnych okresów: od drewnianych protez weteranów wojny secesyjnej, przez te z czasów I wojny światowej, z lat 50. XX wieku, po współczesne cudo – protezę C-leg, w której sterowana komputerowo hydraulika naśladuje pracę kolana.

W końcu pojawił się Jones, który przyniósł protezę Talux islandzkiej firmy Ossur. Tom włożył w nią kikut nogi. Wyglądał na zdenerwowanego, pierwszy raz w ciągu ostatnich miesięcy. "Słyszałeś kliknięcie? To znaczy, że nastąpiło połączenie. Może być mocniejsze – jeśli dojdziesz do 5-6 kliknięć, proteza będzie trzymać się naprawdę dobrze" – powiedział protetyk. Tom nacisnął mocniej. 4-5 kliknięć. "Teraz zrób kilka kroków" – powiedział Jones. Kroków?

"Rety, przecież już to, że stoję, zakrawa na cud" – przeszło Tomowi przez głowę. Pierwszy raz w życiu mógł spojrzeć żonie prosto w oczy, ponieważ przez wiele lat garbił się, a teraz proteza poprawiła mu postawę. Tom zrobił trzy niepewne kroki, obrócił się i wrócił. Na jego twarzy malował się niepokój i strach. "To wcale nie jest wygodne" – pomyślał. Nie czuł się jak maratonka Sarah Reinertsen. Nie czuł się jak sprinter Oscar Pistorius. Czuł się jak facet, któremu przyczepiono do nogi solidny kawał żelastwa. Kawał, który powodował ból.

W głowie rodziły mu się złe przeczucia. Jones uspokajał go, że proteza wydaje się ciężka, bo noga odzwyczaiła się od wysiłku. Tom kiwał głową i próbował robić dobrą minę, ale wyglądał jak pacjent, który właśnie dowiedział się, że choruje na raka.

Jones poprosił Toma, by opisał, które miejsce powoduje dyskomfort, a potem wziął protezę na warsztat i wygładził ją na frezarce. Było trochę lepiej, ale wciąż daleko od ideału. Tom liczył, że jego noga zagłębi się w protezie jak w miękkim fotelu. Zamiast niego dostał twarde krzesło.

Potem zabrali się za naukę chodzenia. Mechanika ruchu jest bardzo skomplikowana, a Tom musiał opanować ją od razu, bo złe nawyki, które zrodzą się na początku, są później bardzo trudne do wyeliminowania. Jako długodystansowiec przywykł do trenowania ciała, aby poruszało się z jak największą efektywnością, aby pracowało jak maszyna zamieniająca kalorie w prędkość.

Musiał się przestawić i stosować to podejście nie tylko w czasie biegu, ale w każdym momencie życia. Następnego dnia Tom poszedł do szkoły, w której uczyła się Whitney. Dzieci obskoczyły go i z zaciekawieniem zaczęły oglądać protezę. W kółko prosiły, żeby ją zdejmował i zakładał, podawały ją sobie, stukały nią w ławkę, same próbowały zakładać.

"Czy ona jest z tytanu?" – zapytał jeden z chłopców. "Tak" – odparł Tom. Do końca dnia wieść o sztucznej nodze obiegła całą szkołę. Tata Whitney ma nogę jak robot! To nie było dziwne czy przerażające. To było świetne!

Tom trzeci raz w życiu uczył się chodzić (pierwszy raz jako dziecko, potem po wypadku, trzeci po amputacji). Pracował nad tym samodzielnie oraz z Tammy. Czasami przeglądał się w witrynach sklepowych. Chciał zobaczyć, jak rusza się prawa noga, aby móc jej ruch naśladować lewą. Na początku nie mógł nosić protezy przez cały czas: rankiem miał ją na nodze, a po południu ściągał i chodził o kulach. Kikut był wrażliwy, pod naciskiem protezy puchł i bolał.

Jeszcze w listopadzie Tom postawił sobie cel, że pół roku po operacji będzie biegał. Teraz ten cel wydawał się nierealny. Tom nie był w stanie sobie wyobrazić, że ten kawał metalu kiedykolwiek będzie traktował jak naturalną część swego ciała. Udział w Leadville 100 był niemożliwy – musiał odwołać swój start.

W samym środku tego fatalnego okresu spotkał z Amy Palmiero-Winters. Świetnie wiedziała, przez co przechodzi Tom. 11 lat wcześniej, gdy miała 24 lata, amputowano jej lewą nogę. Ale mając 35 lat, była wybitnym sportowcem. Prawie udało się jej złamać granicę 3 godzin w maratonie. Tom chciał wiedzieć, czy ona też zmagała się z bólem.

"Amy, czy Twoja proteza też jest taka niewygodna?". "Wprost przeciwnie, chodzę w niej bez problemu cały dzień" – odparła. "Ile czasu minęło, zanim osiągnęłaś taki komfort?" – dopytywał. Palmiero-Winters nie pamiętała. Tom wziął to za dobry znak: widocznie okropny okres nie był tak długi, by mocno zapaść jej w pamięć. Krótko później odniósł pierwszy mały sukces.

Christopher Jones przygotował dla niego nowe gniazdo protezy. Mięśnie w nodze zanikły w takim stopniu, że w starym kikut latał luźno. Kiedy Tom wracał, ktoś zaczepił go i spytał, czy jest po amputacji. "Tak" – odparł. "Nie zauważyłem żadnej różnicy" – powiedział nieznajomy. "Nareszcie!" – pomyślał Tom, który tego dnia miał długie spodnie. W końcu chodził na tyle dobrze, że udało mu się kogoś zwieść.

Nadchodził koniec wiosny, a wraz z nim konstatacja, że Tom jest o lata świetlne od realizacji założonych celów. Wciąż nie mógł odprowadzić Whitney do szkoły i biegać. Frustracja rosła. Podczas maratonu w Bostonie Amy Palmiero-Winters powiedziała Tomowi, że jego sztuczna noga nie jest dobra do biegania. Jej model, wykonany na zamówienie, miał głębsze gniazdo, dzięki czemu kikut był w nim stabilniej osadzony.

Tom spotkał się więc z Chrisem Jonesem, żeby zaprojektował mu nowy model, podobny do protezy Palmiero-Winters. Specjalista przyjął zamówienie. White sprawdzał pocztę każdego dnia, aż wreszcie, w połowie maja, jego nowa noga dotarła na miejsce. Rozpakowywał ją z drżeniem serca. Co, jeśli nie będzie lepsza? Kiedy ją założył, obawy błyskawicznie prysły.

Była świetna – stabilna i komfortowa. Wyszedł przed dom i z każdym krokiem czuł się w niej lepiej. Następnego dnia odprowadził Whitney do szkoły. Wybrali się całą rodziną, Tom i Tammy rozmawiali o nadchodzącym sezonie. Prowadzili razem szkółkę biegową dla najmłodszych dzieci z podstawówki, Tom zaczął też trenować kilku biegaczy seniorów. Starali się powtórzyć w miasteczku Buena Vista to, co trener Joe Vigil zrobił w szkole Adams State Arts: zbudować od podstaw kulturę biegania.

"Głównym naszym celem jest wyciągnąć ludzi z domu i zachęcić do takiej fizycznej aktywności, która sprawia im przyjemność – mówił Tom, który często miał do czynienia z pacjentami otyłymi, z chorobami serca, cukrzycą i innymi dolegliwościami wiążącymi się z brakiem ruchu. – Chcę móc pokazać moim pacjentom, że skoro ja, z jedną nogą, mogę być aktywny, to oni także".

W sobotę spróbował czegoś nowego. Kiedy dziewczynki grały w piłkę, zaszył się w odległym zakątku parku i pobiegł. Co prawda tylko przez dwie minuty, ale nie było to chodzenie. I, co najważniejsze, nie bolało! Każda komórka jego ciała krzyczała: "Mogę biegać!". Więc biegał.

Zaczął od 2 minut i każdego dnia dodawał 30 sekund. Po kilku miesiącach ciężkiej walki przyszłość nareszcie zaczynała się malować w jasnych barwach. Tom White widział siebie, jak biegnie razem z córkami na 10 km i towarzyszy żonie podczas maratonu.

Największe przełomy w protetyce były dokonywane przez ludzi bez kończyn. Van Phillips, inżynier, który stworzył protezę Flex-foot, stracił lewą nogę w wypadku na nartach wodnych, kiedy miał 21 lat. Hugh Herr, dyrektor biomechatroniki w Massachusetts Institute of Technology, wprowadza protetykę w okres bioniczny swoimi stawami, które dzięki mikroprocesorom i zaawansowanym sensorom naśladują naturalny ruch kończyn.

Herr stracił obie nogi w wieku 17 lat, kiedy utknął w górach podczas zamieci śnieżnej. Powód jest prosty: jest prawie niemożliwe wiedzieć, jak proteza pracuje (albo jak nie pracuje), jeśli samemu się jej nie nosi. Jako lekarz Tom w pierwszych miesiącach po amputacji szukał pomocy i rady wśród podobnych sobie profesjonalistów. Tymczasem okazało się, że bardzo mógł skorzystać na kontaktach z ludźmi, którzy przeszli przez to samo, co on.

Wielu cennych wskazówek udzieliła mu Amy Palmiero-Winters. Technik współpracujący z Chrisem Jonesem pokazał mu, jak czyścić wyściółkę i zminimalizować pocenie się. W czasie maratonu w San Diego Tom spędził godzinę, rozmawiając z Sarah Reinertsen. Poradziła mu, żeby sobie odpuścił: "Od amputacji minęło dopiero kilka miesięcy. Potrzebujesz około roku, żeby zorientować się, do czego jesteś teraz zdolny".

W połowie czerwca Tom był w stanie biec 14 minut bez przerwy. Potem, właściwie w ciągu jednej nocy, kikut stał się o wiele mniej wrażliwy, jakby nagle ktoś przestawił nerwy z poziomu 8 na 3. Drewniane krzesło przestało być tak twarde, jak wcześniej. Pod koniec miesiąca całą rodziną polecieli do Francji.

Tammy miała wystartować w Marathon du Mont-Blanc. Na miejscu Tom zapisał się do biegu na 10 km. "Sprawdzę, na ile mnie stać. Przebiegnę kilometr, potem będę szedł. I tak na zmianę" – planował. Jego noga nie zrobiła na nikim żadnego wrażenia. Każdy był zajęty własnym przedstartowym rytuałem. Chwila namysłu przyszła tuż przed strzałem startera. "Może powinienem był zapisać się na 5 km" – pomyślał. Od początku biegł na końcu stawki. Po 2 kilometrach czuł się dobrze. Planował, że po 5 km zatrzyma się i odpocznie. Potem jednak plan uległ zmianie. Złapał swoje tempo i minął kilka osób. Potem kilka kolejnych. Trasa zamieniła się w górską ścieżkę.

To zadziałało na jego korzyść – świetnie czuł się na podbiegu. Nie zatrzymał się na punkcie żywieniowym po 5. kilometrze. Na 7. kilometrze pot przesiąkł przez wyściółkę protezy. Czuł, jak kikut zaczyna się ślizgać. Wtedy w głowie usłyszał głos Palmiero-Winters. Zrób to teraz! Zatrzymał się, odczepił protezę, wycisnął wyściółkę, a potem założył wszystko z powrotem i ruszył dalej.

Uszy podpowiadały mu, co robić. Nie czuł, jak sztuczna stopa uderza o ziemię, więc słuchał. Kiedy był zmęczony, zmieniał krok i stopa wydawała ślizgający się odgłos. Przez ostatnie 3 kilometry koncentrował się więc na produkowaniu właściwych dźwięków. I wtedy poczuł, że wraca stary rytm.

Kiedy był dzieckiem, przed wypadkiem, rytm biegu był jego biologicznym zegarem. W tamtych czasach, kiedy biegł wystarczająco długo, z odpowiednim nastawieniem i szacunkiem, zatracał się w rytmie i zmieniał ruch w mistyczne doświadczenie. To właśnie tego brakowało mu najbardziej przez te wszystkie lata. A potem była meta.

Tammy, Whitney i Jasmine darły się jak opętane. Wbiegły na trasę i ostatnie metry pokonały razem z nim. Mocno je uściskał. Dookoła biegacze, ciężko dysząc, po finiszu sprawdzali swoje czasy. Tammy uśmiechnęła się. Tom White poczuł, że wszystko wróciło na swoje miejsce i znowu jest kompletnym człowiekiem.

Niezwyczajni

Biegacze po amputacji nóg od wielu lat przekraczają kolejne sportowe granice i zmuszają do coraz to nowego definiowania niepełnosprawności. Oto ci, którzy odnieśli największe sukcesy w walce ze swoimi słabościami i którzy zmienili oblicze sportu.

1976 - Dick Traum przebiega New York City Marathon w czasie 7:24 i staje się pierwszym człowiekiem na świecie, który pokonuje ten dystans na protezie. W 1983 roku Traum założył Achilles Track Club – organizację pomagającą niepełnosprawnym sportowcom rywalizować w zwykłych biegach.

2006 - Amy Palmiero-Winters osiąga na maratonie w Chicago znakomity czas 3:04:16. To najlepszy w historii wynik sportowca z amputowaną nogą (także wśród mężczyzn).

2012 - pochodzący z Republiki Południowej Afryki Oscar Pistorius został pierwszym sportowcem po amputacji kończyny, który wystąpił na igrzyskach olimpijskich. Wystartował w biegu na 400 m oraz w sztafecie 4 x 400 m. Niezależnie od jego późniejszych losów, Pistorius stał się ikoną i symbolem nadziei dla wszystkich biegaczy po przejściach.

RW 04/2013

Zobacz również:
REKLAMA
}