"Dlaczego wystartowałam? Spontanicznie, dla idei, bo my, kobiety, nie mamy dla siebie czasu, nie dbamy o siebie, a później nagle znikamy" – mówi Joanna Garlewicz. Jej babcia chorowała na raka piersi i, jak przyznaje, rak rzuca cień na całą rodzinę.
Na nowotwór cierpiała też babcia Jagienki i Elżbiety Sobczyk. Siostry bliźniaczki nie zastanawiały się ani minuty, czy wziąć udział w takiej imprezie. Ze swoją przyjaciółką stworzyły sztafetę. "Wystartowałyśmy dla idei, żeby komuś pomóc. Każda kobieta w swoim życiu przeżywa trudne chwile. Może kiedyś to ja będę potrzebowała pomocy" – mówi Jagienka Sobczyk. Monika Tofilska, która od 4 lat biega maratony, ma sąsiadkę, której raka udało się przezwyciężyć. Wystartowała poniekąd dla niej.
Na pomysł organizacji I Triathlonu Amazonek wpadł Piotr Sprawka, maratończyk i triathlonista, a prywatnie syn amazonki Jolanty Sprawki, która prezesuje Zamojskiemu Stowarzyszeniu Amazonek*. "Szukaliśmy formy wsparcia dla Stowarzyszenia, a że ja jestem miłośnikiem triathlonu, padło na organizację imprezy akurat w tej dyscyplinie" – opowiada Piotr Sprawka.
Dla amazonek niewyobrażalne było to, że ktoś może taki dystans przepłynąć, przejechać na rowerze i przebiec jednego dnia. Niewyobrażalne było też to, że można nie myśleć o raku.
Idea była taka, żeby zorganizować imprezę, w które udział może wziąć każdy, a dochód z niej w całości przeznaczony zostanie na Zamojskie Stowarzysznie Amazonek. Do pokonania był dystans pół Ironmana – czyli 1,9 km pływania, 90 km na rowerze i 21 km biegu.
"Taka formuła plus niesprzyjająca pogoda, bo przed zawodami mieliśmy oberwanie chmury, były wielkim wyzwaniem dla zawodników" – dodaje Piotr Sprawka.
Dla Jolanty Sprawki zawody były połączeniem dwóch światów: sportowej pasji z wielką chęcią życia, a to, co łączyło te dwa światy, to żelazna wola.
Jaką rolę w triathlonie odegrały amazonki? "Pomagałyśmy w organizacji. Zajmowałyśmy się sprawami formalnymi, organizowałyśmy punkty żywieniowe i starałyśmy się, by zawodnikom niczego nie brakowało" – opowiada Jolanta Sprawka. W sumie przy organizacji imprezy pracowało 12 pań.
"Dla wielu z nich było niewyobrażalne to, że ludzie mogą przepłynąć, przejechać na rowerze i przebiec taki dystans jednego dnia. Niewyobrażalne było też to, że znów mogą normalnie pracować i nie myśleć o tym, że coś je boli, że mają raka"– mówi Jolanta.
Lodowate wyzwanie
Dla Joanny nie był to pierwszy triathlon. Kiedyś trenowała kajakarstwo górskie, a pięć lat temu stała się miłośniczką trzech dyscyplin w jednej. Druga pasja to biegi górskie – po cichu liczy, że kiedyś trafi na jakiś górski triathlon. Przygotowania? "Standardowe, choć może bardziej troskliwe, bo pół Ironmana to jednak duże wyzwanie" – śmieje się Joanna.
Ewa, Ela i Jagienka wpadły na dość niekonwencjonalny pomysł. "Startowałam już w triathlonie. W lipcu zeszłego roku, niestety, dopadła mnie poważna kontuzja i mam problem zarówno z jazdą na rowerze, jak i z bieganiem. Bardzo chciałam wystartować w Triathlonie Amazonek, więc trzeba było coś wymyślić" – opowiada Ewa. I co? Wymyśliły sztafetę: Ewa popłynęła, Ela jechała na rowerze, a Jagienka przebiegła dystans 21 km.