Nie chodzi jednak o zdjęcie Etiopki Meseret Mengistu, która wygrała bieg w kategorii kobiet. Pokonanie trasy rozpoczynającej się na Polach Elizejskich, oplatającej najważniejsze miejsca Paryża (w tym nabrzeża Sekwany z widokiem na wieżę Eiffla i katedrę Notre Dame) i kończącej się na alei marszałka Focha z widokiem na Łuk Triumfalny, zajęło jej 2:23:36.
Bieg był ogromny. Gdyby zsumować liczbę kilometrów przebiegniętych przez uczestników edycji w 2014 roku, uzbierałyby się na dwie podróże Ziemia – Księżyc. A w 2015 roku dodatkowo padł rekord frekwencji! I jak na miasto rewolucji francuskiej przystało, startujący reprezentowali wszystkie warstwy społeczne, kultury, języki, kolory skóry, kształty oczu i ogromny przekrój wiekowy (średnia wieku startujących panów wynosiła 41 lat, a pań 40 lat).
I z tego kolorowego strumienia, który zalał Paryż, do światowych mediów przebiła się Siabatou Sanneh z Gambii. W wyglądzie tej kobiety najzwyklejszym elementem był numer startowy 64173. Poza tym ubrana była w tradycyjny strój ze swojej ojczyzny, na nogach miała sandały, a na głowie... ważący 20 kg pojemnik z wodą.
Siabatou przez dwie godziny maszerowała ramię w ramię z biegaczami, mając na sobie planszę z napisem: „W Afryce kobiety codziennie przemierzają taki dystans, żeby zdobyć wodę. Pomóż skrócić trasę”. Maratonu nie ukończyła: wyzwanie okazało się zbyt wyczerpujące.
Wyczyn 43-latki był częścią akcji „The Marathon Walker”, której organizatorzy zbierają pieniądze na pomoc krajom afrykańskim cierpiącym z braku czystej wody. I został zauważony tak jak Siabatou chciała. Mogła przemówić bardzo głośno. „Budzę się rano i 8 km idę po wodę. I tak co najmniej trzy razy dziennie. Gorzej, kiedy studnia wysycha” - opowiadała.