Wydminy - najbardziej rozbiegana wieś w Polsce

Wieś tańczy? Nie, wieś biega – i to jak! Biegowo może zawstydzić niejedno miasto. Chęcią, zapałem, frekwencją... Mieszka w niej 2500 osób, a ten prosty i wspaniały sport uprawia co pięćdziesiąty z nich. To Wydminy w powiecie giżyckim.

Wydminy – najbardziej rozbiegana wieś w Polsce Archiwum prywatne
fot. Archiwum prywatne

Jeśli na jakimś biegu jest konkurs na najliczniejszą drużynę, a Wydminy na tym biegu są, to zwycięstwo mają niemalże w kieszeni. Jak to się stało, że ludzie z małej miejscowości oszaleli na punkcie biegania i na zawody jeżdżą prawie pełnym autokarem?

Zaczęło się od tego, że Bartek Osior poznał Beatę Pokrzywińską. Ta dwójka to już małżeństwo, które rozkręca biegowe szaleństwo we wsi Wydminy. Bartek relacjonuje początki ich wspólnego życia i biegowej mody w Wydminach bardzo rzeczowo:

„Ja byłem trenerem akcji »BiegamBoLubię w Wydminach«, a Beata w Policach. Poznaliśmy się na ogólnopolskim spotkaniu trenerów akcji, zakochaliśmy się i zamieszkaliśmy razem tutaj, w Wydminach właśnie”. To koniec tej romantycznej relacji, ale początek sportowej. Oboje z Beatą wzięli się ostro do pracy. Podwaliny już zostały położone, bo Bartek rozwieszał plakaty, zachęcał, reklamował. Najpierw na trening przyszło pięć osób, potem osiem, dziesięć, a potem dwadzieścia. I liczba biegaczy na treningach oscyluje właśnie wokół dwudziestu, trzydziestu Wydminian.

„Część z naszych biegaczy ćwiczy sama, nie przychodzą na treningi, ale z naszych wyliczeń wynika, że tyle nas jest, że biega pięćdziesiąt osób – mówi Bartek. – Zaczynaliśmy w listopadzie 2011 roku, kiedy kończył się sezon, ale nam to nie przeszkadzało. Tak się super składa, że mamy we wsi stadion z bieżnią tartanową, więc na rozgrzewkę odśnieżaliśmy ją i biegaliśmy nawet w zimie” – opowiada.

Pierwszy puchar

Przełomy były dwa. Takie wydarzenia, po których wiadomo było, że to nie tylko przejściowa moda, że Wydminy wpadły w bieganie jak śliwka w kompot. Pierwszym z nich był wyjazd na pierwszy oficjalny bieg. I to od razu zagraniczny, na Litwie. Sukcesem było nie tylko to, że udało się wyjechać. Sukcesem było to, że pojechało pięćdziesiąt osób i na pierwszym biegu mieszkańcy zdobyli puchar dla najliczniejszej drużyny. Tak ich to rozochociło, że do dziś podtrzymują tę tradycję.

„Poza tym była integracja, wspólna droga autokarem, spanie w sali gimnastycznej w śpiworach. Wszystkim się podobało i wszyscy zapragnęli jeszcze więcej takich wyjazdów. No to jeździmy” – mówi Bartek. Ale nie tylko jeżdżą. Wydminianie zorganizowali swój bieg. Można się u nich pościgać w półmaratonie i na 10-kilometrowej trasie z atestem.

To jedna z niewielu wsi w kraju, która może pochwalić się swoim biegiem. Na czym więc polega fenomen tej miejscowości? Przecież nawet w miastach, gdzie moda na bieganie działa jeszcze silniej niż na wsiach, nie można powiedzieć, żeby co pięćdziesiąty mieszkaniec biegał.

Pytają pod sklepem

„Nasza siła polega na tym, że jest nas tu niewiele, dobrze się znamy i wieść o treningach, zachęta do nich, roznosi się drogą pantoflową. Kiedy stoję w kolejce w sklepie, to podpytuję tych, co chodzą, czy będą, i zachęcam tych, co nie chodzą, żeby przyszli” – mówi Bartek.

To, że Wydminy biegają, stało się tak naturalne, że nawet panowie, którzy zazwyczaj stoją pod sklepem, nie śmieją się, nie nabijają z biegaczy, ale podpytują o wyniki, o plany startowe. Pełna integracja. Bo na początku troszkę się nabijali, ale jeszcze wtedy, gdy nie było wiadomo, że z tego biegania to coś naprawdę będzie. Ale okazało się, że coś z tego biegania jest, bo nawet sołtys na trening przyszedł i na treningach został. Choć po pierwszych zajęciach wcale nie było to takie pewne, bo zaczęło się dla Leszka Pałdyna zaskakująco.

„Na początek przebiegliśmy trzy kółka wokół stadionu i myślałem, że to już, że to koniec, a Bartek powiedział wtedy, że rozgrzewka za nami i możemy zaczynać trening – opowiada sołtys ze śmiechem. – No to ja mu wtedy odpowiedziałem, że to niemożliwe, bo ja już dałem z siebie wszystko”.

U fryzjera o bieganiu

Dziś dać z siebie wszystko to znaczy dla niego przebiec maraton. Ma ten dystans za sobą. Idzie mu już pięćdziesiąty trzeci rok i dzięki bieganiu z trenerami schudł aż dwadzieścia kilogramów. Podkreśla, że bieganie zrobiło się tak popularne dzięki trenerom: Bartkowi i Beacie.

Dzięki nim sporo schudła też najszybsza w Wydminach fryzjerka, Dorota Grześkowicz. U niej waga spadła osiem kilogramów. „Miałam biegać raz w tygodniu, taki był zamiar, jak przyszłam pierwszy raz. Teraz, jak tylko mogę, to biegam co drugi dzień, a na zawodach, w swojej kategorii wiekowej, zdarza mi się nawet zająć miejsce na pudle” – opowiada. Przyszła na treningi, bo chciała mniej ważyć, i dlatego, że od stojącej pracy zaczął ją pobolewać kręgosłup. Bóle na szczęście przeszły, a kondycja została. Tylko męża, jak o nim mówi „leniuszka”, nie może namówić na bieganie. A namawia wszystkich.

„Czasem to klientki w salonie mają dość, że im tak ciągle o tych treningach i zawodach nawijam. Co mam zrobić, jak nie mogę się powstrzymać?” – śmieje się.

Nie miasta, a miejscowości

Bartek podkreśla, że takie nastawienie i taką atmosferę udaje się wprowadzić dzięki temu, że treningi skupiają się nie na wynikach, a na dobrej zabawie. Jak to podejście się przejawia? Na przykład w tym, że dla radości z biegania wyliczają sobie Wydminianie, ile razem schudli. W ciągu pół roku wszyscy potrafią stracić pięćdziesiąt kilogramów, co daje jakiś kilogram na tak zwanego łebka.

Ale jeszcze lepszym efektem ich wysiłków jest to, że w akcji BiegamBoLubię nie mówi się o kilkudziesięciu biorących w niej udział miastach, a o kilkudziesięciu miejscowościach. Bo co jak co, ale Wydminy miastem jeszcze nie są  

RW 10/2015

REKLAMA
}