Wyrzeczenia biegaczki (felieton z cyklu Okiem biegaczki)

Poświęcenie. To hasło, które zdecydowanie różni damskie bieganie od męskiego. Bo dla nas prawdziwą ofiarą mogą okazać się rzeczy, o których panowie nawet nie pomyślą.

felieton Emilii Iwanickiej-Pałki z cyklu Prisma
rys. Prisma

Nie będę pisać o treningach, wysiłku, poświęconym czasie. To ofiary, które na biegowym ołtarzu złożyć muszą zarówno panie, jak i panowie. Jest też jednak trochę poświęceń, o których wzajemnie możemy wcale nie wiedzieć. I te są znacznie ciekawsze.

Weźmy na przykład opaleniznę. A konkretnie jej braki, czyli nieunikniony efekt biegania w koszulkach i spodenkach różnych długości. Pod tym względem świat dla mężczyzn jest – mam wrażenie – nieco bardziej łaskawy. Bo prawdziwy facet słońcu (i opaleniźnie) się nie kłania, a prawdziwa kobieta chyba jednak nie ma tak łatwo.

Sama kilka razy złapałam się na lekkim zawstydzeniu, kiedy strój kąpielowy odsłaniał wszystkie długości strojów biegowych, które mam. Chcąc zatem przebiegać wiosnę i lato w dowolnie wybranych ubraniach, trzeba liczyć się z efektem opalenizny w kratkę, choć tak naprawdę raczej w paski.

Albo paznokcie u stóp. Niby błaha sprawa. Ale czy twist Umy Thurman i Johna Travolty z „Pulp Fiction” nie straciłyby na atrakcyjności, gdyby straciły na niej stopy aktorki? Dobrze, że nie musimy się o tym przekonywać. Gorzej, że dylematy podobnej natury są codziennością biegających kobiet. I wcale nie kończą się z dniem, w którym po raz ostatni w roku zakładamy sandały.

Zgodnie z kanonami piękna paznokcie przede wszystkim nie powinny być zbyt krótkie, żeby można było nadać im odpowiedni kształt. Do tego dochodzą jeszcze lakiery, kolory itd. Nie ma lekko. Tymczasem nie trzeba wcale biegać ultramaratonów, by wiedzieć, że dla biegacza w kwestii paznokci u stóp zasada jest jedna: im krócej, tym lepiej.

Zatem myśląc na poważnie o bieganiu, trzeba raczej pożegnać się z tym atrybutem kobiecego piękna. Słyszałam kiedyś nawet (o zgrozo!) o chirurgicznym usuwaniu paznokci przez zawodników biegających na najdłuższych dystansach. I wolę nie wiedzieć, czy była to zmyślona opowieść z serii „jak hartowała się stal”, czy też jest w niej jakiekolwiek ziarno prawdy.

Nie piszę o tym wszystkim po to, żeby się żalić albo udowadniać, że kobiece bieganie to coś więcej niż męskie. To po prostu coś innego. Kobiece priorytety biegowe potrafią być naprawdę ujmujące, że wspomnę w tym miejscu Julię „Hurricane” Hawkins. To świeżo upieczona 101-letnia rekordzistka w biegu na 100 metrów. Amerykanka zdobyła tytuł podczas zawodów National Senior Games rozegranych latem tego roku w Birmingham w USA. Dystans przebiegła w czasie 40,2 sekundy, poprawiając poprzedni rekord w kategorii kobiet powyżej 100. roku życia aż o 6 sekund.

Co ta historia ma wspólnego z poświęceniem? Otóż uśmiechnięta starsza pani z czerwonym kwiatem we włosach na mecie nie owijała w bawełnę. „Opuściłam dla tego wszystkiego drzemkę” – stwierdziła w rozmowie z organizatorami biegu. Dodała, że tym razem wcale nie czuła, iż biegła tak szybko, bo przy innych okazjach miała wrażenie, że lata.

RW 10/2017

Zobacz również:
REKLAMA
}