"Jak to pan schodzi z trasy? Otóż nie, nie schodzi pan! Chwila odpoczynku, dam panu arbuza, napije się pan izotoniku, może się na chwilę położyć, a potem do boju, meta już blisko, kilkanaście kilometrów. Jest pan świetny!” – Olga Słonina nie odpuszczała biegaczom, którzy na Przełęczy Kłodzkiej, na 215. kilometrze ultramaratonu, chcieli zrezygnować z dalszego biegu.
A oni karnie słuchali wówczas niespełna 18-letniej wolontariuszki debiutanki, a dziś pięć lat starszej koordynatorki 200-osobowej, słynnej już w całej Polsce Załogi Górskiej. Wtedy biegacze dawali radę, dobiegali do mety – i nadal tak jest. Słuchają wolontariuszy: dzięki nim pokonują cierpienie, ból, przebijają psychiczne ściany i osiągają swój cel. Po biegu zaś odszukują ich, przytulają i tłumaczą: „Gdyby nie to, co mi pani wtedy powiedziała, gdyby nie wolontariusz, który mnie dobrze skierował, gdyby nie ten chłopak, który nakarmił mnie arbuzem... Jesteście wspaniali”.
A, jak zgodnie mówią wolontariusze, nie ma dla nich większej radości i nagrody niż wdzięczność biegaczy, których oni wprawdzie uważają za szaleńców, ale szczerze podziwiają i wspierają, pracując dla nich czasem dwadzieścia godzin na dobę. A organizatorzy (i sami biegacze) na całym świecie wiedzą, że gdyby nie wolontariusze, większość imprez nie miałaby specjalnego sensu i niepowtarzalnej atmosfery, nie mówiąc już o tym, że trudno byłoby w ogóle je zorganizować. Skąd oni się biorą?