Na igrzyskach olimpijskich w Melbourne także miał pecha: Władimir Kuc nadepnął go swoimi kolcami na palec. Jednak te przeciwności losu jedynie determinowały charakter "Krzysia", jak na niego mówili koledzy z "Wunderteamu". Talent Krzyszkowiaka narodził się bowiem w kuźni Jana Mulaka. To na bieżni w Wałczu w 1961 roku ustanowił rekord świata w biegu na 3000 metrów z przeszkodami.
Dziecko wojny
Rok 1948. Niespełna 3 lata od zakończenia II wojny światowej. Zdzisław Krzyszkowiak ma 19 lat i przebytą ciężką chorobę – tyfus. Wychudzony, żylasty, nie przypomina gwiazd lekkiej atletyki zza oceanu ani sowieckich asów. Od roku trenuje bieganie. Postanawia sprawdzić się w Biegu o Puchar Przechodni "Życia Olsztyńskiego".
Do pokonania nietypowy dystans 3,5 kilometra. Na metę wbiega jako trzeci. Po latach "Krzyś" przyzna, że dał się wyprzedzić dwóm rywalom, bo bał się… zabłądzić. Znając go, wiemy, że to nie tłumaczenie się z 3. miejsca, tylko naprawdę tak było. Jako nastolatek nie miał łatwego życia. Musiał harować na gospodarstwie u Niemca. Niesprawna prawa ręka utrudniała mu ciężką pracę.
Ale Zdzisiek był "charakterny". Zaciskał zęby i wykonywał wszystkie prace. Czy już wtedy wiedział, że będzie biegaczem? Z pewnością miał to, co w sporcie jest równie ważne jak talent – charakter. Pomimo tyfusu, który dosłownie zwalił go z nóg i musiał na nowo uczyć się chodzić, jego organizm był mocny. "Krzyś" lubił biegać. Jako 18-latek wygrał w zawodach szkolnych.
Cel: najwyższe podium
Polska w latach powojennych potrzebuje sukcesów. Rywalizacja przenosi się na stadiony. 21-letni Zdzisław Krzyszkowiak trafia do "Legii", a w 1952 r. jest już w kadrze narodowej. Formę szlifuje w Wałczu pod okiem Jana Mulaka. Na swoich pierwszych igrzyskach olimpijskich w 1956 r. zajął w biegu na 10 km miejsce tuż za podium. Szczyt formy, a za nim przychodzi pasmo sukcesów.
Komentarze