Łukasz Ćwiklewski
Jak to się zaczęło: Łukasz biega w stroju banana, bo lubi się śmiać. Sam przyznaje, że jest głupkowaty, ale przecież nie od dziś wiadomo, że śmieszni mężczyźni najczęściej są poważni, a ci poważni bywają bardzo śmieszni. A jemu chodzi przecież o bardzo poważną sprawę. Zachęca do weganizmu, bo tak jest zdrowiej. U niego wszystko zaczęło się od książki Scotta Jurka.
Ciekawe fakty:
- Szkocja. Tam mieszka i tam też biega jako banan, ale cieszy się mniejszą popularnością niż w Polsce.
Mówią, żebym zdjął kostium, to złamię trójkę. Ale ja nie chcę jej łamać, ja chcę promować wege.
- Trzy. Tyle przebrań banana ma w swojej kolekcji. Ostatniego z nich nie pierze, żeby się nie psuł.
- Pięćdziesiąt. Tyle bananów zjadł jednego dnia. W tym 30 na jedno posiedzenie.
- Psychofanka. Tak żartobliwie nazywa swoją dziewczynę, bo namierzyła go w sieci.
- 110. Tyle najwięcej kilometrów przebiegł w stroju banana.
Jaki banan, taki doping. „Dajesz, Banan!”, „Nie poślizgnij się na swojej skórce!”, „Ale na twój widok zgłodniałem!” – tak krzyczą kibice i inni zawodnicy, kiedy leci w swoim przebraniu. Nigdy też nie brakuje chętnych, żeby zrobić sobie z nim zdjęcie. „Kanibal!” – tak się drą biegacze na punktach żywieniowych, gdzie serwują banany. Banany, za którymi szaleje. Kto z nas nie uśmiechnie się na jego widok?
O nich już pisaliśmy
Paweł Mej. To kolejny biegacz charakterystyczny, którego na pewno znacie z maratońskich tras. Nie sposób go przeoczyć, bo zawsze biegnie z polską flagą i bez butów. Nazywają go polskim Forrestem Gumpem, bo stawia sobie też wyzwania ultramaratońskie, a bieganie jest całym jego życiem. Na biegach jada drożdżówki i pokrzywy, a stopy raz odmroził sobie tak, że musiał leżeć w szpitalu. Pochodzi z Baczkowa. Pierwszy bieg bez butów pobiegł w 2007 roku i był to w ogóle pierwszy w jego życiu start w wyścigu ulicznym. Paweł zawsze biega na końcu stawki (Przeczytaj więcej: Bosy Biegacz aka polski Forrest Gump).
Maria Pańczak. Ta niezwykła biegaczka ma już 75 lat i pochodzi z Poznania. Możecie spotkać ją na trasach maratonów zawsze ubraną na biało z niebieską parasolką i paznokciami pomalowanymi na czerwono. Biel to czystość, błękit to niebo, a czerwień to krew. Wszystko ma wymiar symboliczny, chrześcijański, bo pani Maria przekonuje, że w takim stroju kazał jej biegać sam Jezus. No i ona się słucha. Często dodaje też coś od siebie, bo rozdaje na biegach cukierki i lizaki dzieciom. Tak jak Paweł zawsze biega na końcu stawki, żeby pomagać tym, co już nie mogą (Przeczytaj więcej: Bohaterowie ostatnich minut).
RW 10/2015