Takiego szumu wokół swojego produktu właściciele aplikacji Strava na pewno nie oczekiwali. Z początkiem 2023 roku najwierniejsi użytkownicy tej aplikacji, którzy zdecydowali się na subskrypcję premium, dowiedzieli się, że czeka ich podwyżka ceny abonamentu. Problem w tym, że nie wiadomo kogo ona obejmie i jak duża będzie, bo jednocześnie zapanował totalny chaos informacyjny.
Dostępna w 195 krajach i użytkowana przez ponad 100 milionów amatorów i zawodowców Strava to najpopularniejsza aplikacja sportowa na świecie. Ten oszałamiający sukces, napędzony zamknięciem przed dwoma laty konkurencyjnego Endomondo i wybuchem niedługo później pandemii koronawirusa, najwyraźniej nie zapewnia firmie wystarczająco dużych dochodów, nawet pomimo zwolnienia w grudniu blisko 40 pracowników, ponieważ postanowiła z dniem 2 lutego tego roku podnieść ceny subskrypcji premium.
Wygląda jednak na to, że Strava może przez ten ruch stracić nieproporcjonalnie dużo klientów. I wcale nie chodzi o to, że po dekadzie utrzymywania w miarę stałych cen zdecydowała się wyraźnie podwyższyć cenę subskrypcji, co w obecnej sytuacji gospodarczej na świecie jest raczej zrozumiałym posunięciem, ale o to, w jaki sposób potraktowała przy okazji użytkowników swojej aplikacji, strzelając sobie spektakularnego wizerunkowego samobója.
Po pierwsze, niektóre osoby otrzymały automatyczne powiadomienia o nadchodzących podwyżkach cen mailem od dostawców swoich aplikacji, podczas gdy inne nie otrzymały żadnych wiadomości e-mail, a o zmianach dowiedziały się dopiero po zajrzeniu do sekcji z płatnościami w swoich apkach, gdzie pojawiła się propozycja odnowienia subskrypcji po wyższej cenie. Jest też duża grupa użytkowników, która nadal nie wiedzą, czy podwyżka ich obejmie, czy nie, gdyż w aplikacji żadne powiadomienie się nie pokazuje. Inaczej mówiąc, firma nie skontaktowała się bezpośrednio z użytkownikami premium aplikacji, aby w sposób klarowny i jednoznaczny poinformować ich o wzroście cen.