Pierwsze kroki (1966–1970)
Na początku były buty biegowe. I biegacze wiedzieli, że są dobre. Chociaż nie… Tak naprawdę wszyscy zdawali sobie sprawę, że są raczej kiepskie. „Na rynku było tylko kilka modeli – mówi Dave Kayser, kolekcjoner obuwia biegowego, który swoją przygodę z tym sportem zaczął w 1966 roku. – Ciężkie i sztywne, zwykle ze skórzaną lub płócienną cholewką. Wybór był naprawdę kiepski”.
W latach sześćdziesiątych pośród kilku innych dominował model New Balance Trackster. „Przynajmniej w Nowej Anglii” – zaznacza pisarz i długoletni redaktor magazynu „Runner’s World” Amby Burfoot. But ten, przedstawiony światu w 1960 roku, miał skórzaną cholewkę i gumową, prążkowaną podeszwę. Był też „idealny dla praktycznie każdej nawierzchni” – przekonywano w reklamach.
„Gdy rozejrzałeś się wokół siebie na linii startowej biegu, zdawałeś sobie sprawę, że wszyscy mają na sobie to same obuwie – wspomina Burfoot. – Trackster oferował pierwszą, śladową dawkę amortyzacji, której inne buty nie potrafiły zapewnić. Gdy poczuliśmy tę odrobinę komfortu, wszyscy uznaliśmy, że buty biegowe takie właśnie powinny być”.
Zobacz: Buty do biegania: jak producenci walczą o biegaczy
Ale Burfoot nie pozostał wierny Tracksterom. W roku 1968, w którym wygrał maraton bostoński, zmienił je na Onitsuka Tiger Marathon. Wielu biegaczy z tamtych czasów do dziś wspomina ten model jako pierwsze naprawdę lekkie i wygodne buty do biegania. Miały one podniesioną piętę i gumową podeszwę środkową – między warstwą zewnętrzną i wewnętrzną buta. „Ten but sprawiał wrażenie prawdziwego obuwia do biegów ulicznych” – mówi redaktor Burfoot.
Dziennikarz kupił swoje „Tygrysy” od Jeffa Johnsona, pierwszego pracownika nowo powstałej firmy Blue Ribbon Sports. Ten „start- -up” – założony przez Phila Knighta i Billa Bowermana, znanego trenera z Oregonu i zwolennika popularyzacji biegów masowych – importował buty z Japonii i sprzedawał je na zawodach z przyczepy samochodu. „Tygrysy” szybko stały się marką numer jeden dla większości amerykańskich biegaczy.