Kurier - w osobie redaktora naczelnego Runner’s World - dostarczył mi testową parę w momencie, kiedy jeszcze zmagałem się z przeziębieniem – musiały więc poczekać kilka dni, zanim wreszcie mogłem założyć je na nogi i pobiec w nich na pierwszy trening. W tym czasie zdążyłem dokładnie je obejrzeć, co pozwoliło mi dojść do dwóch zasadniczych wniosków.
Po pierwsze, ASICS wciąż dba o to, żeby ich produkty słynęły z wysokiej jakości i dbałości o detale – buty są wykonane z iście japońską precyzją. Po drugie, można zauważyć, że charakterystyczne logo firmy (pazury albo paski tygrysa – jak kto woli) na cholewce najnowszej edycji przesunięto do tyłu – jak się później przekonałem, w tym wypadku chodzi nie tylko o design, ale o tym w dalszej części recenzji.
Ponieważ nie miałem okazji biegać w ubiegłorocznej wersji GT-2000, muszę zaufać opinii innych testerów RW, którzy uznali, że numer ósmy, dzięki zastosowaniu pianki o mniejszej gęstości, „wydaje się być bardziej miękki niż jego sztywny i dość ortodoksyjny poprzednik”. Dla mnie, ważącego blisko 90 kilogramów biegacza, buty były pod tym względem idealne – przy dłuższych wybieganiach przeprojektowana podeszwa zapewniała właściwy komfort stopom, nie powodując przedwczesnego zmęczenia, z kolei na szybszych odcinkach buty były niemal tak dynamiczne, jak się tego po nich spodziewałem.
Grubsza, ale pojedyncza warstwa pianki FlyteFoam Lyte, wsparta żelową poduszką, w przedniej części podeszwy oraz warstwa żelu, pianki FlyteFoam Lyte i pianki o większej gęstości z tyłu robią dobrą robotę, redukując wstrząsy i zapewniając sprężystość, dzięki czemu bieganie po twardych nawierzchniach, takich jak asfalt, beton czy kostka brukowa, jest po prostu przyjemne.