Klakson niecierpliwego kierowcy albo czyjaś paplanina. Uciążliwa grupka, samolubni sprinterzy (albo chodziarze) – powodów do zdenerwowania na trasie może być tyle, ilu uczestników biegu. Oto dyplomatyczne sposoby uniknięcia kilku nieprzyjemności.
Natręt nr 1 - męcząca gaduła
Zaczyna się od niewinnego pytania: „Na jaki czas biegniesz?”. Jeśli przypadkowo planujesz to samo tempo, co pytający, możesz mieć przechlapane. Zwłaszcza jeśli trafisz na mówcę długodystansowca, który zagwarantuje Ci monolog, który nie skończy się na mecie.
Pod kątem towarzyskim biegaczy można podzielić na dwa typy: koty i psy. Ci pierwsi lubią biegać własnymi ścieżkami, raczej w samotności. Psie charaktery są bardziej towarzyskie. To też kwestia nastroju – jednego dnia możesz być kotem, drugiego psem. Ale nie ma nic gorszego, niż być kotem zabłąkanym w stadzie psów, który nie ma dokąd uciec.
Rozwiązanie: Słuchawki są pierwszą linią obrony przed uciążliwymi rozmówcami. Nawet jeśli wcale nie słuchasz muzyki, nikt poza Tobą o tym nie wie.
Jeżeli gaduła dopada Cię na treningu, możesz zmienić jego cel ze spokojnego wybiegania na interwał i po prostu zgubić towarzysza. W krytycznych sytuacjach po prostu otwarcie poproś o chwilę ciszy.
Natręt nr 2 - pseudokibic
W ich repertuarze znajdują się docinki w stylu nieśmiertelnego „Run, Forrest! Run!”, groźne gestykulacje kierowców i bezczelne podrywy. Nic dziwnego, że uszczypliwości pod adresem biegaczy w legginsach albo biegaczek w kusych topach najczęściej wychodzą z ust gości, którzy w takie legginsy nie wcisnęliby nawet przedramienia, a żeby zrealizować swoje słowne zapowiedzi, musieliby na chwilę wstać z ławeczki/fotela, samochodu/kanapy, czego nie nawykli robić.