Jedną z najsłynniejszych historii potwierdzających leczniczą siłę wody jest rekonwalescencja Joan Benoit. Słynna amerykańska maratonka na trzy tygodnie przed krajowymi eliminacjami olimpijskimi przeszła operację kolana, która normalnie powinna jej uniemożliwiść walkę o wyjazd na igrzyska.
Biegaczka zregenerowała się jednak zaskakująco szybko właśnie dzięki sesjom w wodzie. Wygrała zawody, zdobyła olimpijską nominację, a trzy miesiące później na igrzyskach w Los Angeles wywalczyła złoty medal. Od tych wydarzeń minęły 32 lata, a zalety aquajoggingu nadal są w cenie w świecie sportu.
Zmieniły się jedynie narzędzia: obok bieżni podwodnych pojawiły się antygrawitacyjne. Urządzenie zostało zaprojektowane przez NASA i symuluje efekt chodzenia w warunkach zmniejszonej grawitacji. Wykorzystanie różnicy ciśnień powietrza pozwala biec ze zmniejszoną masą ciała nawet o 80%. Z kosmicznego laboratorium bieżnie trafiły do klubów fitness i klinik sportowych.
Trener Alberto Salazar wykorzystuje wodę i możliwość treningu przy zmniejszonej grawitacji nie tylko do powrotu po kontuzji, ale jako uzupełnienie treningu biegowego. Dzięki takim urządzeniom jego zawodnicy mogą trenować więcej bez narażania się na kontuzje. Na przykład Galen Rupp, brązowy medalista igrzysk olimpijskich w Rio de Janeiro w maratonie, do swoich tradycyjnych 160 km na lądzie dodaje co tydzień 50 km pokonanych w wodzie.
Salazar zauważa, że pływanie czy jazda na rowerze nie rozwijają mięśni ważnych w czasie biegania. Dlatego wybiera jako trening uzupełniający aktywności, które idealnie odwzorowują krok biegowy i nie obciążają dodatkowo układu ruchu.
Dobry dodatek
Zła wiadomość dla tych, którzy pomyśleli, że mogą przenieść w warunki księżycowe wszystkie swoje biegi. Żadna nowinka technologiczna czy magiczna metoda nie zastąpi tradycyjnej pracy.