Nikt nie powie o mnie mały!
Grzegorz Grabowski - człowiek orkiestra
Zacząłem biegać, zanim stało się to modne. Moje pierwsze zawody to Bieg Lechitów w latach 80., kiedy chodziłem jeszcze do liceum. Zamierzchłe czasy. Wystarczy powiedzieć, że bieg nazywał się półmaratonem, choć miał tylko 20 km. Dzisiaj to nie do pomyślenia. Przebiegłem go w zasadzie po tygodniu przygotowań.
Potem amatorsko trenowałem w klubie biegacza, gdzie udało mi się nabiegać naprawdę dobre wyniki. 10 km w 36 minut, połówkę w 1:20, maraton w 3:20. Tak się rozkręciłem, że był też bieg na 100 km, a nawet 24-godzinny. W 1999 roku przerzuciłem się z biegania na konferansjerkę. I szybko skończyłem ze świetnymi wynikami. Biłem inne rekordy. Alkohol, żarcie... Dwa lata takiego życia wystarczyły, żebym zatrzymał się z wagą na 145 kg!
Wtedy dopiero wróciłem do biegania. Pamiętam swój pierwszy trening 60 kg później. Było to dokładnie 12 minut w Lesie Kabackim. Wyobraź sobie taką rozpędzoną masę. Ludzie zatrzymywali się patrzeć, co się dzieje. Nie wierzyli własnym oczom. Po pierwsze taki wielki facet, po drugie... biegnie. Wydaje mi się, że wszystkie szyszki z drzew pospadały wtedy w całym lesie. Co ciekawe, w tamtym roku pobiegłem w maratonie w Berlinie. Historia zatoczyła koło. Mój pierwszy maraton bowiem, sprzed przerwy na „budowanie masy”, też robiłem pod Bramą Brandenburską.
W debiucie miałem 3:35. Drugi debiut, tym razem przy wadze 145 kg, zrobiłem w... 6:35. Zacząłem znowu biegać na potęgę. W ciągu roku zaliczyłem 56 startów. Waga zaczęła spadać, ale nadal była pokaźna. Ważąc 108 kg, zrobiłem bieg dookoła jeziora Narie – 33 km. I współzawodnicy, z którymi startowałem, i kibice byli przerażeni, że taki wielki facet biegnie. Trudno było mnie nie zauważyć.
Zdarzyły się głupie docinki, ale mi dużo nie trzeba i nie pozostawałem dłużny. Nie było trudno odbić piłeczkę, bo najwięcej do powiedzenia zazwyczaj mają ci, co sami ledwo mieszczą się w drzwiach. Co ciekawe, przy tych 108 kg zrobiłem półmaraton w 1:36. Nieco mnie to frustruje, bo dzisiaj przy niższej wadze nie mogę pobić tego wyniku.
Stworzyłem nawet zawody dla podobnych mi sylwetką, organizuję Mistrzostwa Polski Grubasów. Pomysł chodził mi po głowie jeszcze w latach 90. W końcu zrealizowałem go w 2003 roku. To zawody na 15 km, w których klasyfikację dzieli się według BMI (wskaźnik masy ciała). Teraz organizowane są w ramach Biegu Dębowego w Dąbrowie w marcu.
Popularność tej imprezy dowodzi, że niemieszczący się w średniej kenijskiej też mogą biegać. Ba, niektórzy nawet specjalnie chcą się dociążyć, żeby trafić do wyższej kategorii, na przykład pijąc wiadra wody czy wkładając obciążniki do majtek. Na szczęście mam sposoby na takich kombinatorów. Mogę się pochwalić, że sam zostałem dwukrotnie najszybszym grubasem w Polsce.
Przy wadze powyżej 100 kg zrobiłem 15 km w 1:02. Dlatego wiem, co mówię, a twierdzę, że bieganie jest dla każdego, jak miłość jest dla każdego. Rozmiar nie ma znaczenia.
Obrońca starego ładu
Eksperci zgadzają się, że osoby w rozmiarze L i XL mogą trenować bieganie, ale powinny zachować środki ostrożności.
„Zacznij od wyboru odpowiedniego obuwia, dbaj o dobre przygotowanie fizyczne i przykładaj wagę do regeneracji – radzi Marcin Przysiwek, trener przygotowania motorycznego. – Twoje treningi powinny być urozmaicone pod kątem objętości, intensywności i czasu trwania. Dobrze trzymać się planu treningowego, najlepiej takiego ułożonego indywidualnie dla Ciebie” – dodaje.
Moje zasady:
Jeżeli nie chodzisz w wadze piórkowej czy koguciej, nadal możesz cieszyć się bieganiem. Skorzystaj z porad Wielkiego Biegacza.
Stopniuj wyzwanie. Trzymaj się dwóch zasad: wolno i regularnie. Trochę już wyświechtane, ale nadal skuteczne 3 razy po 30 min w tygodniu na początek. Bez piłowania tempa czy tętna – po prostu ruch na miarę możliwości. Na początku pewnie będzie to marsz, potem marszobiegi, w końcu jednak ciągły bieg.
Zmierz gabaryty. Prowadzę pomiar Wasyla (tak mnie nazywają). Polega to na tym, że raz w miesiącu mierzę dokładnie wszystkie obwody: brzuch, ramię, udo itd. Do tego kontroluję wagę i monitoruję, jak zmienia się moje ciało. To ciekawa statystyka na temat samego siebie. Czasami zdarza się tak, że masy przybywa, ale to nie znaczy, że tyjesz – po prostu zmienia się struktura Twojego ciała. Zamieniasz tłuszcz na mięśnie. Dzięki takiemu mierzeniu cały czas masz pełny wgląd w swoją przemianę.
Nie przejmuj się innymi. Duzi biegacze się wyróżniają. Sam pamiętam, jak skupiałem na sobie uwagę na treningach i zawodach. Nie przejmuj się głupimi docinkami. Zawsze znajdą się osoby, które będą miały potrzebę rzucenia jakiegoś idiotycznego komentarza. Kiedy zszedłem do 88 kg, już nie wyśmiewali moich gabarytów, tylko zaczęli mówić, że się zestarzałem. Niektórych ludzi po prostu nigdy nie zadowolisz i lepiej się z tym pogodzić. Negatywne emocje z tym związane wybiegaj w lesie.