Filmy i książki science-fiction często pokazują przyszłość jako czas, w którym normą są latające samochody, autonomiczne pojazdy, robo-taksówki czy odrzutowe deskorolki. Jednak ostatnie pandemiczne miesiące – bardziej być może nawet zaskakujące niż niejedna wymyślona wizja życia na planecie Ziemia – wymusiły znalezienie nowych rozwiązań na podróżowanie już tu i teraz. Samochody oczywiście będą pewnie kiedyś unosić się w powietrzu, jak to widzi Hollywood, ale to przemieszczanie się za pomocą własnych mięśni – takie jak jazda na rowerze, bieganie czy maszerowanie – okazało się odpowiedzią na problemy, przed którymi stanęliśmy w czasach koronawirusa.
Nawet kiedy zapomnimy o lockdownie, świat będzie drastycznie zmieniony przez Covid-19 i powrót do przemieszczania się z punktu A do punktu B dawnymi metodami nie będzie tak oczywisty, jak dotychczas. Konieczność zachowania dystansu społecznego zmniejszyła możliwości przewozu pasażerów przez transport publiczny o jakieś 50%. A przecież miasta już przed pandemią blokowały się w coraz dłuższych korkach, więc co będzie, gdy wszyscy przesiądziemy się do naszych aut? Praca zdalna tylko częściowo będzie rozwiązaniem tego problemu.
Wszyscy zgadzają się, że potrzebujemy innych alternatyw na przemieszczanie się po mieście i wiele wskazuje na to, że odpowiedzi na nie mogą leżeć u naszych stóp.
Badania pokazują, że większość naszych podróży samochodem jest bardzo krótka: prawie 70% z nich nie przekracza 8 km. Wydaje się więc, że zamiana czterech kółek na dwie nogi może mieć sporo sensu. Tym bardziej, że jak pokazują badania Krajowego Ośrodka Zmian Klimatu, jedna czwarta Polaków ograniczyło korzystanie z samochodu w czasie pandemii, a aż 63% deklaruje gotowość rzadszego korzystania z auta, by chronić klimat naszej planety. Oczywiście są to tylko deklaracje, ale zgodne z trendami panującymi na całym świecie.