"No to wreszcie sobie odpocznę" - myśli zmęczony codzienną harówką biegacz, kiedy zbliżają się święta. Wolne w pracy niestety nie oznacza wolnego od obowiązków rodzinnych i chociaż mało który biegacz jest zatwardziałym domatorem, w te święta musi zaakcentować swoje prorodzinne usposobienie.
Trzeba posprzątać, żeby się błyszczało, przygotować tradycyjne wigilijne potrawy, kupić prezenty (niestety, Święty Mikołaj zawsze ma wolne, gdy przychodzi nam płacić w sklepie za świąteczne zakupy), no i ubrać tę, jak zwykle niemieszczącą się w salonie, choinkę. Gdzie w tym wszystkim czas na trening?
Biegacz w czasie (pozornie) wolnym
Praktycznie od wigilii do Nowego Roku pozostajemy w szponach świąt. Grożą nam w kolejności losowej: przejedzenie i wzrost masy oraz wymiarów ciała, spadek wytrzymałości, przepicie, ewentualnie zatrucie wysokoprocentowe, bankructwo, rozleniwienie, depresja. Jeśli mamy spędzić Boże Narodzenie choć trochę aktywnie i nie stracić formy, również psychicznej, musimy postawić sobie (i niestety rodzinie) twarde warunki.
Wyznaczmy sobie żelazne godziny treningów. Potraktujmy je jak porę relaksu i nie starajmy się realizować jakichś wydumanych celów. Treningi wykonujmy najlepiej rano, minimum co drugi dzień, niwelując, choć w niewielkim stopniu, skutki dnia poprzedniego. Pomożemy też przyspieszyć przemianę materii, jeśli po obfitej kolacji wyciągniemy rodzinę na spacer.
Oprócz treningów, w tym tak zwanym wolnym czasie, wyrywajmy się do aktywnej pomocy. Lepiej jest pójść (potruchtać) po choinkę, niż ją ubierać. Pomiędzy moczeniem w oleju śledzia a morderstwem na karpiu możemy wymknąć się do salonu na serię brzuchów i grzbietów. Z punktu widzenia treningowego lepiej jest też nosić siatki z zakupami po schodach, niż zajmować się statycznym pakowaniem prezentów.
Świąteczne gigakalorie nie do spalenia?
Gdy już wypatrzymy pierwszą gwiazdkę na niebie, mamy za sobą pierwsze kilometry świątecznego maratonu. Tradycja nakazuje, by w Boże Narodzenie nie pozostawać nigdy w niedosycie. W dobrym tonie jest utrzymywanie zdecydowanie dodatniego bilansu energetycznego.
W dodatku na polskim stole królują posiłki, które trudno w dużej ilości uznać za dietę biegacza. Doktor Jakub Czaja, pracujący jako dietetyk sportowy, pośród wigilijnych potraw nie widzi (poza alkoholem) wyraźnego wroga biegania.
"Jeśli już koniecznie chcemy spróbować wszystkiego, to bierzmy bardzo małe porcje, nie spieszmy się i wspomagajmy procesy trawienne niesłodzonymi napojami" - mówi Jakub Czaja.
"Oczywiście nie polecam biegaczom alkoholu. Jeśli już, łączmy go z dużą ilością napojów wysokowęglowodanowych i stawiajmy na czerwone wino. Wiem, jakie są realia w polskich domach i że nie wyobrażamy sobie sylwestra bez odrobiny procentów" - kończy doktor Czaja.
Jedzenie i picie są dla ludzi. Nie niszczmy tradycji, ale jeśli nie chcemy w styczniu wyrzucić wagi przez okno, musimy pozwolić organizmowi to wszystko strawić. I wyrwać godzinkę na ruch...