Grzegorz Piekarczyk i Szaman
Przez całe moje "poprzednie" życie zdarzały mi się okresy dłuższego biegania. Dwa najdłuższe związane były z psami - mówi Grzegorz. - Pierwszy z psem, którego dostaliśmy z siostrą od rodziców. Był to labrador. Niestety, ze względu na rasę z wiekiem nie był już w stanie biegać tak długich odcinków. Okres licealny oraz inne formy aktywności fizycznej również wpłynęły na koniec mojej krótkiej przygody z bieganiem.
I nagle, prawie rok temu, trafił do mnie 7-letni amstaff. Poprzedni właściciel nie zapewniał mu odpowiedniej dawki aktywności. Była jesień. Pogoda (teraz już wiem, że dla biegacza idealna) nie najlepsza - poniżej 20 stopni, wiatr, deszcz.
Jednak nie chodziło wtedy o mnie, tylko o psa, który potrzebował wybiegania. W dni, kiedy nie biegaliśmy, wychodził z siebie. Zaczynaliśmy od 3 kilometrów dziennie, aby skończyć na ośmiu. Dla psa w jego wieku większy dystans nie jest tak bezpieczny, szczególnie że nie jest to rasa przystosowana do biegania.
Wcześniej, podczas zimy, przestawałem biegać ze względu na zimno, którego nienawidzę. Jednak dla psa pora roku jest bez znaczenia. Z tego powodu zima przestała być dla mnie przeszkodą i razem z Szamanem, bo tak ma na imię, biegaliśmy w każdą pogodę. Amstaffy nie lubią zbytnio zimna, więc w największe mrozy Szaman biegał w specjalnie uszytym dresie, co wyglądało dość zabawnie.
Biegam w Krakowie, wzdłuż bulwarów wiślanych, gdzie innych psów jest dość dużo, szczególnie w ciepłe miesiące roku. Jak to w Polsce bywa, zdarzają się nieodpowiedzialni właściciele czworonogów: prowadzą je bez smyczy i bez kagańca.
Pewnego poranka, podczas codziennego biegu, rzucił się na nas olbrzymi dog niemiecki. Szaman, dzięki swoim predyspozycjom rasowym, wyszedł z opresji tylko z kilkoma bliznami oraz raną na głowie. To nauczyło mnie, że w czasie biegania ze swoim psem muszę myśleć za innych, by zapewnić nam bezpieczeństwo. Ale trzeba także myśleć o tych, którzy boją się psów i nie mieć im za złe, jeśli proszą, by trzymać naszego ulubieńca przy nodze.
Dzięki Szamanowi przetrwałem zimę, która zawsze była dla mnie przeszkodą w bieganiu. Nie ma lepszego motywatora do treningu niż patrzący Ci prosto w oczy pies. Wtedy żadna wymówka nie ma szans - musisz mu ulec. Biegam codziennie - jeśli nie z Szamanem, to sam, po około 10 kilometrów. W weekendy staram się robić dłuższe, 20-30 kilometrowe odcinki.
Po jednym dniu bez biegania czuję się źle. Zacząłem brać udział w zorganizowanych imprezach biegowych, co daje niesamowitą energię. Poprawiła się moja sylwetka, schudłem 10 kilo. Właśnie jestem na etapie wyboru swojego pierwszego maratonu, moim celem są jednak ultramaratony. Gdyby nie mój pies, nie miałbym tego wszystkiego.