Tysiące biegaczy ją kochają i regularnie jej używa, tysiące jeszcze nawet jej nie poznało. Nie da się jednak ukryć, że przebieranie nogami po napędzanej elektrycznym silnikiem gumowej taśmie pozwala utrzymać treningowy reżim, kiedy brakuje czasu i pozbawia wymówek, kiedy pogoda pod psem.
"Biegam na bieżni, bo żyję na pełnych obrotach i mój wolny czas jest bardzo ograniczony - mówi Mariusz Górowski, za dnia student, wieczorami menedżer klubu muzycznego we Wrocławiu. - Mieszkam w centrum miasta. Sam dojazd do parku i powrót zajmują mi 45 minut, więc często wolę spakować plecak i po 5 minutach spaceru być na siłowni".
Podobnie jak Mariusz myśli ponad 12 milionów ludzi, co roku korzystających z wygody i efektywności tego urządzenia.
Prawdopodobnie dużo większa liczba biegaczy twierdzi jednak, że bieżnia to fanaberia, bo przecież ten sport, jak rzadko który, można uprawiać praktycznie zawsze i wszędzie. Można, ale to nie znaczy, że trzeba.
"Zdecydowanie wolę biegać w terenie - przyznaje Mariusz. - Trening nad rzeką, przy zachodzącym słońcu, na świeżym powietrzu, jest po prostu niezastąpiony. Poza tym fajnie jest pomachać innym uśmiechniętym ludziom nadbiegającym z naprzeciwka".
Więcej: Bieganie na bieżni. Pytania i odpowiedzi o trening na taśmie
Ale kiedy po lecie przychodzi jesień, a po niej zima, Mariusz i miliony innych ludzi robią bilans, z którego wynika, że czasem nie warto biegać za wszelką cenę na dworze. Bo kiedy biegniesz w deszczu, przemoczony do suchej nitki, ochlapując siebie i przy okazji innych błotem, ślizgając się na mokrych od mżawki liściach, brnąc na mrozie przy zacinającym w oczy śniegu, możesz mieć wątpliwości, czy aby na pewno o to Ci chodzi.
Chyba że jesteś tak skoncentrowany na stawianiu stóp między ściętą lodem kałużą a pokrytym lodem kamieniem, że nie masz pojęcia o istnieniu klubu fitness tuż za rogiem. Tam - w ciepłym, suchym, przyjaznym pomieszczeniu - pomrukuje bieżnia.
Poza niesprzyjającą pogodą, zimą musimy się też liczyć z ograniczoną ilością słonecznych godzin. W zasadzie jeśli nie ma się bardzo elastycznego grafiku, nie ma szans na trening przy świetle dziennym ani przed pracą, ani po niej.
Mariusz przed swoim pierwszym maratonem praktycznie całą zimę przebiegał na siłowni, dzięki czemu udało mu się osiągnąć niezły wynik w tym debiucie. A nie chcąc wypaść z rytmu na wakacjach, w Turcji przekonał się, że bieżnia w hotelu to też świetne wyjście przy skrajnie wysokich temperaturach powietrza.
Szczęściarzami są ci, u których to urządzenie stoi w domu, bo chociaż pozbywają się w ten sposób wymówek, to mają też kilka problemów z głowy. Najbardziej zadowoleni mogą być świeżo upieczeni rodzice. Bieżnia w piwnicy lub sypialni pozwala na trening w momentach, kiedy dziecko drzemie lub jest zajęte zabawą.
Ale nawet mając tę machinę w domu i będąc niezwykle zapracowanym człowiekiem, na pewno nie zrezygnujesz słoneczną wiosną z porannej przebieżki ze znajomymi. Bo w bieganiu przecież chodzi nam o przyjemność. Długie wybieganie w pięknym terenie da nam na pewno więcej radości niż kilkadziesiąt kilometrów przedeptanych w pomieszczeniu.
Niektórym przebieranie nogami w miejscu ze wzrokiem wbitym w gładką ścianę może wydawać się dziwne. Ale chyba lepiej tak, niż przy każdym kroku drżeć o własne życie na śliskim chodniku. Dzięki tej cudownej zdobyczy techniki, jaką jest bieżnia, możemy przez cały rok unikać luk w dzienniczku treningowym i przyspieszać, nawet kiedy na dworze wszystko skute jest lodem.
Michał Kasiewicz, który regularnie ćwiczy na bieżni w jednej z łódzkich siłowni, mówi: "Na bieżni mam zapewnioną odpowiednią amortyzację, pełną kontrolę nad tempem, jestem niezależny od pogody. Ale to nie to samo, co w terenie. Na dworze mimo wszystko biegnie się trochę ciężej, nawet jeśli zmienimy pochylenie bieżni".