W czasach social mediów fake newsy mogą zmienić polityczne sondaże w każdym kraju, ale „fakty medialne” nie są ograniczone tylko do świata polityki czy show-biznesu. Każdy bloger czy influencer może wrzucić posta, tweeta czy snapa z treningową poradą, która wydaje się mieć wszelkie podstawy do tego, by brać ją bezkrytycznie za skuteczną. Ale czy taka jest?
Dziś możesz na własnym ekranie przekonać się, jak szybko informacje zyskują na popularności i ważności – niezależnie od tego, jak bardzo mijają się z prawdą. Ważne, ile osób za takie je przyjmuje. Internet ma oczywiście także tę dobrą stronę, że bez problemu możesz zweryfikować dane informacje, jeśli tylko włożysz w to trochę wysiłku i będziesz samodzielnie myśleć. I jeśli tak będziesz korzystać z sieci, to bez problemu unikniesz zastoju, kontuzji i przetrenowania.
Oto kilka prawd o treningowych trendach w social mediach.
#treningowybłąd: ściganie na każdym biegu
Zdjęcia na Instagramie z dystansem i czasem wyglądają oczywiście lepiej z szybkim tempem. Ale bez dni na regenerację Twój organizm nigdy nie będzie miał tak naprawdę szansy na to, by stać się mocniejszy po ostrym treningu. W dodatku bieg w relaksacyjnym tempie buduje mitochondria, które zamieniają tłuszcz i glukozę na energię, której potrzebujesz do biegu. Wzmacniają również ścięgna, kości i kształtują włókna wolnokurczliwe, które decydują o sukcesie biegaczy na dystansach dłuższych niż sprinty.
Co warto zrobić? Ogranicz mocne treningi do jednego, maksimum dwóch dni w tygodniu (naj- szybsze kilometry powinny stanowić około 7% tygodniowego kilometrażu). Na pozostałych biegach tempo powinno umożliwiać Ci swobodną rozmowę. A jeśli presja dzielenia się szybkim bieganiem jest zbyt silna, to na spokojne bieganie zostaw zegarek i telefon w domu. Nie wszystkim musisz się przecież chwalić. Bieganie bez zegarka ma również tę zaletę, że uczysz się utrzymywania tempa, bazując na sygnałach własnego organizmu.