Jeśli można wskazać jedną cechę, którą łączy wszystkich biegaczy, to jest nią poświęcenie. I chociaż każdy ma inne wyobrażenie o tym, co oznacza „poświęcenie się” swojemu treningowi, łatwo jest posunąć się za daleko, „zapominając” o dniach odpoczynku - zwłaszcza teraz, gdy media społecznościowe ułatwiają bardziej niż kiedykolwiek porównywanie naszych osiągnięć z wynikami innymi biegaczy.
Łatwo jest przyjąć założenie, że bieganie każdego dnia - nawet jeśli na treningu pokonujemy ledwie kilka kilometrów - w dłuższej perspektywie czyni nas silniejszymi i szybszymi. Ale czy strategia „żadnych dni wolnych” nie przynosi przypadkiem więcej szkody niż pożytku?
Można znaleźć wiele powodów, dla których ludzie mogą wyznawać filozofię „biegania non stop”. Po pierwsze, niektórym łatwiej jest utrzymać treningowy rytm, jeśli bieganie i inne ćwiczenia są ich codziennym nawykiem. Inny powód jest taki, że biegacze o duszy sportowca (na każdym poziomie zaawansowania) zwykle nie tylko konkurują z innymi, ale także z samymi sobą, więc w pogoni za coraz lepszymi rezultatami skłonni są dodać jeszcze jeden trening do swego planu albo dorzucić parę kilometrów ekstra do zakładanego tygodniowego kilometrażu.
Cóż, nasza skłonna do rywalizacji natura czasami sprawia, że zapominamy o zdrowym rozsądku, przestajemy logicznie myśleć i zamiast cierpliwie realizować program treningowy, dociskamy gaz do dechy, żeby prędzej wykręcić nową życiówkę, zdążyć na start w zawodach, którego wcześniej nie planowaliśmy, albo szybciej wydłużać dystans biegu.
Jeszcze inni biegają codziennie, aby uwolnić się od stresu, zapewnić sobie jasność umysłu lub pomóc w radzeniu sobie z lękiem, złością lub depresją w ich codziennym życiu. Są też tacy ludzie, dla których poranne bieganie jest sposobem na energetyczne pobudzenie się na cały dzień bez wypijania jednej filiżanki kawy za drugą.
No i nie zapominajmy o biegaczach, którzy uczestniczą w takich akcjach, jak nasza #RWBiegamCodziennie, albo na własną rękę śrubują serie codziennych treningów.