O tym, że Kenijczycy i Etiopczycy to świetni biegacze, wiedzą wszyscy. Ale to, że do znakomitych długodystansowców należą też Japończycy, już tak oczywiste nie jest. Tymczasem maratończycy z Kraju Kwitnącej Wiśni od 1991 roku zdobyli łącznie 19 medali olimpijskich i mistrzostw świata! Dla porównania, Polacy tylko jeden – mowa o złocie Wandy Panfil na MŚ w Tokio. Podczas półmaratonu w Ageo w listopadzie 2016 roku 14 japońskich biegaczy pobiegło poniżej 1:03 i ponad 300 poniżej 1:10.
W czym tkwi sekret japońskich biegaczy?
Henryk Paskal, który jako ambasador Międzynarodowego Stowarzyszenia Maratonów i Biegów Ulicznych często obserwuje biegi w Japonii, zwraca uwagę przede wszystkim na popularność biegania w kraju samurajów. To tutaj największa liczba obywateli ukończyła maraton – ponad pół miliona. Już w szkołach dzieci dużo biegają, kształtuje się ich wytrzymałość i organizuje zawody. Na równi ze startami popularne jest kibicowanie zawodnikom. A jest co oglądać, bo często jest to walka na śmierć i życie.
„Oni nie kalkulują: zawsze lecą, ile pary w nogach – mówi Henryk Paskal. – Nieważne, czy reprezentują kraj, firmę czy szkołę. Robią to najlepiej jak potrafią. Nie biegają – walczą. Nie liczy się dla nich, żeby wystartować, ale żeby biec w czołówce i się pokazać. Jak łatwo się domyślić, często kończy się to tym, że schodzą z trasy. Ale nie poddają się i biegną tak samo na kolejnej imprezie”.
Jak bardzo popularne jest bieganie w Japonii i jak bardzo rozwinięta jest tam biegowa subkultura dowiecie się z artykułu Japonia rajem dla biegaczy. Relacja z Tokyo Marathon.
Doryoku, czyli wysiłek
Japończycy to marzenie każdego trenera – trudno wyobrazić sobie bardziej zdyscyplinowanych podopiecznych. Wystarczy wspomnieć mistrzostwa świata w maratonie w 2007 roku. Maraton kobiet i mężczyzn startował o godz. 7 rano. Zawodnicy wiedzieli, że w takiej sytuacji będą musieli zjeść śniadanie o 4 rano. Żeby przyzwyczaić do tego swoje organizmy, praktykowali wczesne jedzenie przez 20 dni poprzedzających start.