Znasz ten stan, kiedy masz wrażenie, że biegnąc, nie tracisz energii, tylko ładujesz akumulatory? Wtedy reszta dnia (zaryzykuję stwierdzenie, że nawet bez kawy) też w niczym nie przypomina szarej rzeczywistości, a znajomi pytają: „Co ty dziś brałeś?”.
Cóż, prawdę mówiąc środki uzależniające, bo bieganie potrafi wywoływać stan euforii - podobnie jak niektóre substancje zabronione w Polsce. Dlaczego w takim razie trenerzy biegania nie wykosili jeszcze dilerów, a grupy biegowe nie zastąpiły karteli narkotykowych? Cóż, nie każdy trening wywołuje stan radosnego upojenia wysiłkiem, a po wielu z nich bardziej czujesz się jak na kacu niż na haju.
Na szczęście naukowcy coraz bardziej wgryzają się w słynną już teorię euforii biegacza, poznając kolejne sposoby, by częściej jej doświadczać. Badania sprawdzające reakcje mózgu na bieganie wykazały, że osiąganie stanu euforii przez nabijanie kilometrów to pozostałość po naszych przodkach. Ich przeżycie zależało od skuteczności polowania, a motywacją do biegania nie były moda ani potrzeba zrzucenia oponki na wiosnę, tylko chęć przeżycia.
Według antropologów z University of Arizona, ich mózg zwiększał produkcję maskujących nieprzyjemne doznania substancji, żeby ułatwić im gnanie przed siebie wiele kilometrów od domu, tzn. jaskini, i osiąganie dużych prędkości. Euforia biegacza, którą czasem osiągamy w biegu, to naturalny środek przeciwbólowy, który koił zmęczone i poobdzierane nogi naszych praojców.
Dziś obiad Ci nie ucieknie, ale przyjemność z biegania też nie musi Cię omijać. Dowiedz się, jak osiągać rozkosz, polując na życiówki lub lepszą sylwetkę.