Większość biegaczy musi wylać sporo potu, zanim odkryje, jak ważna jest umiejętność utrzymania właściwego tempa. Zapewne każdy zapłacił frycowe za brak wiedzy i doświadczenia w tym względzie, startując w zawodach za szybko i w drugiej części biegu wypluwając sobie płuca, żeby w ogóle dotrzeć do linii mety.
Często potem następny bieg zaczynasz spokojniej i starasz się przebiec o tyle wolniej, żeby na linii mety nie mieć już odruchu wymiotnego. Wskutek takiej strategii możesz wpaść w odwrotną pułapkę - żeby się nie przemęczyć, będziesz biegał tak ostrożnie, że faktycznie zamienisz się w truchciarza, który na mecie nie ma nawet przyspieszonego bicia serca.
Doskonalenie tempa, czyli próba przebiegania określonego dystansu w możliwie najkrótszym czasie, ale też bez zarzynania organizmu, to bardzo trudna sztuka. Tak już bowiem jest, że nawet jeśli wciąż spoglądasz na zegarek, tak naprawdę o tym, w jakim tempie biegniesz, decyduje Twoje ciało - w dużym stopniu poza Twoją świadomością. To, czy przyspieszasz, czy zwalniasz, zależy od tego, jak mocno odczuwasz zmęczenie i jak oceniasz w danej chwili swoje siły.
Jeszcze do niedawna nauka niezbyt interesowała się problemem wpływu umysłu na tempo biegu. Jeśli już w połowie biegu nie masz kompletnie siły, większość ekspertów zaczęłaby mówić, że albo temperatura Twojego ciała wzrosła za mocno, albo masz we krwi za dużo kwasu mlekowego, który powstaje, gdy zmuszasz mięśnie do nadmiernego wysiłku. Jednak coraz więcej fizjologów sportu skłania się ku przekonaniu, że ten mechanizm jest znacznie bardziej skomplikowany.
Badania wykazały, że mózg na bieżąco śledzi informacje o tym, co się dzieje w poszczególnych narządach, tkankach i komórkach podczas biegu. I na podstawie tych informacji dyktuje odpowiednie jego zdaniem tempo na starcie, a następnie dopasowuje je do kolejnych odczytów. Dopiero gdy zrozumiesz, jak działa ten system wewnętrznych czujników, nauczysz się w pełni panować nad tempem.