Meb Keflezighi to Amerykanin, który pochodzi z Erytrei. Na swoim koncie ma srebrny medal igrzysk olimpijskich w Atenach i zwycięstwo w maratonie w Nowym Jorku. Do pełni szczęścia i spełnienia jako sportowca brakowało mu triumfu w Bostonie. Te zawody wracały w jego karierze jak bumerang. W 2006 roku był trzeci, w 2010 roku piąty. Mimo upływu lat i borykania się z problemami zdrowotnymi, nadal ciężko pracował i wierzył, że będzie okazja spróbować jeszcze raz.
Zwycięstwa zapragnął mocniej po tragicznych wydarzeniach z 2013 roku. Z powodu kontuzji śledził zmagania maratończyków z trybun, które opuścił dosłownie kilka minut przed tym, jak doszło do eksplozji bomb. Postawił sobie 3 cele na 2014 rok: pojawić się na starcie maratonu w pełnym zdrowiu, pobić życiówkę i... wygrać.
Kiedy nikt na niego nie stawiał, w wieku 39 lat – jako pierwszy Amerykanin od 1983 roku – zwyciężył. Imiona śmiertelnych ofiar zamachu wypisał sobie na numerze startowym, w ten sposób oddając im hołd. Udało mu się w bezpośredniej rywalizacji pokonać m.in. Kenijczyka Dennisa Kimetto, który mógł wtedy pochwalić rekordem życiowym 2:03:45 (a we wrześniu 2014 roku został rekordzistą świata z czasem 2:02:57), czy Etiopczyka Lelisę Desisę, medalistę mistrzostw świata z Moskwy i zwycięzcę maratonu w Bostonie z 2013 roku.
Zwycięstwo było pokłosiem wręcz do bólu konsekwentnie realizowanej strategii, która opierała się na złamaniu 2:09. Po długiej i samotnej ucieczce udało mu się dopiąć swego. Zegar zwycięzcy zatrzymał się na 2:08:37. Meb został tym samym najstarszym zwycięzcą maratonu w Bostonie od 1931 roku! Ta historia to gotowy scenariusz filmowy i inspiracja dla wielu biegaczy.
„Moja kariera jest teraz w 100% spełniona, więc mogę wyjawić moje sekrety” – powiedział niedługo po swoim sukcesie w wywiadzie dla Runner's World.