Wyobraź sobie, że szykujesz się właśnie do treningu, na którym masz zrobić kilometrowe interwały. Standardowe podejście zakłada, że każde powtórzenie starasz się robić w równym tempie, gdzieś w okolicach tego ze startu na „piątkę”. Im bliżej jesteś zakładanego tempa startowego, tym możesz bardziej zechcieć popracować nad finiszem, i ostatnie 200 metrów w każdym powtórzeniu robić nieco szybciej. OK. Ale co by się stało, gdyby to pierwszą część każdego kilometra pobiec szybciej niż zakładane tempo, a potem zwolnić w drugiej części?
Jak z wieloma innymi biegowymi pytaniami odpowiedź brzmi: to zależy. W tym wypadku od tego, co chcesz osiągnąć takim treningiem. Jeśli chcesz na zawodach na 5 km wiedzieć, co Cię czeka przy zakładanym tempie przez cały dystans, to powtórzenia w równym tempie są dobrym rozwiązaniem. Ale jeśli chcesz na treningu jak najdłużej pracować na maksimum aerobowych możliwości, to możesz wypróbować metodę „za szybkiego” rozpoczynania tych jednokilometrowych odcinków.
Szybki start
W badaniach opublikowanych w „International Journal of Sports Physiology and Performance”, a przeprowadzonych w Norwegii, przebadano 11 świetnie wytrenowanych narciarzy przy 4 różnych rodzajach wysiłku. Treningi były powtarzane co kilka dni, by można było zebrać jak najwięcej danych.
Jeden trening to 5 x 5 minut wysiłku na rolkach na 90% maksymalnej szybkości aerobowej (MAS – maximal aerobic speed) z 3-minutową przerwą na regenerację. MAS to największa prędkość, jaką sportowiec może utrzymać przez 6 minut. W bieganiu to bardzo podobne do naszych 1-kilometrowych powtórzeń w tempie na 5 km. Najważniejszym celem takiego treningu jest poprawienie VO2 max, czyli maksymalnej ilości tlenu, jaką jesteś w stanie dostarczyć do mięśni w czasie wysiłku. Drugi trening był podobny, z tym że pierwsze 90 sekund każdego powtórzenia badani starali się robić na 100% MAS, a potem na ostatnie 3,5 minuty zwalniali do 85%.