Nie trzeba być laureatem nagrody Nobla, by stwierdzić, że tempo naszego życia przyspieszyło. Ale naukowcy potrzebują cyferek, dlatego badacze z Wielkiej Brytanii obliczyli, że od wczesnych lat 90. przyspieszyło ono aż o 10%. A życie w ciągłym niedoczasie (zawsze ktoś czeka na nasz raport, obiad czy naprawienie cieknącej spłuczki) nie wychodzi nam na zdrowie. Źle jemy, zaniedbujemy rodzinę i przyjaciół, nie mówiąc już o bieganiu.
Co prawda, jeśli chodzi o wciśnięcie treningu w pękający już w szwach program dnia biegacze są genialnie kreatywni (sprawdź ich pomysły na kolejnej stronie), ale im bardziej zbliżasz się do granicy 24/7, tym trudniej znaleźć te bezcenne minuty na bieg dłuższy niż do kserokopiarki.
W takiej sytuacji znalazła się pewna Francuzka - madame Veronique Billat, fizjolog z uniwersytetu w Lille, wcześniej reprezentantka swego kraju w biegach przełajowych. Ponieważ praca i hobby zabierały jej coraz więcej czasu i brakowało go na treningi, postanowiła sprawdzić, czy nie można opracować programu biegowego, który zabierałby mniej czasu, a był równie skuteczny, przynajmniej w trakcie przygotowań do półmaratonu. System, który opracowała, jest bardzo chwalony przez trenerów na całym świecie i jest wręcz idealny dla osób, które oddałyby sporo za 25. godzinę doby. Oto jego szczegóły.
W jednym tempie
Niezaprzeczalną zaletą planu Veronique jest jego prostota. Cały program opiera się na jednym tempie - tym, przy którym osiągasz vVO2max. Kiedy biegniesz coraz szybciej, musisz dostarczać do organizmu coraz więcej tlenu. Ale nie możesz zwiększać tej wartości w nieskończoność - w pewnym momencie czujesz, że nie jesteś w stanie przerobić więcej tlenu. To jest właśnie ta prędkość (lub "velocity" - stąd v przed oznaczeniem), przy której osiągasz swoje VO2max. Aby skorzystać z tej wielkości podczas treningu, trzeba naszą definicję omawianej prędkości nieco zmodyfikować.