Bezapelacyjnym mistrzem finiszu był Paweł Czapiewski, który w lipcu 2012 roku zakończył karierę. Chyba każdy kibic biegania, kiedy słyszy to nazwisko, ma przed oczami bieg na 800 m podczas mistrzostwa świata w Edmonton w 2001 roku. Czapiewski jak przyczajony tygrys biegł z tyłu stawki. Na 150-200 metrów przed metą zaczął szalony pościg. Z ostatniego miejsca przesunął się na trzecie. Ba – dosłownie metra zabrakło mu do srebra i kilku do złota. Skąd taka taktyka na bieg?
„Otwieranie pierwszych 200 m poniżej 25 sekund to była dla mnie abstrakcja, a tak moi konkurenci biegali na większości międzynarodowych zawodów – przyznaje szczerze Paweł Czapiewski. – Nie miałem wyjścia. Musiałem lecieć z tyłu i czekać, aż oni zwolnią na drugim kole. Zawsze zwalniali” – zauważa.
Sukces naszego średniodystansowca nie opierał się zatem na przyspieszeniu, jak to może się wydawać, kiedy oglądasz relację z zawodów. Czapiewski dysponował większą wytrzymałością tempową niż rywale. Biegł równo cały dystans. Przewagę zyskiwał, kiedy przeciwnicy opadali z sił i tracili sekundy na każdej setce przed metą. Taką taktykę możesz przetestować na średnich dystansach.
Inaczej jest w biegach długich. Paweł Czapiewski podkreśla, że z długimi dystansami i średnimi jest jak ze skoczkami w dal i w wzwyż. Wiadomo, że obaj skaczą, ale to dwa różne światy. W maratonie i półmaratonie zawodnicy w większości rozkręcają się z kilometra na kilometr. Rzadko pokonują dystans w równym tempie. Z kolei desperacki sprint na ostatnich 200 metrach nie ma większego znaczenia dla wyniku. Zbyt dużo energii tuż przed metą oznacza, że siły zostały źle rozłożone.