Te kilometry wydają Ci się jedynie wypełniaczem. To nie są przebieżki, tempówki, powtórzenia czy interwały. I chociaż stanowią ogromną większość Twojego tygodniowego kilometrażu, to raczej nie poświęcasz im za dużo uwagi przy wpisywaniu do dzienniczka czy aplikacji. Ot: 8 km, 5 km, pętla w parku – i wszystko na ten temat. Po to tylko, byś pamiętał, co robiłeś danego dnia. Niektórzy nazywają je nawet śmieciowymi kilometrami. Dlaczego więc w ogóle je robimy?
Ponieważ spokojne wybiegania, nawet w bardzo powolnym tempie, adaptują nasz organizm w sposób wręcz fundamentalny.
W czasie spokojnego biegania korzystasz głównie z włókien wolnokurczliwych swoich mięśni. Mają większą gęstość mitochondriów, a ich praca zwiększa poziom enzymów aerobowych w większym stopniu niż włókien szybkokurczliwych, które przydają się przy treningach o wysokiej intensywności. Te łatwe wybiegania zwiększają ilość mitochondriów i naczyń włosowatych, przez co jesteś w stanie lepiej wykorzystywać tlen. Bez tego nie jesteś w stanie zrobić mocniejszych treningów.
Korzystają na tym wszyscy biegacze, ale szczególnie mocno ci, którzy dopiero zaczynają budować swoją wytrzymałość, oraz ci, którzy wracają do treningów po kontuzjach. Fundamenty formy, którą biegacz buduje w czasie takiego biegania, pozwalają bezpiecznie przechodzić do coraz bardziej intensywnych elementów treningowych.
Zaprawieni w bojach biegacze również potrzebują takich treningów, by utrzymać zbudowaną z dużym trudem wytrzymałość aerobową i ciągle poprawiać ekonomię biegania. Jasne, że ci, którzy się ścigają, są zainteresowani w poprawianiu ekonomii biegu w tempie startowym (to główny powód, dla którego ich plany treningowe są tak zróżnicowane), ale również oni czerpią korzyści ze spokojnego biegania.