Prawdziwi miłośnicy biegania trenują tak często, jak tylko mogą; zdarza się, że na skraju wytrzymałości. Jedni nazwą to masochizmem, inni po prostu żelazną dyscypliną. Ale co zrobić, gdy ambicje są wielkie, a w kalendarzu brak miejsca na treningi? Jest rozwiązanie: mniejszy dystans, krótszy czas, ta sama satysfakcja.
Nie miej złudzeń: w rzetelnym tekście na temat treningu nie może być mowy o żadnych magicznych zaklęciach ani drogach na skróty. Jeśli więc liczysz na jakieś cudowne rozwiązania, które pozwolą Ci osiągać niesamowite efekty bez wstawania z łóżka, rozczarujesz się.
To raczej przewodnik dla tych, którzy chcą utrzymać formę, poświęcając jednocześnie więcej czasu rodzinie i obowiązkom zawodowym. Chodzi o to, by zyskać jak najwięcej w jak najkrótszym czasie, a nie o trening cud, dzięki któremu bez większego wysiłku uda Ci się stanąć na podium.
My mamy pewną propozycję – będzie odpowiednia dla tych, którzy chcą utrzymać kondycję bez dużych nakładów czasu. Jest to więc doskonałe rozwiązanie dla zapracowanych: nie trzeba się martwić o wszystkie czynniki, które musimy wziąć pod uwagę, gdy dążymy do pobicia rekordu życiowego lub do pokonania naprawdę wymagającego dystansu.
Ale uwaga – nie jest to rozwiązanie idealne dla wszystkich. To trening polegający na maksymalnej kumulacji wysiłku i najlepiej sprawdzi się w przypadku doświadczonych biegaczy, mających na koncie wiele kilometrów i kilka poważnych zawodów. W tej metodzie wystarczy robić podstawowe rzeczy: biegać, mierzyć czas i myśleć pozytywnie.
Taki skoncentrowany trening ma więcej zalet. Generalnie każda seria będzie intensywniejsza niż podczas standardowych ćwiczeń, dzięki czemu zwiększy się Twoja dynamika – nie tylko podczas biegu, ale także przez cały dzień. Stale będzie rozpierać Cię energia i unikniesz tego strasznego poczucia przesytu, które pojawia się na dwa tygodnie przed maratonem, kiedy już kompletnie wątpisz w możliwość dotarcia do mety.