Po 18 miesiącach przerwy od startów rozpakowałam swój nowy, błyszczący zestaw ciuchów do biegania. Z dumą przypięłam krzywo zapisany numer startowy. Starannie przeplotłam sznurówki w butach, mocując do nich mierzący czas chip.
Rozgrzewkowy jogging rozpoczęłam z taką werwą, że niemal zostawiłam ślady na asfalcie. A wszystko to po to, aby za moment niezdarnie stanąć w szranki z najlepszymi drużynami w Stanach Zjednoczonych w ramach United States for the Club Cross-Country Championships.
Cały mój występ oceniam jako zadowalający i satysfakcjonujący. Bieg minął mi szybko pośród tłumu setek ludzi, gdzie lawirowałam między łokciami, zupełnie nie wiedząc, które zajmuję miejsce lub jaki mam czas. W końcowym etapie wyprzedzałam biegaczy jeden po drugim, ale ścisła czołówka była daleko z przodu. Tam pewnego dnia planuję wrócić.
Szczerze mówiąc, nigdy nie dbałam o to, które miejsce zajmuję. Nie wykształciłam w sobie tej woli walki i nie czułam ducha współzawodnictwa. Wiedziałam jednak, że pewnego dnia będę chciała zacząć się ścigać na poważnie. Każdy zawodnik, który mnie pokonał, dał mi motywację. Takich dawek motywacji było w tym przypadku 27.
Pierwszy wyścig zawsze mnie pobudza i inspiruje. Wiem wtedy, jakie są moje słabości i dokładnie wiem, jak je pokonać. W chwilach natchnienia (to jest jedna z nich) miewam jednak skłonność do przesady. Z nowym zapałem do ciężkiej pracy rozpoczynam żmudny proces walki o formę, rozwijając w sobie dziwny rodzaj amnezji, który powoduje, że zapominam o doświadczeniach z przeszłości, zwłaszcza o urazach, które powinny tak wiele mnie nauczyć.
Tym razem będzie inaczej. Zdałam sobie sprawę, że nie potrzebuję wykresów i statystyk moich treningowych poczynań. Potrzebuję listy wszystkich głupich błędów, które popełniłam w przeszłości. Jak już ją stworzę, będzie pora przylepić ją taśmą na moim czole. Tak więc, proszę bardzo. Oto lista 10 sposobów, jak doznać kontuzji – jak profesjonalista! (Lub nie, jeżeli masz trochę oleju w głowie.)