Nawet jeśli Twój ukochany Burek ma jedno ucho oklapnięte, nie wieszasz obrazów w salonie od linijki i nie przeszkadza Ci, kiedy jedna podkolanówka zjeżdża na treningu do połowy łydki, to gdzieś w podświadomości i tak masz zakodowane zamiłowanie do symetrii. Symetria jest dla ludzi jednym z podstawowych wyznaczników piękna, i to ponadkulturowo. Doceniamy ją, patrząc na skrzydła motyla czy płatek śniegu, kierujemy się nią, wybierając najatrakcyjniejsze kandydatki na miss czy nawet owoce na targu.
Różnym tęgim umysłom przypisuje się powiedzenie, że symetria jest estetyką głupców (no w końcu najsmaczniejsze owoce nie są najładniejsze, a zakochujemy się w ideałach wcale niepodobnych do Barbie czy Kena). Wiktor Hugo pisał, że symetria to nuda. I to by się w wielu aspektach życia zgadzało. Ale akurat w bieganiu na takiej nudzie powinno nam zależeć. Asymetria w ciele biegacza może być powodem nawracających kontuzji i bezradności w walce z życiówką.
Krzywy jak Usain Bolt
„Ocena asymetrii i praca nad nią to jedna z głównych rad, jaką dałbym zarówno początkującym, jak i weteranom biegania – mówi czterokrotny mistrz olimpijski Michael Johnson, założyciel centrum treningowego Michael Johnson Performance. – To daje efektywność, która jest bardzo ważna i dla sprinterów, i dla długodystansowców. Im efektywniej biegniesz, tym szybciej pokonujesz dystans i tym mniejsze odczuwasz zmęczenie, bo eliminujesz lub minimalizujesz zbędne ruchy”.
Wszystkie mięśnie pracują w optymalnym dla siebie zakresie, ich wkład jest równy: żaden się nie obija ani nie musi zasuwać za dwóch. Niestety, nikt z nas nigdy nie będzie perfekcyjnie symetryczny, bo cóż – nie jesteśmy robotami. Nawet Usain Bolt, najlepszy sprinter wszech czasów – o naukowo stwierdzonej asymetrii jego kroku rozpisywał się w zeszłym roku internet.
Komentarze