Objawy: boli, kiedy biegam. Zalecenie: nie biegaj. To nie dowcip z cyklu „Przychodzi baba do lekarza”, ale rzeczywistość biegaczy amatorów. Podobne historie raczej jednak nie przytrafiają się zawodowcom. Postanowiliśmy sprawdzić, czy stan zdrowia przeciętnego amatora może być traktowany z taką samą atencją, jak mistrza świata.
1. Metryka i brak predyspozycji do biegania
Pacjent 1 pytany o plany startowe odpowiada, że na razie nie ma, bo od biegu w łódzkim Textilcrossie walczy z bólem stopy. Pan Grzegorz wyszedł od lekarza pierwszego kontaktu z podejrzeniem lekkiego zwichnięcia stawu i skierowaniem do specjalisty.
„Ortopeda organoleptycznie zbadał staw skokowy i zakazał mi biegania” – relacjonuje biegacz. Ostatecznie doktor zawyrokował: „Widocznie nie ma pan predyspozycji do biegania”. Po 3 miesiącach czekania na badanie USG diagnosta uspokoił pana Grzegorza. Teraz przed nim oczekiwanie na ponowną wizytę u ortopedy.
Pacjent 2, pani Jola, aktywna czterdziestolatka, której problemy z kolanami przerwały zdobycie Korony Maratonów Polskich, podczas jednej z wizyt usłyszała od lekarza:
„Szanowna pani, niech pani spojrzy w dowód osobisty na PESEL”.
Pacjent 3, nasz redakcyjny kolega, od kilku lat odczuwa dyskomfort podczas długich dystansów i ponadgodzinnej jazdy samochodem. Ból w okolicy pośladka nie jest na tyle dokuczliwy, żeby ustawiać się w wielomiesięcznej kolejce do służby zdrowia. W końcu decyduje, że spróbuje coś z tym zrobić i podejdzie do tego jak zawodowiec. Trafia do poznańskiego centrum wielospecjalistycznej opieki Rehasport Clinic.
2. Zawodowe podejście
Najpowszechniej stosowanym remedium na zgłaszane lekarzom dolegliwości biegacza jest odpoczynek od biegania. Do tego lodowe okłady i mentolowe maści. Jednak kiedy mijają kolejne miesiące bez biegania, a dzienniczek treningowy świeci pustkami, przychodzi refleksja: naprawdę nic więcej nie da się zrobić? Chyba muszą istnieć lekarze, którzy widzą w bieganiu sprzymierzeńca zdrowia, a nie wroga człowieka i nie traktują metryki jak wyroczni.
Przecież gdyby przywołana tu pani Jola nazywała się Paula Radcliffe i przygotowywała do najważniejszego startu w karierze, raczej nie zostałaby odesłana na kilka miesięcy z workiem lodu i tubką maści. Gdyby staw skokowy Mai Włoszczowskiej został potraktowany jak wspomniana kostka pana Grzegorza, pewnie nie zostałaby ona rok po kontuzji wicemistrzynią świata.